Gdy wielkie firmy z oceanem wobec konsumentów, czy partnerów biznesowych pozwalają sobie na zbyt wiele, prawie zawsze ostatecznie słono za to płacą. W Polsce jedna firma może uprzykrzać życie większości Polaków, ale wszyscy i tak zdajemy się być zbyt słabi, by jej za to odpłacić. Dlaczego tak musi być i czy to na pewno prawda, że nad Wisłą nikt nie cierpi za błędy?
A za błędy trzeba płacić. Ostatnio przekonało się o tym kilka wielkich międzynarodowych korporacji, którzy postanowili łamać lub naginać prawo, by kosztem konsumentów i partnerów biznesowych zarobić nieco więcej. Za przekonywanie drogimi wycieczkami i biletami na koncert Madonny lekarzy do zachwalania swoich leków koncern GlaxoSmithKline musiał zapłacić 3 mld dolarów. Visa, MasterCard i kilka banków musi się złożyć na 7 mld dolarów, na które opiewa ugoda zawarta pomiędzy finansowymi gigantami a sprzedawcami, którzy korzystają z ich płatności.
To wszystko oczywiście w USA, gdzie co jakiś czas zdarza się, że jeden pozew złożony nawet przez zwykłych ludzi może zmienić sytuację w całym kraju. Tak jest ze wspomnianą sprawą kart płatniczych Visa i MasterCard. Obie firmy zmówiły się bowiem w USA z innymi w sprawie utrzymywania opłat za dokonywanie transakcji na określonym poziomie. Uderzając w ten sposób w przedsiębiorców, używających terminali płatniczych i ich klientów, dla których używanie kart okazywało się mniej opłacalne, niż mogłoby być.
Wszystko trwało tak długo, aż poszkodowani taką polityką porozumieli się i postanowili złożyć wspólnie pozew. W ostateczności okazało się, że dwóch reprezentujący ich interesy adwokatów walczyło w imieniu aż siedmiu milionów amerykańskich sprzedawców, którzy używają terminali Visa i MasterCard.
Tymczasem w Polsce...
W Polsce też mamy podobny problem z opłatami za korzystanie z kart. Nad Wisłą znacznie wyższe, niż w pozostałych krajach Unii Europejskiej są bowiem opłaty interchange, czyli to, co sklep płaci na rzecz wydawcy karty płatniczej od każdej transakcji, której dokonujemy kartą. De facto płacimy też my, bo gdzieś w cenach towarów te koszty muszą zostać przecież ujęte. I gdy unijna średnia to 0,7 proc. wartości transakcji, w Polsce na interchange idzie nawet 1,7 proc.
Dlatego Ministerstwo Gospodarki i Narodowy Bank Polski próbują ten stan rzeczy zmienić. Powstał nawet specjalny "Program redukcji opłat kartowych w Polsce”, który mieli zaakceptować wszyscy uczestnicy rynku kart płatniczych. Niestety, we wtorek wszystko zablokował MasterCard. I państwo musi na to veto przystać, bo nie ma skutecznych możliwości nacisku na finansowego giganta. Ani przedsiębiorcy, ani konsumenci również zdają się nie mieć pomysłu na to, jak wymusić ta korzystną dla wszystkich zmianę.
MasterCard mówi nie i wszyscy muszą się do tego dostosować. Firma obiecuje tylko, że w przyszłym roku sama obniży opłaty. Sprzeciw wobec porozumienia argumentuje natomiast obawą przed uznaniem takiej umowy za zmowę cenową. Nieco chyba kpiąc zarówno z organów państwowych, jak i ze swoich klientów. Ową zmowę cenową proponuje bowiem rząd, NBP, a we wszystkim uczestniczy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który za porozumienia korzystne dla konsumentów i tak nikogo ścigać nie ma prawa.
Tu nie Ameryka
Pomimo tego zdaje się, że nikomu nawet nie przyszło do głowy, by spróbować zjednoczyć siły i zmuszanie do utrzymywania niekorzystnego status quo poddać ocenie sądu. Eksperci twierdzą, że przyczyny takiego stanu rzeczy są prawdopodobnie dwie. - Amerykański system prawny i system norm jest diametralnie różny od systemu europejskiego i w ogóle nie powinno się ich porównywać - tłumaczy naTemat Elżbieta Szewińska z Federacji Konsumentów.
