Dość długie przemówienie Mateusza Morawieckiego dotyczyło sukcesów rządu Prawa i Sprawiedliwości oraz pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Padły w nim słowa o Europie Zachodniej, która "nie rozumie państw postkomunistycznej Europy". Była też mowa o zaufaniu do rządu i obietnicy budowania "Polski równych szans". – Jeżeli wyborcy nam ponownie zaufają za 1,5 roku, to zobowiązujemy się, że będziemy dalej robić wszystko, żeby budować Polskę równych szans, a nie Polskę równych i równiejszych – powiedział szef rządu.
Po przemówieniu premiera przyszedł czas na zadawanie pytań. W zamierzeniu mógł je zadać każdy uczestnik spotkania. Jednak już po pierwszym pytaniu dotyczącym finansowego wsparcia dla niepełnosprawnych okazało się, że nie wszyscy chcący zapytać premiera Morawieckiego są mile widziani. – Co takiego się dzieje, że jest tak dobrze, mamy tyle pieniędzy, a nie możemy pomóc tym ludziom, którzy od kilkudziesięciu dni siedzą w Sejmie czekają na pomoc – zapytała Magdalena Filiks, wiceszefowa Komitetu Obrony Demokracji. W odpowiedzi szef rządu zwrócił uwagę na to, ze obecny rząd podniósł pomoc dla niepełnosprawnych do trzech tysięcy złotych, z czym grupa zebranych na sali się nie zgodziła. Pojawiły się okrzyki "kłamca", zaczęto też wymachiwać konstytucją. To był początek końca spotkania Morawieckiego z Gdańszczanami.
O to, jak spotkanie w legendarnej Sali BHP wyglądało z punktu widzenia widowni, zapytaliśmy szefa pomorskiego KOD-u Radomira Szumełdę, który był wśród przeciwników rządu obecnych na spotkaniu. – Padło jedno pytanie ze strony koleżanki i było ono na tyle trudne i niewygodne dla działaczy PiS-u i "Solidarności", że zareagowali agresywnie. Premier próbował na nie odpowiadać, jednak sala zareagowała bardzo nerwowo. Dalszych pytań już nie było. Nasza strategia polegała na tym, żeby zadać premierowi niewygodne pytania. Jak widać po wczorajszych wydarzeniach, nie da się ich zadać – mówi w rozmowie z naTemat szef pomorskiego KOD-u.
Zarówno prawicowe media, jak i politycy PiS twierdzą, że protestujący to mała grupka osób, która obecna jest na większości spotkań z politykami Prawa i Sprawiedliwości. Przeglądając media społecznościowe można dojść do wniosku, że biorący udziale we wczorajszym spotkaniu to głównie członkowie KOD-u i osoby walczące o prawa osób niepełnosprawnych. Jedną z uczestniczek wczorajszego spotkania była Anita Czarniecka, która na spotkanie przyniosła transparent dotyczący dzieci niepełnosprawnych.
"Jestem dumna z tego określenia"
Czym na co dzień? Jak mówi w rozmowie z nami, bardzo mocno angażowała się w działania przeciwko "deformie" edukacji. – Wraz z grupą matek walczyłam z deformą oświaty. Chciałyśmy zatrzymać tą pisowską demolkę, której rodzice nigdy PiS-owi nie wybaczą.
Pan premier zaczął mówić o trzech tysiącach złotych podwyżki, które rzekomo miały dostać rodziny osób niepełnosprawnych, na co osoby znające fakty wyjęły kartki i pokazały, że jest to nieprawda. I te osoby zostały zaatakowane, zaczęły być zasłanianie, popychane, jedna została opluta. Agresja jest coraz większa. To było też widać podczas zadawania pytania: "Ciszej babo", "skończ już". Takie słowa można było usłyszeć.