Na krok nie odstępuje Rafała Trzaskowskiego. Mówi się, że jest nieformalnym rzecznikiem jego kampanii, choć ona sama podkreśla, że role nie zostały jeszcze wyznaczone. Aleksandra Gajewska pomagała kandydatowi PO i N. na prezydenta Warszawy także wtedy, gdy ubiegał się o fotel europosła. W kampanii wspierała też Bronisławowi Komorowskiego. Osiem lat temu została najmłodszą radną Warszawy, ale w sieci piszą o niej "lachon" i bardziej niż na jej kompetencjach, skupiają się na wyglądzie i wieku.
Feministki wzięły panią w obronę po tym, jak "Duży Format" przedstawił panią jako ładną blondynkę, o uśmiechu jak z reklamy. Poczuła się pani dotknięta?
To zazwyczaj wywołuje we mnie mieszane uczucia. Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, czym się zajmujemy.
W tym samym tekście wspomniano też, że "jest pani kompetentna i cenią panią nawet ruchy miejskie".
Tak napisali, ale była to informacja podana jako druga. A kolejność jest tu istotna. Zaskakuje mnie, że najpierw zwraca się uwagę na wygląd, a później mówi się o innych cechach.
Wolałaby pani, żeby najpierw mówiono, że jest pani kompetentna, a później że ładna?
Tak, zdecydowanie wolałabym takie proporcje. Nie pierwszy raz mam do czynienia z taką sytuacją. Już osiem lat działam w warszawskim samorządzie. Zaczynałam jako najmłodsza radna. Bardzo często zderzam się z tym stereotypem. Mam dużo wsparcia wśród koleżanek i kolegów. Mam wrażenie, że oni podczas kilkuletniej współpracy ze mną bardzo zmienili swoje postawy.
Musi pani więcej innym udowodnić i więcej pracy wykonać?
Staram się koncentrować na działaniu. Jeśli jest jakieś zadanie, to trzeba je wykonać. Najważniejsze są problemy i potrzeby mieszkańców Warszawy, z którymi oni się do mnie zgłaszają. Kwestie tego, jak ja zostanę oceniona, jak ktoś skomentuje mój wygląda – są już drugorzędne.
Jestem członkinią Stowarzyszenia Kongres Kobiet i często mówimy o tym, że ta optyka powinna się zmienić. Ale bardzo ważne jest też, byśmy my działały w tej sprawie. Musimy głośno mówić o sytuacji kobiet, zmieniać swoje najbliższe otoczenie.
W sieci pod pani zdjęciem z Koalicji Obywatelskiej opublikowanym na Twitterze zaraz pojawiły się komentarze: "Co za lachon", "bardzo ładna ta nowa koalicja", "wizualne wrażenie dobre".
Usłyszałam kiedyś, że polityka nosi krawat. Mam głębokie przekonanie, że polityka może nosić, co chce: spodnie, spódnice, garnitur, marynarkę. Nie powinniśmy nikogo szufladkować i oceniać ani ze względu na płeć, ani ze względu na wygląd, ani ze względu na wiek. Te komentarze z Twittera są bardzo krzywdzące.
Czyta je pani?
Niektóre czytam, niektóre zupełnie ignoruję. Czasami jest tego tak dużo, że nie jestem w stanie się w tym odnaleźć. Ale Twitter jest specyficznym medium, gdzie przez dużą anonimowość, mamy też dużo hejtu.
Z problemem takich komentarzy boryka się wiele kobiet w polityce. Często wymieniamy te doświadczenia i staramy się trzymać razem. Myślę też, że możemy liczyć na wsparcie kolegów, co też jest istotne. Dopóki do ich świadomości nie dojdzie, iż to, co mówią i robią może być krzywdzące i że powinni zabierać głos i jasne stanowisko, to nie będzie to kompletne. To musi działać na wszystkich poziomach.
Podobno swoją urodą "ma pani ocieplać wizerunek" Rafała Trzaskowskiego. Nie przeszkadza pani taka łatka?
Oczywiście, że przeszkadzają mi takie komentarze. Przez osiem lat działam jako warszawska radna, pracuję w różnych komisjach, co pozwoliło na wypracowanie sobie dobrej współpracy z organizacjami pozarządowymi, dziennikarzami. Dlatego też stwierdzenie, że mam coś ocieplić jest dla mnie niesprawiedliwe.
