Od 1 września nauczyciele mają podlegać takim ocenom dyrekcji w swoich szkołach, jakich do tej pory w polskiej oświacie nie było. Od kilku dni temat wałkowany jest w mediach i wzbudza ogromne emocje. Wysoka kultura osobista, poprawna polszczyzna, współpraca ze środowiskiem lokalnym – to wszystko, jak sugeruje MEN, może podlegać ocenom. W środowisku aż się gotuje.
Rozporządzenie MEN w sprawie kryteriów oceny pracy nauczycieli zostało podpisane na początku czerwca. Wynika z niego, że każdy nauczyciel w każdej placówce oświatowej – od przedszkola po szkoły średnie – ma być co trzy lata oceniany przez dyrektora. Na wniosek jego lub rady szkoły, rady rodziców, albo organu prowadzącego szkołę.
I bardzo dobrze, pomyśli niejeden rodzic. Każdy chce, by jego dziecko uczył jak najlepszy, pod każdym względem, nauczyciel. Tylko ogrom pracy i pewne kurioza, które już zaczynają się wyłaniać przy okazji tej oceny, mogą wywołać nieco inny skutek. A tego rodzice uczniów chyba by nie chcieli.
"To robota nie do przerobienia"
– Wszyscy jesteśmy przestraszeni i zaniepokojeni. Gdy rozmawiam z dyrektorami, są przerażeni tym, że co trzy lata będą musieli oceniać nauczycieli. W małej placówce nie będzie z tym większego problemu. Ale w szkołach, gdzie jest 50 nauczycieli i więcej, jest to robota nie do przerobienia. Dyrektor nie będzie robił nic innego, tylko będzie oceniał – mówi naTemat Anna Kowalczyk, prezes ZNP w Sieradzu.
Podkreśla, że to nie będzie tak, że dyrektor tylko raz pójdzie na lekcję ocenić nauczyciela i to wystarczy. O nie.
MEN dzieli się kuriozalnymi propozycjami
W rozporządzeniu znalazły się kryteria, które przy takiej ocenie powinny zostać uwzględnione. Co ogromnie ważne, szkoły mają obowiązek uwzględnić je w swoich regulaminach, które do sierpnia mają opracować dyrektorzy i rady pedagogiczne, w niektórych już nad tym pracują. Indywidualnie, w zależności od potrzeb i rodzaju placówki, mają szczegółowo opracować, co nauczyciel powinien zrobić, by te kryteria spełnić.
Tyle, że Ministerstwo Edukacji poszło o krok dalej. Na stronie internetowej zamieściło swoje "propozycje konstrukcji regulaminu" do ewentualnego wykorzystania przez dyrektorów szkół. I w tych propozycjach znalazły się już bardziej szczegółowe wskaźniki. Niektóre kuriozalne i absurdalne – takie słychać opinie.
– To wszystko może doprowadzić do jednego wielkiego chaosu. Nie mamy pojęcia, jak to będzie wyglądało we wrześniu, nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. Taka szczegółowa ocena nie jest potrzebna, może też prowadzić do niesnasek w gronie pedagogicznym. Uważam, że idziemy w złym kierunku – reaguje w rozmowie z naTemat Urszula Kruczek, prezes ZNP w Świebodzicach.
W jakim konkretnie? Do czego może to doprowadzić? – Jeżeli dyrektor będzie chciał ocenić nauczyciela nie najwyższą oceną, to znajdzie powód, bo tych kryteriów jest dużo. Do wszystkiego może się przyczepić. Może np. stwierdzić, że dyrektor nie współpracuje z proboszczem i nie chodzi do kościoła i to będzie powód do wystawienia gorszej oceny – dodaje.
Brzmi jak czarny scenariusz, w który trudno uwierzyć. – Nie wiemy, jak będzie. Ale jednym ze wskaźników pracy nauczyciela zaproponowanych przez MEN jest jego współpraca z lokalnymi zrzeszeniami. Kościół może tu być przykładem – odpowiada.
To samo, jej zdaniem, może – ale oczywiście nie musi – dotyczyć współpracy z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy: – Pani minister zdecydowała, że Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy nie jest wskazana, nie jest to akcja charytatywna, nie uczy współpracy, empatii młodzieży. Na tej samej zasadzie, jeśli nauczyciel jest zaangażowany w Orkiestrę, może się to dyrektorowi nie spodobać. To jest ogromnie niebezpieczne.
• [nauczyciel] zachęca uczniów do podejmowania działań społecznoobywatelskich, patriotycznych;
• prowadzi zajęcia wychowawcze promujące wartości społecznoobywatelskie, patriotyczne;
• posługuje się poprawną polszczyzną, skutecznie komunikuje się z uczniami.
W tym duchu podobne propozycje wskaźników skierowano do dyrektorów przedszkoli:
Poza tym nauczyciel w szkole m.in.:
• dba o właściwe stosunki międzyludzkie;
• rozpoznaje środowisko rodzinne swoich uczniów i ich problemy;
• inicjuje spotkania z rodzicami, w tym integracyjne np. wycieczki, wieczorki, pikniki rodzinne.
To ostatnie szczególnie wywołało poruszenie. W mediach głośno zrobiło się o tej propozycji. Jolanta Gajęcka, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 2 w Krakowie, zareagowała w rozmowie z "Wyborczą": "To są opary absurdu. Nauczyciel jest od tego, żeby uczyć, a nie od tego, żeby spożywać z matkami i ojcami uczniów kiełbasę przy ognisku. Jeśli ma taką ochotę, proszę bardzo, nie można tego jednak wpisywać w jego obowiązki, a od ich spełnienia uzależniać oceny jego pracy".
