Agnieszka Arnold z Kazikiem w Izraelu.
Agnieszka Arnold z Kazikiem w Izraelu. fot. Witek Orski

Agnieszka Arnold, dokumentalistka i reżyserka, autorka m.in filmu "Sąsiedzi", od lat zajmuje się historią Zagłady i tym, co oznacza ona dla polskiej pamięci historycznej. Z okazji 70. rocznicy akcji likwidacyjnej w getcie warszawskim, zapytałam ją, cytując tytuł książki Giorgio Agambena: "Co zostaje z Auschwitz?"

REKLAMA
22 lipca skończył się świat. Patrzył i nie reagował, kiedy dokonywała się największa hekatomba w dziejach zachodniej cywilizacji, która miała wypalić całą kulturę europejską do samej ziemi. Świat był wtedy obojętny. Obojętne były elity polityczne, obojętny był kościół chrześcijański, obojętne były elity intelektualne. To był upadek.
Ci, którzy patrzyli
Patrzenie na takie wydarzenia pozostawia ślad, który nie znika. Nigdy nie powinniśmy byli dopuścić, żeby narazić się na taki widok. Ludzie nie powinni oglądać tak nieludzkich rzeczy. Nie można nigdy być przygotowanym na takie obrazy, nie można ich unieść, nie można sobie z nimi poradzić. To obrazy, z którymi trzeba przegrać.
Zagłada to nie tylko ofiary i zbrodniarze - to także ci, którzy patrzyli. Świadkowali ofiarom i oprawcom. Na ich oczach dokonywały się rzeczy niepojęte. Mogli sobie tego nie uświadamiać, mogli odwracać wzrok, mogli izolować się od rzeczywistości, ale zło i tak było tuż obok. Obok każdego. Nikt się nie uchował. Wobec takiego zła wszyscy stali się

70 lat temu w Warszawie getto było dosłownie w przededniu zagłady. Tymczasem na Grzybowskiej, Nowolipkach, Nalewkach, przy wtórze muzyki, otwierano ogródki dla dzieci. Wyrywano gettu małe fragmenty zieleni – sadzono drzewa, siano trawę, a nawet kwiaty. Ponad 1000 dzieci z getta mogło korzystać w ogródkach ze słońca i świeżego powietrza. Wychowawcy prowadzili zajęcia i gry, dzieci ćwiczyły rytmikę, gimnastykowały się i tańczyły. Grała orkiestra. CZYTAJ WIĘCEJ

jak dzieci, które patrzą na śmierć zwierzęcia. Obserwowali z przerażeniem i metafizycznym zdumieniem, które odmieniło to, kim byli.
Bycie świadkiem degraduje na pokolenia. Jak mówi Nadieżda Mandelsztam: „Nikt, kto żył w terrorze, nie może ocaleć”. Nawet ci, co przeżyli. Tylko Błoński w słynnym eseju „Biedni Polacy patrzą na getto” rozpoznał, jak ważne jest zrozumienie postawy świadka dla pamięci o Zagładzie, ale jego tekst nie został należycie doceniony i przepracowany – wyciągnięto z niego jedynie polemikę z Zofią Kossak-Szczucką.
Nadejdą tam z inną mową
Uważam, że jednym z najbardziej poruszających świadectw Zagłady jest poemat Iccahaka Kacenelsona „Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie”.

Dlaczego? Nikt nie zapyta na całej ziemi, a wszystko Pyta i pyta – dlaczego? Posłuchaj tych pytań, posłuchaj! Każde wymarłe domostwo, ległe w ruinach i gruzach, W tysiącu miast i miasteczek, wszędzie, gdzie cisza jest głucha, odpowie. Pustka się gnieździ, bezludzie też się zaludnia na nowo - inni zagrzeją te miejsca, dni inne i inne noce nastaną i inni ludzie nadejdą tam z inną mową”


