"Następnego roku w Jerozolimie!" – krzyknęła ze sceny w Lizbonie izraelska piosenkarka Netta Barzilaj, gdy odbierała nagrodę za zwycięstwo w tegorocznym konkursie Eurowizji. Te słowa każdego roku padają w domach Żydów podczas obchodów święta Pesach. Niby nie ma w nich nic niezwykłego, ale wypowiedź została odebrana jako polityczna deklaracja, zaostrzająca konflikt izraelsko-palestyński.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Bojkot Izraela
Tym razem muzyka obyczajów nie będzie łagodzić. Łagodnie nie było już na parę tygodni przed Konkursem Piosenki Eurowizji w Portugalii. "Zero punktów dla Izraela!" – apelowała społeczność palestyńska mieszkająca w Izraelu. 1 maja na Facebooku pojawił się profil z wezwaniem do bojkotu izraelskiej piosenkarki Netty Barzilaj i jej piosenki "Toy".
Autorzy wpisu po angielsku i po hebrajsku przypominali, jaką - niekoniecznie artystyczną - drogę przeszła Netta zanim trafiła na Eurowizję. Nie ukrywali przy tym, że władze w Tel Awiwie będą będą chciały propagandowo wykorzystać występ Netty na konkursie w stolicy Portugalii.
Netta Barzilaj jeszcze niedawno (w 2014 r.) służyła w izraelskiej marynarce wojennej w ramach obowiązkowej służby wojskowej. Palestyńczycy z oburzeniem zwracają uwagę, że piosenkarka występowała dla żołnierzy, którzy brali udział - jak to określono - w masakrze w Strefie Gazy, w wyniku której zginęło czworo dzieci w wieku od 10 do 11 lat. Jedna z jej piosenek nosiła tytuł "Mój marynarz jest moim aniołem".
Znając tę biografię, faktycznie inaczej można odebrać słowa, jakie padły tuż po tym, jak na scenie w Lizbonie ogłoszono ostateczny werdykt po głosowaniach jurorów i widzów.
Notabene - po głosowaniu samych jurorów Izrael był na miejscu trzecim za Austrią i Szwecją. Dopiero głosowanie widzów odwróciło kolejność. Izrael ze znaczną przewagą wyprzedził Cypr, Austrię i Niemcy.
Autorzy profilu wzywającego do bojkotu izraelskiej piosenki na Eurowizji jeszcze w trakcie głosowania robili, co mogli, apelując do mieszkających w różnych krajach Europy. Wzywali, by głosować na Cypr lub Irlandię, które - jak stawiali bukmacherzy - też miały spore szanse na zwycięstwo w konkursie.
Wynik głosowania był jaki był, a komentarz Netty po jego ogłoszeniu tylko utwierdził Palestyńczyków w przekonaniu, że piosenkarka jest narzędziem izraelskiej propagandy. Bo niby dlaczego powiedziała o Jerozolimie? Przecież jasne jest, że według społeczności międzynarodowej stolicą Izraela jest Tel Awiw. Choć ostatnio - nie całej społeczności.
Wypowiedzenie wojny z całym Bliskim Wschodem
W grudniu ub. roku prezydent USA Donald Trump zapowiedział przeniesienie amerykańskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. Deklaracja Trumpa została przyjęta z ogromnym oburzeniem, nie tylko w świecie arabskim. Także wielu przywódców europejskich zasugerowało, że prezydent USA się zagalopował. Kwestia statusu Jerozolimy powinna bowiem być przedmiotem rozmów pokojowych między Izraelem a Palestyńczykami. Tymczasem - zamiast pokoju - znów jest coraz większy niepokój. Nie brakowało komentarzy, że decyzja Trumpa to de facto wypowiedzenie wojny z całym Bliskim Wschodem. Świat arabski bowiem uznaje, że Jerozolima jest miastem palestyńskim w części okupowanym przez Izrael.
Wracając do samej Netty i jej piosenki "Toy". Wiele osób zwróciło uwagę na jej dyskotekowy rytm, melodyjny refren, jaskrawe kolory ubrania piosenkarki, taniec "kurczaka" i kiczowate kotki w tle machające łapką. Pewnie mało kto przysłuchiwał się treści piosenki o zabawce.
W wywiadach przed Eurowizją Netta przyznawała, że jej piosenka - choć na pierwszy rzut oka (i ucha?) - może wydawać się infantylna, to taką nie jest. Tłumaczyła, że naśladowane odgłosy kurczaka mają określony sens - kurczak jest synonimem tchórza. Tu zaś chodzi o "przebudzenie siły kobiet i sprawiedliwości społecznej". Ale czy tylko chodzi o kobiety i ich siłę? Palestyńczycy, którzy politykę izraelską nazywają mianem apartheidu, podejrzewają, że to nie tylko takie jest przesłanie piosenki.
Polityczna propaganda
"W jaki sposób Eurowizja może świętować różnorodność i integrację, skoro Palestyńczycy giną od strzałów w głowę?" – takie słowa pojawiły się w jednym z komentarzy na Twitterze po reakcji Netty na wygraną. Nie brak przy tym sugestii, że izraelska piosenkarka złamała zasadę apolityczności muzycznego konkursu.
Dyskwalifikacja Netty Barzilaj za wygłoszenie politycznej deklaracji wcale nie jest taka niemożliwa. Do podobnej sytuacji doszło przed rokiem. Wówczas ukraińscy organizatorzy finału Eurowizji zdyskwalifikowali rosyjską piosenkarkę Julię Samojłową za to, że ta pojechała na zaanektowany przez Rosję Krym. Jej wizyta na odebranym Ukrainie półwyspie została bowiem uznana za gest polityczny. Co więcej - zgodnie ukraińskim prawem wszyscy Rosjanie, którzy jadą na Krym, mają zakaz wstępu na Ukrainę. Druga kwestia to to, że również decyzja Kijowa została uznana przez Europejską Unię Nadawców za upolitycznianie apolitycznego konkursu piosenki.
Na razie EBU nie zabrała głosu w sprawie kontrowersji wokół zwycięstwa izraelskiej piosenkarki. Pewne jest jednak to, że Eurowizja 2019 dostarczy nam wielu emocji, niemających nic wspólnego z muzyką.