W USA kończy się właśnie afera wokół trenera futbolu amerykańskiego Jerry'ego Sandusky'ego, który przez kilkanaście lat molestował nieletnich chłopców. Na stanowy uniwersytet w Pensylwanii nałożono grzywnę w wysokości 60 milionów dolarów oraz odebrano wszystkie puchary zdobyte z tym trenerem. Za to, że część personelu szkoły o wszystkim wiedziała, ale nie reagowała. W Polsce za obojętność też powinniśmy karać?
To jedna z najgłośniejszych afer pedofilskich, jakie wydarzyły się w Stanach Zjednoczonych w ostatnich latach. Jerry Sandusky został oskarżony, między innymi, o molestowanie seksualne, kontakty z nieletnimi niezgodne z prawem, deprawowanie nieletnich czy zagrożenie dobrobytu dzieci. Najpierw pracował w szkole jako trener, później na jej terenie prowadził fundację The Second Mile, pomagającą chłopcom z problemami. To właśnie w czasie pracy w fundacji dopuścił się większości molestowań.
W sumie postawiono mu 48 zarzutów. Sąd uznał, że Sandusky winny jest aż 45 z nich. Jeszcze nie został skazany, ale większość komentatorów w USA przewiduje, że trener-pedofil spędzi resztę życia w więzieniu.
Kara za obojętność
To jednak nie jedyny i nie najgłośniejszy aspekt tej sprawy. Wczoraj bowiem poinformowano o karach, jakie wymiar sprawiedliwości nałożył na samą szkołę. Bo władze placówki – od głównego "prezydenta" (odpowiednik polskiego dyrektora), przez dyrektora sportowego, do wiceprezydenta do spraw finansowych – wiedziały o tym, że Sandusky molestował dzieci.
I to oficjalnie, bo ojciec jednej z ofiar poinformował o sprawie prezydenta placówki. Jedyną reakcją na to doniesienie był zakaz przyprowadzania dzieci z fundacji Sandusky'ego do budynku drużyny futbolowej. Poza tym – zmowa milczenia.
Amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości to nie umknęło. Dlatego teraz, za
obojętność, władze szkoły muszą słono zapłacić. Grzywna w wysokości 60 milionów dolarów, odebranie pucharów z lat 1998-2011, czyli czasu, kiedy Sandusky dopuszczał się molestowań. Do tego wyrzucenie na 4 lata drużyny futbolowej z rozgrywek playoff.
W Polsce nie do pomyślenia
U nas o tak ostrych metodach walki z pedofilią można tylko pomarzyć. Wielokrotnie zdarzało się, że skazywano pedofilów, ale osoby postronne, które o sprawie wiedziały, nie ponosiły odpowiedzialności za swoją obojętność.
Obecnie, jeśli chodzi o przestępstwa dokonywane na dzieciach, wszystkie są ścigane z urzędu. I według artykułu 304 kodeksu postępowania karnego, każda osoba, która wie o takim przestępstwie, zobowiązana jest powiadomić o nim organy ścigania. Jest to jednak tylko "obowiązek społeczny", moralny, a jego niedopełnienie nie podlega karze. Z wyjątkiem kilku przestępstw, takich jak zamach stanu, szpiegostwo czy zabójstwo. W efekcie więc za niezgłoszenie przestępstwa nic nam prawnie nie grozi.
W przypadku jednak szkół państwowych jest trochę inaczej. Są one zobowiązane do niezwłocznego powiadomienia o przestępstwie organów. Przy czym odpowiedzialność prawną za niedopełnienie tego obowiązku może ponieść tylko dyrektor. – Nauczyciele już informować nie muszą, nic im nie grozi – mówi nam Jakub Śpiewak, szef fundacji KidProtect.pl.
Rozszerzyć polskie prawo
– Powinno się go rozszerzyć na nauczycieli, jestem za takim rozciągnięciem obowiązków – podkreśla Śpiewak. Bo w sytuacji, w której dyrektor szkoły nie wiedziałby o molestowaniu, a nauczyciele już tak, nikt nie poniesie konsekwencji. Zmowa milczenia wygra. W Stanach zaś im więcej osób wie, tym kara za obojętność większa – niezależnie, czy jest to dyrektor, wicedyrektor czy szeregowy belfer.
Szef KidProtect zaznacza jednak, że rozszerzenie przepisów musi zostać przeprowadzone rozsądnie, z uwzględnieniem wszystkich czynników, a nie z automatu. – Bo teoretycznie pobicie to też przestępstwo, o którym powinno się informować. Ale trudno, żeby do każdej bójki w szkole nauczyciel wzywał policję, prawda? – wskazuje Śpiewak. – By było łatwiej, można by stworzyć katalog takich przestępstw, o których
należy informować od razu.
Kary za brak reakcji potrzebne
– Problem polega też nie na wprowadzaniu nowych przepisów, ale głównie na egzekwowaniu starych – podkreśla Jakub Śpiewak. Afery pedofilskie w szkołach bowiem, zupełnie jak w Kościele, zamiata się pod dywan. A jak wskazuje szef fundacji KidProtect, według brytyjskich badań dzieci, które zostaną wcześnie objęte pomocą, często unikają długofalowych szkód psychicznych.
Samo egzekwowanie i zmuszenie prawem do reagowania na krzywdę nieletnich to jednak dopiero początek. By wyplenić pedofilię ze szkół i innych placówek, trzeba pójść dalej. Przy czym nie chodzi o to, by dyrektorzy szli za brak reakcji na całe życie do więzienia, ale po prostu odczuwali wagę swoich zachowań i ponosili za nie odpowiedzialność. – Powinniśmy usprawnić procedury cywilne tak, by ofiara mogła dochodzić swoich odszkodowań od placówek. I odszkodowania te powinny być bolesne, jestem tutaj za "amerykańskim stylem" – przekonuje Śpiewak. – Ogólnie bardzo podoba mi się kara za brak reakcji.
Szef KidProtect przyznaje, że obecnie obojętność wobec przestępstw na dzieciach nie spotyka się z wyraźnym potępieniem. A to duży problem: – Przestępcy karmią się zmową milczenia. To milczenie trzeba przerywać.
Śmierć dziecka nie może być okazją do politycznego lansu i hucpy. Zanim zaczniemy wymyślać kolejne zmiany prawa, najpierw nauczmy się stosować to, które mamy i zmieniajmy naszą mentalność. CZYTAJ WIĘCEJ