To już nawet nie jest śmieszne. Dopiero co znowelizowana ustawa o Sądzie Najwyższym właściwie nadaje się tylko do tego, żeby odesłać ją do kosza. Posłowie PiS tak się śpieszyli, że aby naprawić ich błąd konieczna jest kolejna, już szósta zmiana.
Ten spektakl to niekończąca się komedia pomyłek. Tyle że coraz mniejsza jest grupa ludzi, którym jest do śmiechu. W piątek przegłosowano piątą nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym i już wiadomo, że albo ustawa trafi do kosza, albo konieczna będzie szósta nowelizacja. Bez tego się nie da – PiS nie wskazał bowiem, kto może zostać prezesem SN.
W największym skrócie i unikając języka prawniczego sprawa wygląda tak: przy obecnym kształcie ustawy nie ma nikogo, kto może zwołać Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. Tymczasem potrzebne jest zwołanie takiego posiedzenia, żeby wyłonić pięciu kandydatów, spośród których wybrany zostanie prezes SN.
Takiego wyboru może dokonać 80 spośród 120 sędziów SN. Tyle że wciąż trwa konkurs na 44 sędziów. Nawet jeśli się oni znajdą, to wciąż Zgromadzenie Ogólne zwołuje zgodnie z ustawą pierwszy prezes SN, czyli w tym wypadku Małgorzata Gersdorf. Trudno jednak spodziewać się, żeby zwołała takie posiedzenie.
Raczej nie zrobi tego też Józef Iwulski, który zastępuje Gersdorf na stanowisku. Gdyby nawet chciałby to zrobić, to do czasu wyłonienia 44 nowych sędziów SN Iwulski będzie już najpewniej sędzią w stanie spoczynku, co oznacza, że nie będzie mógł zwołać zgromadzenia. Podobnie zresztą jak kilku innych członków Zgromadzenia Ogólnego SN.
Wygląda na to, że PiS zagonił się w ślepą uliczkę. Jeśli chce przejąć Sąd Najwyższy przed wyborami samorządowymi, konieczne będzie przygotowanie szóstej nowelizacji do ustawy. Warto jednak pamiętać o jednym – w piątek 20 lipca posłowie rozjechali się na wakacje, wrócą dopiero 11 września.