
Ostatnio dali się zauważyć w czasie spotkań z politykami PiS. Jeżdżą za nimi, zadają niewygodne pytania. Spotkania z nimi doświadczyli Mariusz Błaszczak, Ryszard Terlecki, a ostatnio Stanisław Piotrowicz. Działają na Podkarpaciu, w bastionie Prawa i Sprawiedliwości. To grupa około 30-40 osób, która postanowiła wstrząsnąć kolebką PiS. Jeżdżą po miastach i wioskach, uświadamiają ludzi. – Tu mają przekaz głównie z TVP i Radia Maryja. Trzeba im otworzyć oczy – opowiadają nam w Rebeliantach. Kim oni w ogóle są? Bo pewnie jeszcze o nich usłyszymy.
Rebelianty Podkarpackie to grupa nieformalna, działa już około 2 lat. Nie ma żadnej hierarchii, żadnych struktur, żadnej stowarzyszeniowej organizacji. Sami się finansują. Jej członkowie należeli kiedyś do KOD, ale w pewnym momencie wszyscy z niego odeszli. Z tym odejściem wiąże się nazwa.
– Są bardzo aktywni. Ledwo pisaliśmy o ich spotkaniach z posłami PiS, a już są kolejne informacje. Teraz szykują się do kolejnej weekendowej sesji spotkań. Działają w obronie wolnych sądów, konstytucji, praw kobiet – wymienia w rozmowie z naTemat Katarzyna Wyszomierska z portalu skwerwolnosci.eu, który integruje i opisuje tak zwaną "opozycję chodnikową".
Nie mają zielonego pojęcia, jakie zmiany zostały przeprowadzone, i że w wielu przypadkach również ich dotyczą. I to nie na korzyść, tylko na niekorzyść. W małych miasteczkach, czy na wsi, przede wszystkim otwieramy ludziom oczy na sprawy rolne czy prawo wodne, które uderzy w hodowców ryb. Przekazujemy im takie sprawy, żeby byli bardziej uświadomieni.
Od marca, raz w miesiącu, jeżdżą w grupie około 25-30 osób po małych miejscowościach Podkarpacia. W niedzielę, po mszy świętej, kiedy łatwiej dotrzeć do ludzi. W jedną niedzielę starają się odwiedzić trzy miejsca. Wpasowują się między mszami, celując tak, że ludzie akurat wychodzą z kościołów. Powstrzymali się tylko na czas komunii.
Akcje nie są spontaniczne, każde zgromadzenie jest zgłoszone. Ostatnio przekonali się, jak bardzo ta formalność jest konieczna, gdyż w Mielcu ktoś zawiadomił policję o zakłócaniu porządku i musieli się tłumaczyć, że zgromadzenie jest legalne.
Mimo tych nerwów, i tak widzą sens w swojej obecności i zadawaniu pytań politykom. I nie zamierzają odpuścić. Zasiewają ziarno, już widać jakieś efekty. Tak to wygląda z ich strony. Można się śmiać, że wchodzą niemal do paszczy lwa.
Reakcje posłów, czy ludzi na tych spotkaniach, którzy są zwolennikami obozu rządzącego, często są poniżej wszelkiej krytyki. Tego nie da się opisać i to jest straszne. Ja po każdym spotkaniu mam doła. Nie dociera do mnie, jak można być tak zaślepionym. Powtarzają wszystko, co usłyszeli w TVPiS. Na wszystkich spotkaniach słychać dokładnie to samo. Uważam, że jest to kolejny etap prania mózgów zwolenników PiS. Każda osoba, która ma inne zdanie i której uda się przebić z pytaniem, jest atakowana. Dlatego warto to robić, bo to burzy im rytm.
