
Twarz protestów
Iwona Hartwich od dobrych kilku lat nie jest już osobą anonimową. Cała Polska poznała ją wiosną 2014 roku, kiedy stała się twarzą sejmowego protestu. Choć o prawa niepełnosprawnych walczy od prawie dziesięciu lat. Jest matką dwóch synów, starszy – 23-letni Kuba porusza się na wózku i ma dziecięce porażenie mózgowe. To on protestuje razem z nią, rozmawia z dziennikarzami i politykami. – Iwona ma też duże wsparcie w rodzinie, u swojego męża – mówi nam posłanka Nowoczesnej.
Iwona nie jest osobą, która się poddaje. Walczy o prawa dla swojego syna i pozostałych osób niepełnosprawnych od 2009 roku. To ona jest inicjatorką wielu protestów, przesiaduje na komisjach, bierze udział w konsultacjach i spotkaniach Centrum Dialogu. Ona jest ogniwem, który rozpala siłę wśród tych rodziców. A przy tym jest bardzo naturalna, szczera. Tam nie ma ani krzty zakłamania.
Waleczna i opiekuńcza
Wyższe świadczenia pielęgnacyjne to pierwszy punkt z listy postulatów, jaki udało im się wywalczyć w 2014 roku. Ale zależało im na kolejnych. – Jeździłyśmy na spotkania z władzą, ale nic się nie zmieniało. Reszta postulatów pozostawała bez zmian – żali się Maja Szulc. Mówi, że Jarosław Kaczyński rączki całował i powtarzał, że jak Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory, to i im pomogą. – Obiecanki cacanki. Dałyśmy im jeszcze szansę, jeździłyśmy na spotkania. Ale w tej chwili mija 2,5 roku rządów PiS, a w naszej sytuacji nic się nie zmieniło – podkreśla. Rok temu Hartwich i inne matki osób niepełnosprawnych stanęły przed kancelarią ówczesnej premier Beaty Szydło. Ale nikt nawet do nich nie wyszedł. Dlatego umówiły się na kawę i wtedy postanowiły, że to właśnie z toruńskimi posłami porozmawiają o sytuacji niepełnosprawnych. Trafiły do Joanny Scheuling-Wielgus z Nowoczesnej. – Powiedziała nam: "tak, kochane kobiety, zrobię dla was tę konferencję". I dziewczyny po niej zostały w Sejmie – opowiada Szulc.
Nie boi się hejtu
Ale nie wszyscy tak przychylnym okiem patrzą na działania Iwony Hartwich. W sieci można przeczytać złośliwe komentarze internautów, którzy nazywają liderkę protestów "prowokatorką z sejmowego korytarza"i oceniają, że marzy jej się kariera polityczna. – Nie mam aspiracji politycznych. W 2014 roku też przecież zarzucali mi, że będę jedynką na listach Solidarnej Polski – przypomina Hartwich w rozmowie z naTemat.
To samo przeżyłam w 2014 roku. Wtedy też były wyciągane te moje zdjęcia z wakacji. Wtedy też pokazywano ten szalik za 10 złotych, o którym pisano, że kosztował tysiąc. Przecież chciałoby się powiedzieć, że to powtórka z rozrywki. Nie mam pojęcia, dlaczego ludzie mogliby pozazdrościć nam wakacji? Powiem uczciwie, że nikt nie kwapi się, żeby ten wózek i mojego syna zabierać na wakacje gdziekolwiek.