– Jestem ciekawa, czy na te spotkania nauczyciele otrzymają budżet reprezentacyjny? Jeśli mają być organizowane pikniki rodzinne, to skąd brać na to fundusze? Poza tym już dziś ogromną trudność sprawia, żeby rodzice w ogóle przyszli do szkoły na zebrania. W spotkaniach z wychowawcami rodzice uczestniczą coraz rzadziej – zauważa w rozmowie z nami Anna Kowalczyk.
"Jak zmierzyć stopień posługiwania się poprawną polszczyzną?"
W środowisku nauczycielskim się gotuje i trudno się dziwić. Są wakacje, nie wiedzą, na czym stoją i co będzie dalej. "Mocno mnie zastanawia, na jakiej podstawie ktokolwiek będzie w stanie ocenić, czy kształtuję wśród uczniów postawę prospołeczną i patriotyczną?" – pyta nauczycielka w "Głosie Wielkopolskim".
"Problem polega na tym, że część z tych wytycznych jest niemierzalna. Jak np. zmierzyć stopień posługiwania się poprawną polszczyzną? To jest kuriozum" – pyta w łódzkiej "Wyborczej" Marek Ćwiek, prezes łódzkiego ZNP.
Urszula Kruczek: – Pani dyrektor może na przykład stwierdzić, że dyrektor wyrażał się nieparlamentarnie na podwórku, na korytarzu, na Radzie Pedagogicznej. Nie tylko na lekcji.
W tym momencie wyobrażam sobie dyrektora, który przemyka po korytarzach, podsłuchuje nauczycieli i robi notatki w kajecie. Albo nie daj Boże nauczycieli, którzy donoszą na kolegów. – Każde kryterium może być niebezpieczne – ocenia prezes ZNP ze Świebodzic, rodzinnego miasta minister Anny Zalewskiej.
Trzeba też pamiętać, że dyrektorzy szkół mają być oceniani przez kuratoria oświaty. Prawdziwą burzę wywołał artykuł krakowskiej "Wyborczej", która ujawniła wskaźniki oceny ich prace, opracowane przez małopolską kurator oświaty. Okazało się, że jest ich aż 146. Wśród nich m.in. fakt, czy dyrektor dyżuruje na korytarzu.
"Tony papieru i masa pracy"
Nasi rozmówcy zwracają uwagę na to, co to wszystko może wywołać w szkołach – na rosnącą biurokrację, tony papierów, miejsce, gdzie te opinie i wszystkie dokumenty potrzebne do jej wystawienia, będą musiały być składowane. Ale przede wszystkim na to, że w tym wszystkim najmniej czasu pozostaje dla ucznia.
Urszula Kruczek: – Te oceny będą oznaczać tony papieru, masę pracy i totalną biurokrację, która nic nie da. Dyrektorzy będą cały czas oceniać. Już w tej chwili narzekają na biurokrację, bo miało być jej mniej, a jest zdecydowanie więcej. Co będzie potem?
Anna Kowalczyk: – To już nie jest ta szkoła, w której ja zaczynałam kiedyś uczyć. W tym, co teraz dzieje się w szkołach, tak naprawdę najmniej jest nauczania ucznia, opieki i jego wychowania. Za to bardzo dużo dodatkowych rzeczy.
Ona przeanalizowała już rozporządzenie MEN, które wchodzi w życie 1 września, ale o szczegółach nie chce się wypowiadać. Musi jeszcze przejrzeć wiele innych materiałów. Co chwila dochodzą do niej jednak doniesienia medialne o tym, co ma czekać nauczycieli, których nie jest jeszcze w stanie zweryfikować.
– To jest tak rewolucyjna zmiana, że lipiec i sierpień musimy wykorzystać, żeby wszystkiego się nauczyć, przygotować na zmiany, przeanalizować. Wszyscy mamy przez to dodatkową pracę w wakacje – mówi.
"Oceniani z mocy prawa"
ZNP jest przeciwny takiej formie opiniowania nauczycieli i wcale tego nie kryje. – Związki zawodowe mogą tych regulaminów nie zaopiniować pozytywnie. Wtedy regulaminom będzie musiało się przyglądać kuratorium. My jesteśmy przeciwko takiej formie oceniania i będziemy opiniowali regulaminy negatywnie – mówi nam prezes z Sieradza.
W Świebodzicach słyszę, że pisali pisma w tej sprawie, próbowali tłumaczyć, argumentować. Zwracają uwagę na to, że nauczyciele mają być oceniani według tych samych kryteriów bez względu na rodzaj specjalizacji. Albo fakt, czy mają wychowawstwo.
Trudno na przykład wyobrazić sobie nauczyciela matematyki czy chemii, by zachęcał uczniów do "podejmowania działań społecznoobywatelskich, patriotycznych" na lekcji tego przedmiotu.
– Nie znam innej grupy zawodowej, która byłaby tak oceniania z mocy prawa. Wszyscy nas oceniają. Dlaczego my, jako grupa zawodowa, mamy być tak oceniani? To jest dla mnie niezrozumiałe – zastanawia się prezes z Sieradza.
Będzie musiał opisywać szereg jego działań, które tak naprawdę znacznie wykraczają poza pracę nauczycielską. Do tego doszedł proces odwoławczy, są różne obwarowania, których do tej pory nie było. Cała procedura dokonania oceny pracy nauczyciela będzie bardzo skomplikowana.
Krakowska "Wyborcza"
fragment artykułu
" To, że nauczyciele będą bili się o te punkty, jest pewne. Dyplomowanym nauczycielom w 2020 r. MEN obiecało 500 zł podwyżki, ale tylko pod warunkiem wysokiej oceny ich pracy". Czytaj więcej