W Warszawie pozamykane drogi i mosty, utrudnienia w komunikacji miejskiej i korki. Do tego wszędzie wzmożone siły policji. Taki był krajobraz stolicy 2 maja w związku z piłkarskim Finałem Pucharu Polski. Legia Warszawa pokonała Arkę Gdynia 2:1, ale ten mecz przejdzie do historii nie tylko ze względu na wagę sportowego wydarzenia. Wszyscy bowiem mówią tylko o jednym - o skandalicznym zachowaniu kibiców z Pomorza.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
To miało być piłkarskie święto na Stadionie Narodowym w Warszawie. I było - ale tylko częściowo. Puchar Polski zdobyła Legia Warszawa, która pokonała Arkę Gdynia.
Dla Arki Gdynia i jej kibiców już sam udział Finale to powinien być powód do satysfakcji. Ale fani drużyny z Trójmiasta (choć nie tylko oni) zrobili wiele, by wszystko popsuć. Mecz był parokrotnie przerywany ponieważ z trybun leciały race i cały stadion był na tyle zadymiony, że nie było nic widać. W pewnym momencie jedna z rac wystrzelona z trybun, gdzie siedzieli kibice Arki, trafiła w konstrukcję, na której zamontowany jest telebim. Konstrukcja ta zaczęła się nawet żarzyć, ale nie doszło na szczęście do pożaru. Inne race trafiły w dach stadionu i go uszkodziły.
Prezes PZPN Zbigniew Boniek był wyraźnie wściekły na zachowanie kibiców. W rozmowie z Polsat Sport przyznał, że skandaliczne zachowanie kibiców mogło się skończyć o wiele gorzej. - Gdyby one doleciały do sektorów z fanami Legii, doszłoby do zagrożenia życia - stwierdził Boniek.
Prezes PZPN poinformował, że w czwartek do prokuratury trafi zawiadomienie w sprawie popełnienia przestępstwa przez kibiców. Na Twitterze zaś Boniek dodał, że z kibicami nie ma już o czym rozmawiać. "Game over!" - stwierdził ostro.
Reklama.
Udostępnij: 1070
Zbigniew Boniek
prezes PZPN
Uszkodzeniu uległy telebimy i dach Stadionu Narodowego. Nie ma tolerancji dla takich zachowań. Pewne granice zostały przekroczone. (...)
Przyjechałem na stadion o godz. 10 i ochrona przetrzepała mi samochód "do góry nogami". Nie mam pojęcia, jak to się stało, że niektórzy mimo tego potrafią wnieść niebezpieczne przedmioty. Nie wiem jeszcze, jaka kara czeka na Arkę Gdynia, ale my tego nie podarujemy.