Wreszcie nadchodzi ratunek dla uwięzionych w wojennym piekle cywilów z syryjskiego Homs, które będąc stolicą rebelii przeciw dyktaturze znajduje się pod ciągłym ostrzałem wojska. Czerwony Krzyż i Czerwony Półksiężyc zdołał jednak dotrzeć do potrzebujących pomocy i powoli ewakuuje ich w bezpieczniejsze rejony.
Wśród oczekujących na ewakuację ambulansami syryjskiego Czerwonego Półksiężyca są też zagraniczni dziennikarze, którzy wczoraj apelowali o pomoc w wydostaniu się z samego frontu syryjskiego konfliktu. Władze Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża poinformowały jednak, że bez pomocy nie zostanie żaden jej potrzebujący.
W tej chwili chodzi przede wszystkim o wydostanie jak największej liczby cywili, szczególnie dzieci i kobiet, z dzielnicy Baba Amr, która rano znalazła się pod ciężkim ostrzałem sił rządowych.
Tunezyjskie nadzieje
W tym samym czasie w Tunisie, stolicy Tunezji zachodni i arabscy przywódcy dyskutują nad tym, jak sprawić, by ulice w Syrii wreszcie przestał spływać krwią. Problem w tym, że nie ma tam ani jednego reprezentanta reżimu Baszara al-Assada. Udziału w rozmowach odmówili również wspierający go Rosjanie i Chińczycy.
Ocenia się, że jedynym wymiernym efektem tunezyjskiego spotkania może być wyłącznie ukonstytuowanie pozycji Kofiego Annana, byłego szefa ONZ, który wczoraj został mianowany specjalnym wspólnym wysłannikiem ONZ i Ligii Arabskiej do Syrii.
Uczestnicy spotkania w Tunisie zostali też zmuszeni, by przypomnieć sobie, że sytuacja w Syrii nie jest czarno-biała i za Baszarem al-Assadem murem stoi wielu ludzi. Między innymi kilkuset tych, którzy protestowali przed hotelem, w którym trwają rozmowy.
Zamieszki w Bejrucie
Niepokoje sąsiadów zaczynają odbijać się Libańczykach. Pozostający od lat w bliskich stosunkach z Syryjczykami naród stał się naturalnym wsparciem dla uciekających z ogarniętego wojną kraju. Z tym, że wielu z nich postanowiło tę wojnę przenieść. Od pewnego czasu na ulicach Bejrutu zaczęło więc dochodzić do starć między zwolennikami i przeciwnikami al-Assada.