Joachim Brudziński – zdaniem wielu – dobrze wypadł w ostatnim programie "Fakty po Faktach", w którym był gościem Katarzyny Kolendy-Zaleskiej. Jak pisały prawicowe media, spokojnie odpowiadał na ataki dziennikarki TVN24 i merytorycznie ją punktował. Kolenda-Zaleska była z kolei mocno krytykowana za rozmowę. Okazało się, że niespodziewanie w sukurs przyszedł jej właśnie Brudziński.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Brudziński napisał na Twitterze, że atak "totalnych" na Kolendę-Zaleską jest wyjątkowo paskudny. Jego zdaniem "Pani Redaktor" – choć "#totalnie" nie zgadzała się z tym, co mówił podczas programu – prowadziła rozmowę kulturalnie i bez agresji. Spokojnie pozwoliła mu przedstawić swój punkt widzenia.
Rozmowa w "Faktach po Faktach" dotyczyła między innymi barykadowania Sejmu przez policję. Kolenda-Zaleska oburzała się tym, "Jojo" odpowiadał z ironią, że jedyne, czego zabrakło policji, to większej liczby funkcjonariuszy do walki z narkotykami, by "radzić sobie z wyjątkowo nadpobudliwymi młodymi ludźmi".
Prawicowe media rozpływały się w zachwytach nad występem Brudzińskiego. Choć – jak donosi Niezależna – dziennikarka robiła wszystko, by zbić Brudzińskiego z tropu, ten zachował spokój i merytorycznie ją punktował.
Internauci sprzyjający partii rządzącej pisali, że dziennikarka poległa i "dała się rozjechać na placek". Jak zauważył jeden z nich, przez Brudzińskiego, "który tytanem intelektu czy wulkanem erudycji z pewnością nie jest".
Krytyka Kolendy-Zaleskiej napłynęła nie tylko z prawicy. Kamil Durczok wytknął dziennikarce brak reakcji na słowa Brudzińskiego, który jego zdaniem – miał wyjść z Wiertniczej uśmiechnięty i zadowolony.