Według ustaleń "Gazety Wyborczej" telewizja publiczna będzie dalej otrzymywała pieniądze z budżetu państwa do czasu, kiedy rozstrzygnie się sposób na jej nowe finansowanie. Władzy nie odpowiada jednak Jarosław Kurski. Prezes TVP trafił na "czarną listę" premiera Mateusza Morawieckiego, który chciałby pozbawić go stanowiska.
PiS całkowicie odcięło się od myśli wprowadzania nowego podatku. Może dlatego, że za pasem wybory samorządowe, a ich partia Jarosława Kaczyńskiego nie chciałaby "zawalić" przez dodatkowe opłaty narzucone wyborcom.
Dlatego też, jak dowiedziała się "Gazeta Wyborcza" rząd przez najbliższe lata będzie dosypywał miliardy do budżetu telewizji i radia. – Będzie po staremu. Ich budżet będzie łatał rząd z państwowej kasy. Na razie dostaną tyle, żeby przeżyły do czasu zmiany systemu finansowania – mówi "GW" jeden z bliskich współpracowników prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
"GW" zwraca też uwagę na problem z decyzyjnością, odkąd prezes Kaczyński znalazł się w szpitalu. Dotyczy to także Jacka Kurskiego. Podobno prezes TVP popadł w niełaskę premiera Mateusza Morawieckiego, który uważa, że poziom propagandy rządowej, jaka codziennie wylewa się z anten telewizji, jest nie do zniesienia.
Szef rządu chciałby wymienić Kurskiego wraz z ministrami podczas zapowiadanej rekonstrukcji. Był z tym pomysłem podobno u Kaczyńskiego, ale nic nie osiągnął, dlatego pozycja Kurskiego w TVP wydaje się na razie być niezagrożona.
Więcej pieniędzy dla TVP
Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów z hasłem uszczelnienia abonamentu RTV i zwiększenia jego ściągalności. Kiedy partia wygrała na jesieni 2015 roku, zabrano się więc do pracy. Ale tak naprawdę chyba nikt nie wiedział, jak zrealizować to hasło. Proponowano przeróżne scenariusze – nawet taki, zgodnie z którym abonament byłby płacony wraz z opłatą za prąd.