Były Komendant Główny Policji Zbigniew Maj opowiadał w czwartek o zatrzymaniu przez Centralne Biuro Antykorupcyjne i odniósł się do stawianych mu zarzutów.
Były Komendant Główny Policji Zbigniew Maj opowiadał w czwartek o zatrzymaniu przez Centralne Biuro Antykorupcyjne i odniósł się do stawianych mu zarzutów. Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta

Komendantem Głównym Policji był zaledwie trzy miesiące. Zwalniał komendantów, rozbijał - jak twierdził - układy. A teraz sam jest podejrzany. Zbigniew Maj opowiedział w czwartek o tym, jak został zatrzymany przez CBA. Stwierdził, że funkcjonariusze mieli przekroczyć swoje uprawnienia, a cała akcja miała być "ustawiona". On "nie ma nic do ukrycia"i "nie naraził ani interesu publicznego, ani interesu śledztwa".

REKLAMA
Po trzech miesiącach kariera Zbigniewa Maja jako Komendanta Głównego Policji się zakończyła. W tle pojawiła się afera korupcyjna. Maj złożył dymisję i przeszedł na emeryturę. Twierdził potem na łamach dziennika "Życie Kalisza", że spotkała go kara za to, że próbował tropić układy w polskiej policji i że jako szef policji próbował wyjaśnić, kto stał za inwigilacją kilkudziesięciu dziennikarzy w poprzednich latach i rozpoczął postępowania dyscyplinarne wobec biorących w tym udział oficerów.
Maj był zdania, że choć odszedł w niesławie, to nie usłyszał żadnych zarzutów i nie podjęto żadnej czynności procesowej, choć od sprawy jego dymisji minęły dwa lata. Tak było do ubiegłej środy, kiedy CBA weszło do jego domu w Kaliszu.
"Ten kosz był przyniesiony"
W czwartek podczas konferencji prasowej opowiedział o zatrzymaniu i o śledztwie. Wraz z byłym komendantem głównym zatrzymani zostali byli dyrektorzy łódzkiej i poznańskiej Delegatury CBA. Wszyscy zostali przewiezieni do Rzeszowa, gdzie odbyły się czynności procesowe z ich udziałem.
Zbigniew Maj usłyszał 10 zarzutów, między innymi ujawniania informacji z prowadzonych postępowań karnych oraz na temat planowanych dopiero czynności. W czwartek stwierdził, że podczas zatrzymania miało dojść do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusz CBA.
"Oprócz wejścia do mojej posesji nastąpiło wejście do drugiego mojego domu. W czynnościach uczestniczył 80-letni teść, który (...) nie był do tego w ogóle upoważniony, bo nie jest to osoba, której zleciłem możliwość wykonywania czynności w moich pomieszczeniach"– mówił podczas konferencji Maj.
Stwierdził, że podczas interwencji z jego domu CBA wyniosło kosz dokumentów, który jego zdaniem funkcjonariusze mieli sami wcześniej przynieść. "Szanowni państwo, ten kosz był przyniesiony wcześniej" – mówił dziennikarzom.
"Byłem podsłuchiwany
Maj stwierdził, że dowody śledczych w jego sprawie pochodzą" z kontroli korespondencji, czyli z podsłuchów". "Oficjalnie mówię, że wynika z tego, że jako komendant główny byłem podsłuchiwany" – powiedział podczas konferencji dziwiąc się, że taka "ostateczność" została użyta przeciwko niemu tuż po tym jak objął stery w KGP.
Były Komendant Główny Policji ustosunkował się do stawianych mu zarzutów udostępniania informacji na temat prowadzonych śledztw. – Jako komendant główny policji ustawowo jestem zobligowany, żeby państwa [dziennikarzy – przyp. red.] informować o sytuacjach, które mają miejsce w śledztwach. Robiąc to, na pewno nie naraziłem ani interesu publicznego, ani interesu śledztwa, a dbałem tylko o wizerunek mojej instytucji, którą wtedy kierowałem – podkreślił Zbigniew Maj.
Nie przyznał się także do rzekomego podżegania do przekroczenia uprawnień dwóch dyrektorów biur Centralnego Biura Antykorupcyjnego (w Łodzi i w Poznaniu). Stwierdził, że jego zdaniem stawiane mu zarzuty nie mają pokrycia w materiale dowodowym.
– Wczoraj wyjaśniałem tę kwestię i myślę, że moje wyjaśnienia były na tyle skuteczne, że pani prokurator, ani w stosunku do mnie, ani do panów dyrektorów, nie występowała z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie – podsumował Maj.
Źródło: TVN24, "Życie Kalisza"