
Agnieszka Arnold, dokumentalistka i reżyserka, autorka m.in filmu "Sąsiedzi", od lat zajmuje się historią Zagłady i tym, co oznacza ona dla polskiej pamięci historycznej. Z okazji 70. rocznicy akcji likwidacyjnej w getcie warszawskim, zapytałam ją, cytując tytuł książki Giorgio Agambena: "Co zostaje z Auschwitz?"
Patrzenie na takie wydarzenia pozostawia ślad, który nie znika. Nigdy nie powinniśmy byli dopuścić, żeby narazić się na taki widok. Ludzie nie powinni oglądać tak nieludzkich rzeczy. Nie można nigdy być przygotowanym na takie obrazy, nie można ich unieść, nie można sobie z nimi poradzić. To obrazy, z którymi trzeba przegrać.
70 lat temu w Warszawie getto było dosłownie w przededniu zagłady. Tymczasem na Grzybowskiej, Nowolipkach, Nalewkach, przy wtórze muzyki, otwierano ogródki dla dzieci. Wyrywano gettu małe fragmenty zieleni – sadzono drzewa, siano trawę, a nawet kwiaty. Ponad 1000 dzieci z getta mogło korzystać w ogródkach ze słońca i świeżego powietrza. Wychowawcy prowadzili zajęcia i gry, dzieci ćwiczyły rytmikę, gimnastykowały się i tańczyły. Grała orkiestra. CZYTAJ WIĘCEJ
Uważam, że jednym z najbardziej poruszających świadectw Zagłady jest poemat Iccahaka Kacenelsona „Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie”.
Dlaczego? Nikt nie zapyta na całej ziemi, a wszystko Pyta i pyta – dlaczego? Posłuchaj tych pytań, posłuchaj! Każde wymarłe domostwo, ległe w ruinach i gruzach, W tysiącu miast i miasteczek, wszędzie, gdzie cisza jest głucha, odpowie. Pustka się gnieździ, bezludzie też się zaludnia na nowo - inni zagrzeją te miejsca, dni inne i inne noce nastaną i inni ludzie nadejdą tam z inną mową”
Pustka bowiem musi zostać zapełniona. Na miejsce starego tworzy się nowy świat, który nie chce pamiętać. Chce żyć, chce iść naprzód. Świadkowie Holokaustu także chcieli żyć od nowa. Po drugiej wojnie wszystko miało być lepiej, inaczej. Procesy norymberskie miały ukarać winnych, wymierzyć sprawiedliwość i zamknąć rozdział. To była jakaś karykatura! Skandaliczna hipokryzja. Sprawiedliwość, prawo, takie, jakie istniały, zostały zanegowane przez Zagładę. Nic nie przetrwało. Jak można było, aby ocenić to, co podważyło wszystkie hierarchie, idee i wartości świata, używać kodeksu, który ją poprzedzał, który sobie jej nie wyobrażał?
Jedyne, co zostało po Auschwitz, to świadectwa. Tylko na nich możemy opierać swoją pamięć. Nie można mówić o Zagładzie używając intelektualnych konstrukcji – to pułapka, która zawsze prowadzi do instrumentalizacji świadectwa, do użycia go jako figury, do generalizacji, do dróg na skróty. Nie można też pisać o Zagładzie tylko i wyłącznie szukając winnych – w ten sposób raczej straszy się ludzi niż zachęca do zastanowienia. Piętnowanie jest bardzo ważne, ale nie tylko ono.
Tymczasem myślę, że rocznice wydarzeń związanych z Zagładą powinniśmy obchodzić przede wszystkim jako pretekst do refleksji, a nie jako asumpt do odegrania spektaklu. Nie chodzi przecież o to, że nie widzieliśmy i trzeba nam pokazać, ale że właśnie widzieliśmy, a nie pojęliśmy, co widzieliśmy i nie możemy sobie z tym poradzić. Przykładem na to, jak mogłyby wyglądać obchody, które prowokują do refleksji jest otwierająca się dzisiaj w Kordegardzie wystawa „Dziennik getta – rysunki”, składająca się z grafik i świadectw z Archiwum Ringelbluma, którym towarzyszą prace Mirosława Bałki i Witolda Lewinsona. Pamięć współczesnego artysty łączy się z pamięcią archiwów.
Polska jest wielkim cmentarzem. Nasze społeczeństwo wciąż jest chore na pamięć. Nadzieję jednak dają postacie, które w niemożliwej sytuacji, z niepojętych powodów, nie dość, że nie przegrywają z tragedią, to jeszcze dokonują aktów bohaterstwa. Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby wygrać z nieludzką sytuacją. Od lat szukam na to odpowiedzi w swoich filmach, poszukiwanie tej tajemnicy napędza moją pracę.

