Walerian Borowczyk jest wybitną postacią, choć niemal kompletnie nieznaną w powszechnej świadomości. Polak swego czasu mocno namieszał we Francji, która w przededniu rewolucji seksualnej okazała się zbyt pruderyjna na jego śmiałe filmy erotyczne. Jest również wpływowym i wielokrotnie nagradzanym twórcą animacji oraz szeroko pojętej awangardy. Fascynujący dokument HBO Europe "Love Express. Przypadek Waleriana Borowczyka" przybliża nam artystę, o którym pamięć jakby zanikała.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Jednym z nieodłącznych elementów "Latającego cyrku Monty Pythona" były absurdalne animacje Terry'ego Gilliama. Późniejszy reżyser m. in. "Las Vegas Parano" i "12 małp" w swoich dziełach inspirował się twórczością Waleriana Borowczyka i się z tym nie kryje. W dokumencie HBO mówi o niej z wypiekami na twarzy, a kiedy oglądamy wczesne filmy polskiego artysty, widzimy, jak wpłynęły na animowane przerywniki między skeczami brytyjskiej grupy. "'Zabawy aniołów" były po prostu niesamowite: to uczucie, że jesteś w pędzącym pociągu, mijającym mury miast, a potem ten dźwięk anielskich skrzydeł - wspaniałe" – to zachwyt Gilliama nad poniższym filmem.
Kim jest Walerian Borowczyk?
"Walerian Borowczyk uważany jest za największego na świecie twórcę artystycznego kina erotycznego, a także współtwórcę polskiej szkoły plakatu, polskiej szkoły animacji oraz pioniera surrealistycznego kina absurdu" – tako rzecze Wikipedia. W końcówce lat 50. XX wieku wyemigrował do Francji, by tam rozwinąć swoje artystyczne skrzydła. W komunistycznej Polsce nie miałby takiej możliwości, ale nawet za granicą wprowadzał ludzi w osłupienie, ale przede wszystkim wywoływał ogromny podziw.
Początki jego twórczości to krótkie animacje wykorzystujące przeróżne techniki. W 1968 roku nakręcił swój pierwszy pełnometrażowy film aktorski "Goto, wyspa miłości", którym rozpoczął kolejny okres w swojej karierze. Surrealistyczny obraz był zakazany w Polsce, równocześnie krytycy okrzyknęli Borowczyka mianem geniusza. Był reżyserem absolutnym, który sprawował pieczę nad prawie każdym elementem produkcji - przygotowywał scenografię, plakaty i zwiastuny.
Wszyscy przyznają, że każdy jego film ma spory ładunek erotyczny, ale dopiero "Opowieści niemoralne" z 1974 roku nadały mu status mistrza tego typu kina. Za swoje dzieło otrzymał w Belgii prestiżową nagrodę Le Prix de l'Age d'Or. Film był przebojem kasowym we Francji, a cenzorzy wyrywali sobie przy nim włosy z głowy. "Opowieści niemoralne" są zbiorem nowel, w których erotyka ukazana jest w poetycki i nieszablonowy sposób (np. naga kobieta kąpiąca się w bali z krwią).
Do Borowczyka przylgnęła łatka fetyszysty i pornografa, która niestety stała się dla niego więzieniem - producenci chcieli, by kręcił tylko i wyłącznie filmy erotyczne. W latach 70. i 80. miał status skandalisty, a jego dzieła są obecnie hołubione przez kinomanów i pokazują, jaki postęp nastąpił w kinematografii - właśnie za sprawą przełamywania tabu. "Erotyka, seks to przecież jedna z najbardziej moralnych stron życia. Erotyka nie zabija, nie unicestwia, nie nakłania do zła, nie prowadzi do przestępstwa. Wręcz przeciwnie: łagodzi obyczaje, przynosi radość, daje spełnienie, sprawia bezinteresowną przyjemność" – mówił w jednym z wywiadów. Walerian Borowczyk zmarł w 2006 roku w wieku 83 lat w Paryżu na chorobę serca.
– Borowczyk to artysta z niesłychaną wyobraźnią, artysta-wynalazca, który w sztuce nie uznawał żadnych granic. Granic między technikami czy gatunkami, ale też - granic tego, o czym sztuka może mówić, co może pokazywać. Dzisiaj nazwalibyśmy go "artystą multimedialnym" - był malarzem, grafikiem, rzeźbiarzem, scenografem, rekwizytorem, operatorem, reżyserem, pisarzem – mówi naTemat reżyser dokumentu Kuba Mikurda.
