Anna chciała zablokować przemarsz narodowców, którzy idąc w "Marszu Powstańców Śląskich" wykrzykiwali rasistowskie hasła. Wyniosło ją dwóch policjantów. – Nie wiemy, dlaczego ten jeden z funkcjonariuszy założył dźwignię na rękę Anny, łamiąc ją. Według naszej oceny sytuacji, było to zupełnie niepotrzebne. Dodatkowo, wiemy, że ten policjant był brutalny także wobec innych uczestników – mówi nam Maciej Smykowski, współprzewodniczący katowickiej Partii Zieloni.
6. maja narodowcy spotkali się na placu Sejmu Śląskiego przed pomnikiem Wojciecha Korfantego w Katowicach. W ich rękach powiewały flagi Polski i Śląska. Na transparentach napisali hasła: "White boys"; "Polski honor śląska duma" i wyeksponowali wizerunek Romana Dmowskiego i Wojciecha Korfantego. – Dlatego też ludzie zorganizowali spontaniczne zgromadzenie, by zaprotestować przeciwko narodowcom, wykrzykującym faszystowskie hasła – opowiada nam adwokat Gabriela Morawska-Stanecka, która stała po drugiej stornie ulicy, wśród kontrmanifestantów. Była tam także 45-letnia Anna.
– Stanęliśmy obok marszu narodowców i zobaczyliśmy banery z rasistowskimi hasłami. Najpierw poprosiliśmy organizatorów o to, by zareagowali. Nie zrobili tego. Poprosiliśmy więc policję, by je usunęła. Też nie było żadnego odzewu, dlatego chwilę później usiedliśmy na ulicy, mówiąc, że nie dopuścimy, aby narodowcy przemaszerowali – opowiada nam Maciej Smykowski, współprzewodniczący katowickiej Partii Zieloni.
Dlatego, gdy marsz Młodzieży Wszechpolskiej i ONR wyruszył, kontrmanifestanci postanowili zablokować im przejście. Usiedli na ulicach. – Policja nie zareagowała na nasze żądania, zaczęła nas usuwać z ulicy – relacjonuje Smykowski. – Pani Ania została zniesiona z ulicy przez dwóch funkcjonariuszy. I z tego, co opowiadała, to jeden z policjantów odszedł, a drugi chwycił ją za rękę i ją wykręcił – opowiada nam adwokat Morawska-Stanecka. Szybko okazało się, że 45-latka ma złamaną rękę. – Nie wiemy, dlaczego ten policjant założył dźwignię na rękę Anny, łamiąc ją. Według naszej oceny sytuacji było to zupełnie niepotrzebne. Dodatkowo, wiemy, że ten policjant był brutalny także wobec innych uczestników – zaznacza Smykowski.
Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Z jednej strony słychać było okrzyki: "Narodowa duma", "Cześć i chwała bohaterom", z drugiej: "Precz z faszyzmem"; "Wolność, równość, demokracja". Wreszcie prezydent Katowic zdecydował o rozwiązaniu zgromadzenia Młodzieży Wszechpolskiej i ONR. Tłumaczył to "troską o zdrowie i życie mieszkańców".
Wersja policji
– W niedzielę w trakcie zabezpieczenia przez policjantów manifestacji, otrzymaliśmy sygnał od jednej z uczestniczek – osoby blokującej przejście legalnego zgromadzenia – o tym, że doznała urazu ręki – wyjaśnia nam podinsp. Aleksandra Nowara, rzecznik prasowy Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach. Na miejsce przyjechało pogotowie. 45-letnia Anna pojechała do szpitala. Kolejnego dnia 45-latka zgłosiła się wraz ze swoim pełnomocnikiem na posterunek policji. – Złożyła zawiadomienie o uszkodzeniu ciała i przekroczeniu uprawnień przez policjantów – mówi Nowara. I dodaje, że wszystkie materiały w tej sprawie zostały wysłane do Prokuratury Katowice-Południe z wnioskiem o rozważenie możliwości wszczęcia śledztwa.
"Na 99 proc. pójdziemy do sądu"
Na razie Anna unika mediów i zajęła się swoim zdrowiem. – Na tym etapie nie mogę powiedzieć, czy pani Anna skieruje tę sprawę do sądu. Póki co, jej zdrowie jest najważniejsze, ma problem z prawą ręką, to dość poważne złamanie. W piątek będzie miała operację – tłumaczy nam jej adwokat Gabriela Morawska-Stanecka. I wyraźnie podkreśla: – To, co się stało pani Annie jest godne potępienia. Myślę jednak, że nie można winy za to, co zrobił ten funkcjonariusz zrzucać na wszystkich policjantów z Katowic. To był incydent. W porównaniu do tego, co się działo w Warszawie, czy we Wrocławiu, to policja w Katowicach naprawdę zachowywała się bardzo porządnie.
Ale Maciej Smykowski chciałby, aby wszyscy policjanci zachowywali się przyzwoicie i adekwatnie do każdej sytuacji. – Szukamy teraz filmów, by mieć to czarno na białym. I na 99 procent pójdziemy do sądu – podkreśla.
Reklama.
podinsp. Aleksandra Nowara,
rzecznik prasowy Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach
Równocześnie analizowaliśmy zarejestrowane na kamerach nagrania, aby odtworzyć interwencje wobec zgłaszającej. Materiał wideo z tej konkretnej interwencji został również przekazany do prokuratury w celu oceny prawno-karnej. Komendant Wojewódzki Policji w Katowicach polecił przeprowadzenie czynności wyjaśniających, w ramach których zostanie zbadana zasadność użycia przez policjantów środków przymusu bezpośredniego.