Zdjęcie Marka Suskiego wśród uczestników partii komunistycznej w Chinach wywołało niemały szok. "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się. Co Suski tam robi? Koniec świata" – komentują od kilku dni internauci. Sprawę jego wizyty nagłośniła dziennikarka mieszkająca na Tajwanie. Co na to minister Suski? Sam tłumaczy teraz, jak było.
O tym, że Marek Suski wziął udział na dorocznej konferencji "Dialog Komunistycznej Partii Chin ze światem" jako pierwsza napisała Hanna Shen. Dziennikarka mieszka na Tajwanie, jest związana telewizją Mariana Kowalskiego "Idź Pod Prąd". Kilka dni temu na Twitterze opublikowała zdjęcia, zachęcając internautów, by zgadli kto reprezentował Polskę.
"To nie było żadne wyrażenie sympatii do tej partii. Po prostu chcemy wzmocnić stosunki handlowe z Pekinem. W Chinach byłem na takim spotkaniu, ale uczestniczyłem też w rozmowach gospodarczych i w jednym panelu dot. nowych kierunków działań KPCh. I tyle. Na tej konferencji, na której byłem, byli przedstawiciele ze 115 krajów" – odpowiedział Marek Suski. Żeby jeszcze bardziej dodać wagi swojej wizycie, posiłkował się przykładami innych polityków.
"Jeżeli spotykamy się z Xi Jinpingiem to mamy świadomość, że to jest wysoki funkcjonariusz Komunistycznej Partii Chin. I co mamy zrobić? Możemy powiedzieć, że tylko jedna Polska nie będzie współpracować z Chinami" – argumentował.
W sieci jego udział w konferencji komunistów komentowany jest jednak na wszystkie strony. "W mediach głośno o kompromitacji @mareksuski i jego wizycie w komunistycznych Chinach! " – pisze nawet "Pod Prąd".
Reklama.
Marek Suski
wPolityce.pl
"Jak Emmanuel Macron, Angela Merkel czy Donald Trump spotykają się z Xi Jinpingiem, to wiedzą, że on jest wysokim przedstawicielem Komunistycznej Partii Chin. Tam taka partia rządzi, innej władzy tam nie ma. Chiny są drugą gospodarką świata". Czytaj więcej