
Grzegorz Kmita – Patyczak, z zespołu Brudne Dzieci Sida na „starym Jarocinie” był 3,4 razy, 3 razy na „nowym”, a na Woodstocku 9-10 razy – Nie sądzę, żeby Jarocin czy Woodstock były festiwalami poza systemem. Nie oczekuję też od festiwalu, żeby był antysystemowy. A jeśli mówmy już o festiwalach o takim charakterze, to dzisiaj odbywają się one raczej na squotach i są dużo bardziej kameralne. Festiwale typu Woodstock czy Jarocin to duże, show-businessowe przedsięwzięcia.
Xawery Stańczyk, antropolog kultury z kolei stanowczo nie zgadza się od razu na wkładanie Jarocina i Woodstocku do jednej szuflady – Najważniejsza różnica między Woodstockiem a Jarocinem to fakt, że Jarocin zatracił swoją ciągłość, a Woodstock nie. Jarocin jest już teraz zupełnie innym festiwalem niż był w latach 80. i na początku 90., zanim wszedł tam Philip Morris i Coca-Cola. Wtedy przyjeżdżała tam tak zwana „pryszczata” (mówię tak mając w głowie teksty Grabaża) młodzież z małych miasteczek.
Po prostu niektore zespoly nadaja sie na rasowe masówy typu CLF czy OpenAir. Na Woodstocku mozna bylo poznac rodzime zespoly, ktore zaistnialy pozniej. Na prodigy przyjechal bus nacpanych panów w "wygodnych ubraniach" ktorzy rzucali butelkami.
Dla uczestników Woodstock stawianie bramek nie jest zwyczajną procedurą BHP, ale zamachem na charakter festiwalu. Na tym samym profilu można bowiem przeczytać miala, który zachwycił Jurka Owsiaka: "Przeczytałam regulamin Przystanku i moim zdaniem wynika z niego jeden wielki, jeśli nie największy plus tej imprezy – zaufanie. I tak właśnie chcą o nim myśleć festiwalowicze.
Czy radośni rockmani z The Darkness okażą się w tym roku mniej problematyczni niż szaleni raversi z The Prodigy? Czy taka festiwalowa polityka dowodzi, że jest to najbardziej przyjazny festiwal w Polsce, czy jak stwierdził wokalista The Prodigy, najniebezpieczniejszy? Festiwalową publicznośc bardzo martwią wszystkie zmiany, jakie zachodzą na festiwalu. Duże obawy budzi Carslberg, który sponsoruje imprezę. Ale są też na Facebooku głosy koncyliacyjne:
„Kiedys były prawie same polskie zespoly, do miasta trzeba bylo isc w upale dość długo, i nie bylo nic poza drzewami, a teraz ten festiwal staje sie bardziej światowy, no niestety takie czasy i albo przelkniesz sline ze Carlsberg ci macha i bedziesz słuchać Welcome do Jamrock [ w tym roku na Woodstock przyjeżdza Damian Marley – przyp red. ] albo nikt ci machac nie będzie i bedzie na scenie zespol "krzak" z Płot."
Czego więc życzy sobie festiwalowa publiczność? Zespołu Krzak i całkowitej, nieskrępowanej wolności do "miłości, pokoju, muzyki" ale także sikania gdzie popadnie czy może nowych zespołów, odmiany i zakosztowania odrobiny "mainstreamowego ładu"? Jarocin i Woodstock są w trakcie poszukiwania nowej tożsamości, która ma nie przypominać ani cepelii, ani nostalgicznej rekonstrukcji historycznej ani prężnej, świetnie naoliwionej maszyny festiwalu komercyjnego. Czy im się uda?