Długi samorządów rosną w zastraszającym tempie. Polityka rządu nie pomaga lokalnym władzom w dopinaniu budżetów, wręcz przeciwnie. Samorządowcy mówią: dość. "Wierzę, że posłowie nie zignorują głosu tysięcy obywateli i przyjmą nasze propozycje" – mówi jeden z autorów inicjatywy, która ma pomóc samorządom.
Jak sprawić, żeby samorządy miały więcej pieniędzy, a przy tym nie przenosić tej odpowiedzialności na obywateli – opowiada Andrzej Porawski, pełnomocnik komitetu inicjatywy ustawodawczej obywateli,
Proponujecie, by samorządy otrzymywały więcej pieniędzy z budżetu. Ale żeby ktoś mógł dostawać więcej, komuś trzeba zabrać. Skąd wziąć środki na zrealizowanie waszych postulatów?
Byłoby dobrze, gdyby się zastanowiono dokąd poszły pieniądze zabrane nam, samorządom. Gdy obniżono PIT, to dotknęło obie strony – rządową i samorządową. Jednak ta pierwsza zrekompensowała sobie to podniesieniem VAT, akcyzy czy składki rentowej. Jednostki samorządu terytorialnego na tym tracą, bo przecież płacimy VAT, droższe paliwo to droższa komunikacja miejska, a na składce rentowej tracimy ponad milion złotych rocznie. Więc rząd nie tylko zapomniał, że zabrał nam pieniądze, ale zrekompensował to tylko sobie.
Winę za to ponosi ogólnie rząd czy konkretnie któryś z resortów?
To minister finansów, który uznał, że ma za zadanie dbać tylko o finanse rządu, a zapomina o samorządach. Mamy poparcie ministra Boniego, popiera nas też minister Bieńkowska. Wiemy wszyscy, że bez tych pieniędzy nie będzie szansy na realizację inwestycji współfinansowanych ze środków unijnych. Mamy kłopot tylko z ministrem Rostowskim.
Na ministra finansów nie działały te argumenty? Przecież powinno mu zależeć również na finansowym sukcesie samorządów.
W ciągu tych pięciu lat udało nam się spotkać z nim dwa razy. Próbowaliśmy go przekonać, by zmienił te złe przepisy. Nie chodzi tylko o ustawę o finansach publicznych, ale też o inne przepisy, które nie pozwalają nam poczynić oszczędności. Na zniesieniu samej karty nauczyciela moglibyśmy zaoszczędzić 2 miliardy złotych rocznie. Dlatego też proponujemy ten obywatelski projekt ustawy, żeby wreszcie coś się zmieniło.
O jakich pieniądzach pan mówił, wspominając o zagrożeniu inwestycji z pieniędzy unijnych?
Dotychczas wydaliśmy 60 miliardów złotych z Unii przy 20 miliardach naszego współfinansowania. Myślę więc, że w 2014-2020 może być to podobna kwota. Konieczność dalszego współfinansowania inwestycji unijnych zatrzyma zupełnie nasze inwestycje. Doszliśmy już do ściany i nie możemy pozyskać pieniędzy z oszczędności.
Jakiś konkretny przykład?
Proszę sobie wyobrazić, że prezydent Grobelny musi zatrudniać jednego pracownika socjalnego na 2000 mieszkańców. I to pomimo tego, że Poznań jest zamożnym miastem, a bezrobocie wynosi tam około 3 procent. A wszystko przez to, że ustawa nakazuje zatrudnianie takich pracowników w zależności od liczby mieszkańców, a nie od liczby bezrobotnych. Tyle samo jest ich w Poznaniu, co w mieście z 20 proc. bezrobociem. Gmina sama powinna ustalać takie rzeczy, nie posłowie w Warszawce.
Ale od posłów z Warszawki sporo zależy, bo nawet jeśli zbierzecie podpisy, to ustawa trafi w ich ręce. Nie będzie z tym problemu?
Wielu posłów nas popiera. Co prawda, uprzedzają, że jeśli ustawa trafi do Sejmu, to na pewno nie wyjdzie z niego w takim samym kształcie. Ale podobnie było przy ustawie w sprawie Janosikowego, tam ten kompromis był dość daleko posunięty.
I wierzycie, że tym razem również uda się uzyskać kompromis, bo ustawa została stworzona przez ludzi, a nie polityków?
Zdecydowaliśmy się na obywatelski projekt ustawy, bo samorządy nie mają inicjatywy ustawodawczej. Wierzę, że posłowie nie zignorują głosu tysięcy obywateli i przyjmą nasze propozycje.