
Sacha Baron Cohen, który wykreował takie ikony popkultury jak Ali G, Borat i Bruno, powraca w wielkim stylu. Przez rok w ukryciu kręcił komediowy serial, w którym wkręca polityków i aktywistów obnażając ich niekompetencję lub zwykłą głupotę. Produkcja jeszcze przed premierą wywołała skandal i z pewnością jeszcze nieraz zatrzęsie amerykańskim społeczeństwem. U nas w Polsce podobnych oszołomów nie brakuje, ale przyjemnie jest popatrzeć, że i w mitycznych Stanach nie są wyjątkiem.
Wyobraźmy sobie taką sytuację w Polsce: przebrany, popularny komik wchodzi zawadiackim krokiem do Sejmu, gada z prawicowymi politykami i przekonuje ich do powszechnego dostępu do broni - również wśród przedszkolaków. Czy ktoś by się nabrał na tak absurdalny pomysł? Trudno powiedzieć, ale w USA, gdzie strzelaniny w szkołach są nagminne, niektóre osoby na stanowiskach łykają to jak pelikany.
Pierwsza na Cohena wkurzyła się działaczka Partii Republikańskiej Sarah Palin. Kontrowersyjna polityk z Alaski (podczas kampanii prezydenckiej w roku 2008 chwaliła się zastrzeleniem z helikoptera łosia). 10 lipca wrzuciła na Facebooka post, w którym wyraziła oburzenie chorym poczuciem humoru. Cohen robił z nią wywiad jako weteran wojenny na wózku inwalidzkim.
Joe Walsh wzywa do bojkotu stacji Showtime, a konserwatywni internauci idą za nim i rezygnują z abonamentu. Tymczasem reszta widzów czeka na kolejny dowody obłudy i braków w intelekcie u ludzi, którzy mają wpływ nie tylko na Amerykę, ale i cały świat. Cohenowi udało się przecież namówić Dicka Cheneya do podpisania "zestawu do waterboardingu" (Waterboarding to niesławna tortura CIA). Były wiceprezydent USA i sekretarz obrony, jak gdyby nigdy nic, zostawił mu autograf na parodii narzędzia do znęcania się nad więźniami. Cheney zapewniał kiedyś, że torturujący "zasługują na naszą wdzięczność".
