
Do tej pory w płomieniach lub podczas ewakuacji na skutek pożarów w Grecji zginęły co najmniej 74 osoby, w tym dwie z Polski, a ponad 150 jest rannych i poszkodowanych. Władze Grecji uspokajają, że pożary udało się już opanować, chociaż walka z żywiołem cały czas trwa.
REKLAMA
– Nie poinformowano nas o zagrożeniu pożarem. Wyszedłem z hotelu, patrzę, a już w powietrzu unoszą się płonące strzępy. Spytałem na recepcji, co się dzieje, a pracownik powiedział: "Nic, nic, nic". Mówię, że się pali. Cały hotel zaczął się palić. Kazano nam uciekać w ostatniej chwili – mówił na antenie TVP Info pan Jarosław, którego żona Beata i syn Kacper zginęli w Grecji.
Ewakuowano ich z hotelu Ramada w mieście Mati, położonym nad morzem na wschód od Aten. Wszędzie panował chaos. W ostatniej chwili rodzina uciekła przed żywiołem nad morze. Tam jego żona i syn wsiedli do łodzi. On nie zmieścił się. To był ostatni raz, gdy pan Jarosław ich widział.
Pożary w Grecji szaleją od kilku dni. Ogień opanował region Attyki blisko Aten, okolice Koryntu oraz Kretę. Pożar zniszczył wiele budynków i wymusił ewakuację ludzi z wielu miejscowości. Jak podaje TVN 24 grecki minister do spraw porządku publicznego Nikos Toskas ogłosił, że pożary zostały opanowane, ale może ich przybywać.
Głos w sprawie gigantycznych pożarów w Grecji zabrał Andrzej Duda. Prezydent przesłał kondolencje po śmierci Polaków. Zapewnił też, że w tej sprawie pozostaje w kontakcie z greckimi władzami.