W USA obowiązuje bowiem system common law, czyli prawo oparte na precedensie. Zupełnie inaczej zostały tam też osadzone w prawie przywileje konsumenckie. Ojcem ochrony praw konsumenta uznawany jest John F. Kennedy, który w 1962 r. wygłosił posłanie do Kongresu o konieczności ochrony konsumentów. Wtedy też wiele chroniących ich norm zostało wpisanych w sferę prawa publicznego. Gdy podobne normy zaczęły kształtować się w Europie, większość z nich nie zyskała takiego statusu. A dzisiejsze polskie prawo to własnie kalka z dorobku europejskiego.
Nauczyć się pozwu zbiorowego
Co nie oznacza, że osoby chcące sprzeciwić się dyktatowi wielkiego biznesu nie mają tu szans na podjęcie takiej próby. Choć europejskie postępowania nie przebiegają może tak spektakularnie, jak te za oceanem, to jeśli tylko znajdzie się prawnik potrafiący znaleźć odpowiednie przepisy, te dają nam naprawdę mocne argumenty. W tym możliwość wykorzystania pozwu zbiorowego. Tutaj pojawia się jednak drugi problem. Jak zwraca uwagę ekspertka Federacji Konsumentów, Polacy wciąż nie zdają sobie sprawy ze swoich praw.
- Kwestia znajomości prawa przez konsumentów jest wciąż problemem. Choć jest coraz wyższa, a gdy ktoś nie potrafi sobie poradzić z danym problemem oczekuje pomocy takich organizacji, jak nasza. Trzeba jednak pamiętać, że takie formy, jak pozew zbiorowy są w Polsce swego rodzaju nowością - ocenia Elżbieta Szewińska.
Warto więc przypomnieć, że od dwóch lat wreszcie można w Polsce dochodzić swoich praw prawie tak, jak na amerykańskich filmach. Pozew zbiorowy może złożyć co najmniej 10 osób, ale może zrobić to grupa licząca nawet miliony poszkodowanych. I co najważniejsze, nie wiążę się to z koniecznością drastycznego nadszarpnięcia budżetu, ponieważ koszty sądowe to w tym przypadku tylko 2 proc. wartości pozwu i rozkładają się na wszystkich, którzy pozew składają.
Polscy przedsiębiorcy są bezkarni?
411 mln zł
to najwyższa kara nałożona przez prezesa UOKiK
I o ile prawdą jest, że w grze z najsilniejszymi graczami na rynku państwo bywa bezsilne, a konsumenci nie do końca zdają sobie sprawę z przysługujących im praw, to dość nieprawdziwa jest legenda, że sięgający po najgorsze sztuczki przedsiębiorcy nie są nad Wisłą surowo karani. Z zestawienia przygotowanego przez Artura Kosima z Biura Prasowego UOKiK specjalnie dla naTemat wynika, że prezes Urzędu ma już na swoim koncie nałożenie kilku kar, które musiały mocno zaboleć nieuczciwe firmy.
Liderami tego niechlubnego rankingu trzeba uznać firmy telekomunikacyjne. Polkomtel był ukarany kwotą ponad 130 mln zł, a Polska Telefonia Cyfrowa otrzymała karę w wysokości ponad 123 mln zł. Na karę 113 mln zł musi się zrzucić tymczasem cały kartel operatorów, którzy zawarli niedozwolone porozumienie. Polkomtel zapłaci 33,4 mln zł, Polska Telefonia Cyfrowa - 34 mln zł, Polska Telefonia Komórkowa Centertel - 35 mln zł , a P4 – 10,7 mln zł.
Jak dotąd żadna kara nie przebiła jednak swoją wartością tej, którą ukarano za niedozwolone porozumienie sześć największych polskich cementowni. Za działanie na niekorzyść konkurencji i konsumentów musiały się zrzucić na kwotę ponad 411 mln zł. Choć mówiąc o karaniu polskich przedsiębiorców warto dodać, że spektakularnie duże sumy nie zawsze oznaczają, że dana firma tak bardzo ucierpiała. Prezes UOKiK karę nakłada bowiem w procentach, a nie określonej sumie. I zgodnie z prawem nigdy nie będzie ona wyższa, niż 10 proc. rocznego przychodu.