Przez trzy miesiące Komendant Główny Policji Zbigniew Maj ścigał układy, jakie rzekomo rządziły polską policją. Na koniec... złożył dymisję, a na niego spadły podejrzenia o korupcję. Dziś Zbigniew Maj chce walczyć o swoje dobre imię.
– Faktem jest, że wymieniłem 90 proc. kadry, rozbiłem klany policyjne, rodzinne, lobbystyczne. To były moje i tylko moje decyzje. Wymieniłem większość komendantów wojewódzkich i ich zastępców. Nie znaleziono nic, nawet przekroczenia uprawnień – podsumowuje Maj w wywiadzie dla dziennika i dodaje, że rozważa zaangażowanie się w politykę.
Swoja funkcję sprawował zaledwie trzy miesiące. Zaczął od zaprezentowania pozostałości po swoim poprzedniku, dziennikarze zobaczyli między innymi wysokiej jakości sprzęt do nagrywania. Miało to być dowodem na to, jakie "Bizancjum" stworzyli sobie poprzednicy Zbigniewa Maja.
Po kilku miesiącach kariera Komendanta Głównego Policji się zakończyła. W tle pojawiła się afera korupcyjna, Zbigniew Maj złożył dymisję i przeszedł na emeryturę. Dziś twierdzi, że spotkała go kara za to, że próbował tropić układy w polskiej policji. Maj twierdzi, że jako komendant próbował wyjaśnić, kto stał za inwigilacją kilkudziesięciu dziennikarzy w poprzednich latach i rozpoczął postępowania dyscyplinarne wobec biorących w tym udział oficerów.
Dziś jest zdania, że choć odszedł w niesławie, to do dziś nie usłyszał żadnych zarzutów i nie podjęto żadnej czynności procesowej, choć od sprawy jego dymisji minęły już dwa lata.
– Mój majątek i moje oświadczenia majątkowe zostały sprawdzone przez odpowiednie służby, czyli CBA. Nic nie znaleziono. Czy to oznacza, że nasze organy ścigania to sami nieudacznicy? – pyta retorycznie Maj w wywiadzie dla lokalnego dziennika "Życie Kalisza".
Przypomnijmy, Mariusz Błaszczak, nominując Maja na komendanta głównego, musiał tłumaczyć się z tego, że postępowanie przeciwko niemu prowadziło wówczas CBA. Błaszczak twierdził, że Platforma jątrzy, bo traci poparcie w sondażach.