
Każdego dnia ze stadionu Gwardii Warszawa znika kolejny element płotu, okalającego tor żużlowy
Ostatnio tuż po Euro 2012 mieliśmy okazję uciąć sobie z moim trenerem krótką pogawędkę na temat kultury i obyczajów panujących na lekkoatletycznych arenach. Niechlubną inspiracją do tej rozmowy było niedawne zdarzenie podczas Mistrzostw Europy, kiedy to francuski biegacz Mahiedine Mekhissi-Benabbad prawie znokautował dziewczynkę przebraną za maskotkę imprezy. CZYTAJ WIĘCEJ
Kilka lat temu oprócz spotkania siatkówki mogliby udać się też na Warszawiankę, aby obejrzeć mecz szczypiornistów. Niestety, ta perspektywa dziś też jest tylko przeszłością. Obecna Warszawianka to tylko kilka grup młodzieżowych piłkarzy ręcznych i tenis. A jeszcze pięć lat temu w narodowym zespole, prowadzonym przez Bogdana Wentę, było aż czterech graczy warszawskiego klubu. Warszawianka występowała wówczas w pierwszej lidze piłkarzy ręcznych, a jej prezesi liczyli na szybki awans do ekstraklasy. Sukces wyprzedziła jednak tragedia – pół roku później sekcja piłki ręcznej w mokotowskim klubie została rozwiązana z powodów finansowych.
W przeszłości zniknęła Warszawianka i Gwardia, a wczoraj Polonia
Warszawa to największe miasto w Polsce. Potencjalnie największy rynek jest jednocześnie rynkiem bardzo trudnym. Dzieje się tak przede wszystkim z uwagi na strukturę mieszkańców. Sport, poprzez identyfikację, pozwala na budowę lokalnej tożsamości – w tym wypadku pomaga stworzyć tożsamość Warszawiaka. Ciężko jednak o prawidłowe funkcjonowanie takiej postawy w aglomeracji, która nieoficjalnie liczy 2 miliony mieszkańców, z których blisko połowa jedynie dojeżdża tu do pracy. Osoby te nie czują więzi z Warszawą, czemu zatem miałyby wspierać stołeczne drużyny? To samo tyczy się sponsorów – duże firmy w Warszawie mają siedziby, prowadzą działalność, ale wspierają zespoły miast, z których wywodzą się ich właściciele. A bez pieniędzy sponsora nie zbuduje się zespołu na miarę medali Mistrzostw Polski. A bez sukcesu ciężko o popularność.
Czyczuk zwraca też uwagę na to, o czym wspominają podczas rozmowy także Dolecka i Jankowski, a więc o braku pomocy ze strony miasta. "W całej tej kwestii najbardziej smutna i rażąca jest postawa władz miasta. Wiceprezydent Warszawy, który odpowiedzialny jest za rozwój sportu (!) mówi, że w Warszawie owszem, należy budować, ale... żłobki." – czytamy na jej blogu.
Nie wiem, czy nasze ogólne zamiłowanie do tego, co utarte i niezmienne to cecha narodowa - wiem jednak, że zwłaszcza w świecie piłki nożnej nie jesteśmy jednak zbyt otwarci na nowe, nie stawiamy na przyszłość, zależy nam na dobrej teraźniejszości. Nie zaszkodzi też oczywiście powspominać złotych lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. CZYTAJ WIĘCEJ
– Gdy zlikwidowana została sekcja żużla na Gwardii, utworzyliśmy w jego miejsce stowarzyszenie. Z powodu braku odpowiedniego obiektu w Warszawie, musieliśmy podjąć decyzję, aby wszystkie zawody rozgrywać na wyjazdach. Na dłuższą metę takie rozwiązanie nie wchodzi jednak w grę. Jest bowiem bardzo kosztowne. Podejrzewam, że jeżeli przez najbliższy czas nie znajdziemy obiektu do jeżdżenia na miejscu, zawiesimy nasze stowarzyszenie – stwierdza Jankowski.