- To nie zasługuje na komentarze, to jest do psychiatry materiał. Tak niebywałe brednie - tak komentuje dla naTemat list Jarosława Kaczyńskiego do członków Prawa i Sprawiedliwości poseł Platformy Obywatelskiej, Stefan Niesiołowski. W korespondencji do członków swojej partii Kaczyński postawił m.in. tezę, iż Kościół jest dziś w sytuacji, jak w czasach Władysława Gomułki, a Unia Europejska pozostaje pod dyktatem Berlina, czyhającego na suwerenność innych państw.
- Wystarczy włączyć telewizor, radio, otworzyć gazetę, by zobaczyć, że sytuacja Kościoła jest inna niż za Gomułki. Nie ma żadnych represji. Komentowanie takich bredni jest w ogóle całkowicie daremne - ocenia Stefan Niesiołowski. Były opozycjonista w czasach PRL przypomina, że wówczas dochodziło do tzw. masówek wymierzonych w polskich biskupów, internowano obraz Maryi Panny na Jasnej Górze, a wielu duchownych zamęczono.
Zdaniem posła Platformy, to kolejny przykład tego, jak PiS szkodzi samemu sobie. Choć z drugiej strony Stefan Niesiołowski dostrzega logikę w tego typu retoryce. - PiS szkodzi sobie do pewnego momentu. Jest kilkanaście procent ludzi w Polsce, którzy są fanatycznymi wyznawcami PiS i Jarosława Kaczyńskiego, i cokolwiek on nie powie, to są w stanie to zaakceptować - mówi.
- Każdy przejaw aktywności Kaczyńskiego jest szkodzeniem PiS, ale do pewnego stopnia. Bo z drugiej strony nie powstaje żadna partia konkurencyjna - może Ziobrze się uda, choć na razie udaje się średnio. Kaczyński potrafi tymczasem utrzymać swój elektorat. Przecież w Ameryce po kilku takich występach tamtejszych kandydatów na prezydenta - dużo łagodniejszych - nie ma ich w polityce - ocenia były wicemarszałek.
W jego opinii, duża rolę w utrzymywaniu przez PiS poparcia ma Kościół, który drugi raz w historii odgrywa bardzo negatywną rolę. Niesiołowski uważa, że można to porównać do czasów Konstytucji 3 maja, gdy duża część duchowieństwa była po stronie Rosji i Targowicy. - Podobną mamy trochę sytuację, że duża część Kościoła szkodzi Polsce i w dużym stopniu dzięki temu populizmowi Kaczyński jednak utrzymuje poparcie. Okazuje się, że ta retoryka jest jednak skuteczna - stwierdza.
- Partia Kaczyńskiego jest za słaba żeby wygrać wybory, natomiast żeby utrzymać te kilkanaście procent, w porywach do dwudziestu, to wystarcza. Nie jest więc taka całkowicie absurdalna. Choć to jest przerażające. Po czymś takim PiS powinien przecież spaść do kilku procent - podsumowuje.