Pustka bowiem musi zostać zapełniona. Na miejsce starego tworzy się nowy świat, który nie chce pamiętać. Chce żyć, chce iść naprzód. Świadkowie Holokaustu także chcieli żyć od nowa. Po drugiej wojnie wszystko miało być lepiej, inaczej. Procesy norymberskie miały ukarać winnych, wymierzyć sprawiedliwość i zamknąć rozdział. To była jakaś karykatura! Skandaliczna hipokryzja. Sprawiedliwość, prawo, takie, jakie istniały, zostały zanegowane przez Zagładę. Nic nie przetrwało. Jak można było, aby ocenić to, co podważyło wszystkie hierarchie, idee i wartości świata, używać kodeksu, który ją poprzedzał, który sobie jej nie wyobrażał?
Pogrzebane świadectwa
Jedyne, co zostało po Auschwitz, to świadectwa. Tylko na nich możemy opierać swoją pamięć. Nie można mówić o Zagładzie używając intelektualnych konstrukcji – to pułapka, która zawsze prowadzi do instrumentalizacji świadectwa, do użycia go jako figury, do generalizacji, do dróg na skróty. Nie można też pisać o Zagładzie tylko i wyłącznie szukając winnych – w ten sposób raczej straszy się ludzi niż zachęca do zastanowienia. Piętnowanie jest bardzo ważne, ale nie tylko ono.
Jedynym uczciwym sposobem refleksji nad Zagładą jest obcowanie ze świadectwem. Ja i świadectwo, nic więcej nie potrzeba. Wobec Zagłady nie ma prawdy. Intelektualizowanie oddala od tego, uabstrakcyjnia. Epatowanie złem nie działa, nie działają prace historyczne o grubości książek telefonicznych opisujące katalog bestialstw. Trzeba wsłuchać się w głos tych, którzy zmierzyli się z patrzeniem.
Rocznica pierwszej wielkiej akcji likwidacyjnej w getcie warszawskim bardzo długo była przykryta radosnym, wesołym świętem Odrodzenia Polski. Władza ludowa chciała zasypać cmentarz. Potem także, w ten sam dzień rozpoczęto budowę Pałacu Kultury i Trasy Łazienkowskiej. Byle tylko zasłonić i zasypać.
Rocznica akcji została odkopana w 1990, ale nadal znana była tylko niewielkiemu gronu zainteresowanych. Teraz jest większym wydarzeniem w dyskursie publicznym, więcej osób ma szansę o niej usłyszeć, nadal natomiast obchodzona jest bardzo powierzchownie, debata medialna jest hasłowa. Obchody pozostają jedynie spektaklem.
Pod twoim przewodem
Tymczasem myślę, że rocznice wydarzeń związanych z Zagładą powinniśmy obchodzić przede wszystkim jako pretekst do refleksji, a nie jako asumpt do odegrania spektaklu. Nie chodzi przecież o to, że nie widzieliśmy i trzeba nam pokazać, ale że właśnie widzieliśmy, a nie pojęliśmy, co widzieliśmy i nie możemy sobie z tym poradzić. Przykładem na to, jak mogłyby wyglądać obchody, które prowokują do refleksji jest otwierająca się dzisiaj w Kordegardzie wystawa „Dziennik getta – rysunki”, składająca się z grafik i świadectw z Archiwum Ringelbluma, którym towarzyszą prace Mirosława Bałki i Witolda Lewinsona. Pamięć współczesnego artysty łączy się z pamięcią archiwów.
Czytaj też: Pisała, że Polacy wymordowali miliony Żydów. Teraz prześladują ją "antysemiccy hejterzy"

Polska jest wielkim cmentarzem. Nasze społeczeństwo wciąż jest chore na pamięć. Nadzieję jednak dają postacie, które w niemożliwej sytuacji, z niepojętych powodów, nie dość, że nie przegrywają z tragedią, to jeszcze dokonują aktów bohaterstwa. Nie wiem, jakim trzeba być człowiekiem, żeby wygrać z nieludzką sytuacją. Od lat szukam na to odpowiedzi w swoich filmach, poszukiwanie tej tajemnicy napędza moją pracę.
Jestem w trakcie pracy nad filmem o jednym z takich ludzi, Kaziku, Symcha Ratajzer-Rotemie. Jest jednym z ostatnich żyjących uczestników powstania w getcie warszawskim. Był łącznikiem Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) po aryjskiej stronie Warszawy. Należał do organizatorów akcji pomocy bojownikom getta. Przedostał się na zlecenie Komendy Głównej ŻOB, na stronę aryjską gdzie nawiązał kontakt z tamtejszym przedstawicielem ŻOB-u Z 7 na 8 maja 1943 roku, kiedy powstanie w getcie poniosło klęskę, powrócił kanałami do getta w poszukiwaniu ocalałych. Wyprowadził kanałami na aryjską stronę grupę ok. 30 bojowców napotkaną w kanałach. Taki heroizm pomaga uwierzyć w człowieka po Auschwitz.