
Mateusz Kusznierewicz: Warunki pogodowe na akwenie olimpijskim są cały czas wymagające, dla twardzieli. Gdy w niedzielę wieczorem lądowaliśmy na Heathrow było bardzo zimno. Tak jest niestety przez cały czas. Wczoraj przez cały dzień padał deszcz i było 14 stopni Celsjusza. Śmiejemy się tutaj, że to będą igrzyska zimowe. Ale teraz pogoda się poprawia, dziś było już cieplej.
Na Igrzyskach w Londynie żeglarze będą się ścigać w ośmiu klasach. Największe łodzie biorące udział w olimpijskiej rywalizacji, to klasa Star. Ma prawie 7 metrów długości i ponad 25 metrów kwadratowych ożaglowania, a załoga to dwie osoby. Wcześniej Mateusz Kusznierewicz ścigał się w klasie Finn. To jednoosobowe, szybkie łódki regatowe. Przy nieco ponad 100 kilogramach wagi, mają aż 10 metrów kw. żagla. Na Finna przesiadł się Kusznierewicz z OK Dinghy. Niezwykle szybkiej, ale i bardzo wywrotnej łodzi, która ma 4 m długości i waży zaledwie 72 kg. Ale przygodę z żeglarstwem mistrz olimpijski z Atlanty zaczynał na Optimiście. Niewielkiej łódeczce, którą można spotkać niemal w każdym klubie żeglarskim na świecie.
Zaczynał pan od łodzi jednoosobowych - najpierw OK Dinghy, później Finn. To duża różnica przesiąść się na taką jednostkę, gdzie trzeba zwracać jeszcze uwagę na partnera?
Przeszedł pan w żeglarstwie ciekawą drogę. Zaczynał pan od Optimista, później OK Dinghy, dalej Finn i wreszcie Star. Te przesiadki wynikały z postępującego wieku czy fascynacji kolejnymi klasami łodzi?
Czy ze światowych akwenów wraca pan czasami nad Zegrze, gdzie zaczynał pan treningi?
Chcę mieć czas na swoje projekty, takie jak Program Edukacji Morskiej w Gdańsku czy Baltic Sail w Gdańsku którego jestem komandorem. Chce też dalej rozwijać moją Akademię i firmy które uruchomiłem na przełomie ostatnich kilku lat. W przyszłym roku otwieramy drugi Klub Mila na Mazurach a za dwa lata kolejny na Kaszubach.