"Love Express. Przypadek Waleriana Borowczyka" - nowy dokument HBO
Nawet w świecie współczesnych filmowców, postać Borowczyka nie jest tak znana. Kuba Mikurda przyznaje, że kręcąc dokument, rozwiązywał zagadkę. – Walerian Borowczyk to jedna z najbardziej tajemniczych postaci polskiego kina. Długo kojarzył mi się wyłącznie z animacjami z lat 50. i "Dziejami grzechu". W 2008 roku, dwa lata po śmierci Borowczyka, zobaczyłem w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie wystawę jego prac, był też przegląd filmów. I nagle otworzył się dla mnie jakiś zupełnie osobny świat. Zdałem sobie sprawę, że to, co wiemy o Borowczyku, to, co znamy, to tylko wierzchołek góry lodowej – opowiada reżyser.
– Zacząłem szukać, czytać. Byłem przekonany, że istnieje jakaś biografia, jakaś monografia. Ale nie - poza pojedynczymi artykułami znalazłem niewiele. Podobnie było z samymi filmami - nie było wydań DVD, o niektórych pisano, że "zaginęły". Gdziekolwiek pytałem, słyszałem - "nie wiem”, "nie znałem go dobrze”, "nie rozmawiałem z nim poza planem". Zrozumiałem, że nie będzie łatwo. I nie było – przyznaje.
Wysiłki przyniosły owoce. Film o zapomnianym artyście już zdołał zdobyć nagrodę "Nos Chopina" na niedawnym 15. festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Reżyserowi udało się zaprosić do współpracy wybitne postacie kultury. Prócz wspomnianego Terry'ego Gilliama, w dokumencie Borowczykiem zachwycają się m. in. reżyser "Wywiadu z wampirem" Neil Jordan czy nieżyjący już Andrzej Wajda a o rewolucji seksualnej i rozluźnieniu cenzury w latach 70. mówi słoweński socjolog oraz znawca i komentator kinematografii Slavoj Žižek. Dokument zawiera również cytaty z ówczesnych gazet i fragmenty filmów Borowczyka w niezwykle wysokiej jakości obrazu. Całość ogląda się z wielkim podziwem i dumą, że nasz rodak miał tak ogromny wpływ na współczesną kulturę, ale też z żalem z powodu powszechnej nieświadomości o jego istnieniu.
Powodów "wyklęcia" Borowczyka jest co najmniej kilka. – Po pierwsze - filmy, które realizował we Francji, nie trafiały na polskie ekrany. Animacje z lat 60. pojawiały się czasem na pokazach festiwalowych. Ale już jego pierwszy film aktorski, "Goto, wyspa miłości" został zatrzymany z powodów ideologicznych - pokazywał totalitarną społeczność, która polskim władzom kojarzyła się niepokojąco znajomo. Znowu jego późniejsze filmy, począwszy od "Opowieści niemoralnych" cenzura uznała za zbyt śmiałe obyczajowo. Część z filmów Borowczyka trafiła po 1989 roku do wolnorynkowego obiegu, ale zginęły w zalewie bardziej rozrywkowych tytułów - i dużo mniej wymagającej erotyki – wyjaśnia autor dokumentu.
Premiera dokumentu "Love Express. Przypadek Waleriana Borowczyka" będzie na HBO w niedzielę, 10 czerwca o godz. 22.00. Film trafi też na platformę HBO GO.
Reżyser dokumentu "Love Express. Przypadek Waleriana Borowczyka"
Podobnie jak dzisiaj David Lynch, który również przeszedł drogę od malarstwa, przez animację, do filmów aktorskich, Borowczyk potrafił łączyć artystyczny eksperyment z filmowymi atrakcjami. Dawał widzowi coś znajomego, a jednocześnie wywracał wszystko do góry nogami. To w ogóle postać pełna paradoksów - ktoś kto był wszechstronnym, szalenie różnorodnym twórcą, a trafił do wąskiej szuflady z podpisem "erotyka"; ktoś, kto obsesyjnie szukał wolności, ale na planie był dyktatorem, chciał kontrolować wszystko i wszystkich; ktoś, kto kręcił "filmy dla dorosłych", ale do końca zachował wrażliwość i ciekawość dziecka."
Kuba Mikurda
Reżyser
"Tropem Borowczyka zjeździłem pół Europy. Po jakimś czasie zacząłem rozumieć, że mam do czynienia nie tylko z fascynującym artystą, ale też - fascynującą historią, historią twórcy, który trafił na pierwszą linię rewolucji obyczajowej w Europie lat 70. i na własnej skórze doświadczył jej paradoksów."
Kuba Mikurda
Reżyser
"Z drugiej strony, Borowczyk skupia w sobie wszystko to, z czym polskie kino zwykle miało problem - opowiada o seksualności, cielesności, transgresji. Dużo bliżej mu do fantastyki Mélièsa czy surrealizmu Buñuela niż do realizmu Szkoły Polskiej czy kina moralnego niepokoju."