W ostatnich relacjach ze zniszczonych przez trąbę powietrzną terenów niewiele miejsca poświęcono strażakom. A szkoda, bo ich udział w ratowaniu majątku, ale także życia osób poszkodowanych przez ten kataklizm był nieoceniony. Setki strażaków, często z ochotniczych straży pożarnych w niewielkich miejscowościach, wszystkimi dostępnymi środkami nieśli pomoc. Ich oddanie podnosi i tak już wysokie zaufanie do strażaków.
Według badania European Trusted Brands 2012, aż 93 procent Polaków ma zaufanie do strażaków. Kolejni w zestawieniu piloci samolotów pasażerskich mają 10 punktów procentowych mniej. Tłumy garną się też do zawodowej służby. Aby zostać oficerem, trzeba skończyć Szkołę Główną Służby Pożarniczej. W tym roku uczelnia odrzuciła 211 kandydatów, 24 jest na liście rezerwowej, a tylko 94 osoby się dostały się na studia.
– Jesteśmy jedyną uczelnią kształcącą oficerów. Od lat cieszymy się ogromnym zainteresowaniem – mówi naTemat Aleksandra Kostrzębska, rzeczniczka uczelni. – Często rozmawiam z naszymi studentami i najwięcej z nich tłumaczy, że przyszło do nas z powodu tradycji rodzinnej. Służył tata, dziadek, wujek, więc i oni się zapisali. Wielu mówi, że chce po prostu pomagać innym. Ale w obecnych czasach silnym argumentem "za" jest też pewność tej pracy: zaraz po zakończeniu studiów dostaje się przydział do jednostki – opisuje rzeczniczka SGSP.
Może to dziwić o tyle, że zarobki są niskie, bo stażyści i technicy zarabiają zaledwie 1200-1500 złotych brutto, specjaliści i inspektorzy około 1600-2200 złotych, a wymagania są wysokie. Jednak od przedszkola jesteśmy wychowywani w kulcie strażaków.
Obowiązkowym punktem edukacji w przedszkolu jest wizyta u "panów strażaków". U dzieci skutecznie podsyca się chęć wskoczenia w czarny mundur i jeżdżenia czerwonym wozem. Zapewne dobrą reklamą są takie filmy jak "Ognisty podmuch" z 1991 roku. Doskonałe role Kurta Russela i Aleca Boldwina powodują, że każdy chłopak chce zostać strażakiem. Doskonale widać to szczególnie w małych miejscowościach. Tam zainteresowanie strażą pożarną jest niezmiennie wysokie.
– Mamy trzy młodzieżowe drużyny, to 21 osób – relacjonuje w rozmowie z naTemat Stanisław Leszczyński, prezes ochotniczej straży pożarnej w dziesięciotysięcznym Czersku na Pomorzu. – Właściwie 100 procent z nich po ukończeniu 18 roku życia przechodzi do regularnej służby – chwali się druh Leszczyński. Dodaje, że w tej chwili służy 66 strażaków, a ponad 30 ma status członków wspierających. Tłumaczy też powody takiego powodzenia OSP.
– Z czymkolwiek ludzie się do nas zwrócą, pomagamy. Nie tylko w przypadku pożarów czy wypadków, ale też udostępniamy generator, gdy nie ma prądu a ktoś ma w domu respirator. Strażacy są jak rodzina, zrobią wszystko co w ich mocy, żeby pomóc lokalnej społeczności – zapewnia prezes OSP w Czersku. Po ciężkiej pracy jest też nagroda.
– Drużyny młodzieżowe co dwa lata jeżdżą na wspólne obozy ze strażakami z naszego miasta partnerskiego w Boizenburgu. Mają okazję zwiedzić komendy, poznać nowoczesny sprzęt. To często odskocznia dla dzieci z biednych rodzin. Poza tym co tydzień, w piątek spotykają się na ćwiczeniach – relacjonuje Stanisław Leszczyński.
Dlatego też młodzi garną się do służby. – Wstąpiłem do straży, gdy miałem 14 lat. Mieszkam 200 metrów od remizy i za każdym razem, gdy słyszałem syrenę czułem, że powinienem tam biec i pomagać – mówi naTemat Maciej Trypuz. – Od dziecka Fascynowały mnie te maszyny, pompy, węże. Cieszyłem się, że mogłem zwinąć wąż czy powiesić jakiś mokry do wyschnięcia. Ale to nie tylko pożary czy wypadki, ale też usuwanie gniazd szerszeni, wchodzenie przez przez balkon, bo ktoś zatrzasnął klucze. W ciągu roku mamy około 400 interwencji, każdy z nas ma około 250 – opisuje strażak-ochotnik.
Jednak obok 678 214 strażaków-ochotników, jest też około 30 tysięcy zawodowców. Dla nich służba to nie dodatkowa aktywność, ale sposób na życie. – Ludzie nie chcą pracować w jakimś zawodzie, bo on ma wysoki prestiż. Robią to, bo mają określoną wizję tej pracy – tłumaczy dr Jacek Wasilewski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Stabilność tej pracy też jest ważna - w kryzysie to bardzo cenne. Jednak głównym powodem jest to, że łatwo można zostać bohaterem, można ratować świat. Do tej służby nie przyciąga tylko to, że można szybko jeździć na akcje, ale też ma się szkolenia z ochrony chemicznej, rozcina się samochody specjalistycznym sprzętem. Młodzi mężczyźni, jeśli nie mogą być Supermenami, zostają strażakami – podsumowuje.