
Żeby zrozumieć sens problemu, trzeba pojąć, że nigdzie w kraju nie jest tak, jak tu. – U nas nie ma zbóż. Tu praktycznie każdy ma maliny. Rolnicy, sadownicy, emeryci. Każdy, kto ma kawałek pola, ma maliny. Uprawiane są na działkach od kilku arów po pola wielkości kilkunastu hektarów. To jest malinowe zagłębie, wszędzie widać krzaki malin – opowiada nam Rafał Ostrowski, plantator i sołtys w miejscowości Majdan Moniacki.
Plantatorzy faktycznie chętnie mówią o ukraińskiej malinie. – Jest tragicznie – mówi najpierw o ogólnej sytuacji Anna Kraśnik, która od 30 lat uprawia maliny. Gdy pytam o przyczyny, bardzo szybko znajduje odpowiedź. – Prawdopodobnie to, że mają sprowadzać malinę z Ukrainy, która jest tańsza i dystrybutorzy będą mogli kupić ją za złotówkę, za kilogram – odpowiada.
Rolnicy z Kraśnika biją też na alarm z powodu cen. W tym momencie właśnie to odczuwają najbardziej. I również w tej sprawie zwracają się do rządu. W tym roku cena za kilogram malin jest tak niska, jakiej jeszcze dotąd nie było. Mam wrażenie, że plantatorzy, gdy mówią o 2 złotych z groszami za kilogram, łapią się za głowę (trzy lata temu było 6 zł). Mówią o kosztach, o nawozach, o opryskach, które muszą wykonywać w nocy. – Jest tak źle, że niektórzy ludzie przestają już pryskać maliny, bo nie liczą na zysk. Nie chcą dokładać w ciemno. Ludzie są bardzo podłamani – opowiada sołtys.
Co się stanie, jeśli rząd się nie zaangażuje? – Większość gospodarstw popadnie w poważne tarapaty finansowe. Proszę pamiętać, że od lat 70., gdy założono tu pierwsze plantacje, ten region zrobił niesamowity skok kulturowy i ekonomiczny. Kiedyś ekonomicznie odbiegał od reszty kraju, a potem stał się potęgą, która też coś znaczyła. A w tej chwili, od kilku lat zjeżdżamy po równi pochyłej. Czy do upadku? Trudno powiedzieć. Ale jeśli dalej tak będzie, to źle się skończy. Nasze państwo, i nie mówię tylko o tym rządzie, zupełnie nie panuje nad sferą rolnictwa, a w szczególności nad obrotem płodów rolnych (w naszym wypadku owoców) – zauważa sekretarz Związku Sadownictwa.
Jakby tego było mało, obecny rząd zmienił przepisy o zatrudnianiu pracowników sezonowych. Tutejsi sadownicy i ogrodnicy niemal pukają się w czoło. Kiedyś każdy mógł do nich przyjść, zarobić: sąsiad, kuzynka, studenci... Na jeden dzień, czy na tydzień. – A teraz zgodnie z przepisami, muszę podpisać z każdym umowę, zanim wpuszczę pracownika na pole i zapłacić mu składkę w KRUS za cały miesiąc. Papierów jest cały stos dla każdej zatrudnianej osoby – tłumaczy nam sołtys.
Pracownikowi, choćby z Ukrainy, muszę skserować każdą stronę paszportu, nawet jeśli jest pusta i dołączyć do pozostałego pliku papierów, a potem odstać swoje w kolejce do rejestracji w Urzędzie Pracy, a następnie w KRUS. I taka sama procedura z każdym kolejnym zatrudnianym pracownikiem. Pytanie, kiedy ja mam to wszystko zrobić skoro na głowie mam gospodarstwo i to tam muszę i powinienem głównie pracować. A co z człowiekiem który chce zrywać maliny tylko jeden dzień? Tak, również muszę przejść całą procedurę, bo inaczej po ewentualnej kontroli zapłacę surowe kary finansowe.