Setki koni mechanicznych, potężne turbosprężarki i kompresory, sportowe dodatki – to właśnie wzbudza szybsze bicie serca i podziw w oczach znajomych, gdy podjeżdżamy samochodem, który posiada takie właśnie cechy. Jednak często do przemieszczania się po mieście i nad pobliskie jezioro potrzeba... zwykłego samochodu. I tu, cały na biało (niebiesko) wjeżdża Huyndai Kona. Choć nie jest on wcale taki przeciętny.
Nie oszukujmy się. Przy okazji kupna samochodu, bardzo często nad uczuciami musi wygrać rozsądek. Szybki wóz, z pięknie pomrukującym silnikiem musi ustąpić miejsca o wiele mniej ekscytującemu pojazdowi, który sprawnie przewiezie kilka osób i trochę bagażu. Na co dzień po mieście, "od święta" na weekend spędzany na łonie natury.
Jest jeszcze jeden warunek: nie musimy na jego zakup sprzedać obu nerek. I tu cały w jaskrawym kolorze wjeżdża Hyundai Kona. Jak się okazało po tygodniu spędzonym z tym samochodem, to nie tylko bardziej komfortowa alternatywa dla komunikacji miejskiej.
Nadwozie
O stylistyce tego "uterenowionego" samochodu można powiedzieć krótko: samochód obiecuje więcej niż naprawdę może. Oczywiście nie jest to przypadłość wyłącznie tego samochodu, a zdecydowanej większości SUV-ów i crossoverów, ale jeśli spodziewamy się, że napęd na wszystkie koła i plastikowe nakładki na nadkola czynią z Kony terenówkę, to nic z tego. Oczywiście, pomogą pewnie prowadzić samochód po śliskiej nawierzchni i przejechać przez leśny dukt bez uszkodzeń lakieru, ale na tym koniec.
Jednak całość wygląda naprawdę zgrabnie, a projektantom udało się połączyć połacie plastikowych zderzaków z trochę bardziej agresywną linią. Do tego LED-owe przednie światła i tył znany z innych modeli marki. Wstydu nie będzie.
W środku... to po prostu Hyundai
I nie, nie jest to oblega. Po prostu, w aucie za taką cenę nie ma co spodziewać się wstawek z naturalnego drewna, ani super-foteli ze skórzaną tapicerką i masażem. W Konie znajdziemy zwykłe czarne materiały, trochę lakierowanego plastiku i garść kolorowych wstawek.
Fotele nie należą do tych sportowych, a wyższe osoby byłyby zapewne zadowolone z dłuższych siedzisk. A kierowca z dłuższego podłokietnika, bo pozycja to "10:25". Trochę to uciążliwe. Bagażnik ma 360 litrów. Weekendowe bagaże wejdą. Całość jest dobrze spasowana i spełnia swoje role.
Koną możemy podróżować w trzech trybach: Eco, Comfort i Sport. I o ile dwa pierwsze tryby praktycznie niczym się od siebie nie różnią, o tyle jeśli przełączymy się w ten ostatni, "coś" zaczyna się dziać. Oczywiście, także w trybie Eco sprawnie wyprzedzimy autostradowe zawalidrogi, ale dopiero w ostatni tryb budzi do prawdziwego życia wspomniane 177 koni mechanicznych.
Nie, nie jest to tylko zmiana podświetlenia zegarów na ciemnopomarańczowy, ale realna zmiana dynamiki jazdy. Zmiana charakterystyki, reakcji na naciśnięcie pedału gazu i dźwięku silnika jest imponująca. Oczywiście jak na samochód tej klasy. Jakieś wady? Przez cały test, mieszając wszystkie trzy tryby jazdy, nie udało mi się zejść ze spalaniem poniżej 9,4 litra benzyny na 100 kilometrów. Jak na taki samochód to sporo.
Za ile?
Dobrze, a ile trzeba wysupłać z portfela na tego crossovera? Za wersje bazową trzeba zapłacić niecałe 70 tysięcy złotych. Za trochę więcej dodatków i mocniejszy silnik, konfigurator pokazał mi niecałe 103 500 złotych. A dla kogo jest ten samochód? W młodych nabywców, którzy kupują pierwszy poważny samochód i mają trochę więcej pieniędzy do wydania jakoś nie wierzę. To bardziej auto dla 3 osobowej rodziny, która nie chce podróżować nudnym sedanem i lubi wyróżnić się trochę z tłumu. A po przełączeniu w tryb Sport, przyspieszać trochę szybciej niż inne rodziny jadące na weekend.