I myślę też, że w przypadku Rafała Trzaskowskiego nie ma czego ocieplać. On ma bardzo dobry wizerunek młodego, zaangażowanego polityka, który umie wykorzystać swoje międzynarodowe doświadczenia. Jest wykształcony, bardzo sympatyczny, bezpośredni. To kalka językowa: że gdzieś tam utrwaliło się, że zestawianie kobiety z mężczyzną ma ocieplać wizerunek tego drugiego.
"Co to za blond rzep, który nie odstępuje Trzaskowskiego nawet na chwilę" – zachodzą w głowę internauci. Coraz częściej mówi się, że jest pani nieformalnym rzecznikiem kampanii Rafała Trzaskowskiego.
To domniemana funkcja, która w okresie prekampanii nie jest w żaden sposób określona. Zupełnie naturalne jest to, że jako zaangażowana radna i wiceprzewodnicząca PO w Warszawie biorę czynny udział w działaniach kandydata na prezydenta. To się nasuwa samo przez się. Moja rola jest teraz bardziej doradcza i aktywizująca, ale absolutnie nie taka, jak próbuje się to pokazać. Obecnie sprawdzamy, kto sprawdza się najlepiej w konkretnych działaniach.
Rafał Trzaskowski zaprosił panią do udziału w jego kampanii?
To też wyszło zupełnie naturalnie. To Rafał zaprosił mnie do współpracy ze sobą. Ale już wcześniej sama byłam zaangażowana, podsyłałam mu jakieś tematy. On chyba też przekonywał się, że to wartościowe uwagi.
Czyli krótko mówiąc zapracowała sobie pani na tę funkcję?
Na jaką funkcję?! Myślę, że Rafałowi też zależy na tym, żeby osoby, z którymi współpracuje były dyspozycyjne, znały miasto, specjalizowały się w konkretnych tematach. On buduje solidną i aktywną grupę, która potrafi rozmawiać nie tylko ze swoimi zwolennikami, ale i przeciwnikami. Rafał będzie starał się dobierać sobie osoby, które tego dialogu szukają, a nie szerzą i wpisują się w złą politykę dezinformacji.
No i pani walczy w sieci z dezinformacją. Jak lwica broniła pani Trzaskowskiego przed Kaletą, kiedy wyciągnął spot z Żebrowskim.
Staram się. Doszło do tego, że mamy przyzwolenie na to, by pojawiały się nieprawdziwe informacje. My przywykliśmy do tego, że tak będzie i nic nie należy z tym robić. Otóż nie, im bardziej będziemy przyzwalać na obecność nieprawd w życiu publicznym, tym więcej osób będzie korzystało z tego mechanizmu.
Zanim się uspokoją, pada bardzo dużo słów, których w normalnych okolicznościach by nie wypowiedzieli. Być może politycy się tego boją, ja nie. To jest dla mnie ważne, bo coraz więcej osób się do mnie zwraca, obserwuje moje konta w mediach społecznościowych. Mam coraz większy zasięg, jeśli chodzi o informacje, jakie przekazuję.
Pojawianie się w obecności Trzaskowskiego i tę kampanię, która się jeszcze nie rozpoczęła – traktuje pani jako trampolinę do dalszej kariery?
To jest test moich umiejętności. To dla mnie wyzwanie.
Udźwignie pani tę kampanię?
Mam taką nadzieję, ale nie jestem w tym sama. To cała drużyna skupiona wokół Rafała Trzaskowskiego a także wizji nowoczesnej i otwartej Warszawy. Jestem pewna, że Rafał Trzaskowski wygra te wybory. Nie podejmowałabym się rzeczy, gdybym z góry wiedziała, że sobie nie poradzę.
Mam wokół siebie dużą grupę życzliwych ludzi i jeśli mam momenty słabości czy zmęczenia, to oni dają mi zastrzyk pozytywnej energii. I ja z powrotem mogę wrócić do działania. Nie robię tego tylko dla siebie. Mam poczucie, że działam na jakiejś przestrzeni, dla społeczności. To będzie trudna kampania.
Prawicowe media już piszą, że Trzaskowski czuje oddech Jakiego na plecach.
Rafał Trzaskowski nigdy nie lekceważył żadnego kandydata. Tych sondaży jest bardzo dużo i one się od siebie różnią.
Z wewnętrznych badań PO wynika, że Trzaskowskiemu spada poparcie i ludzie w partii są na niego wściekli, bo zachowuje się tak "jakby już wygrał tę kampanię". O tym informował "Wprost".
Po pierwsze nie ma takich badań. To tezy podrzucane przez przeciwników. A w PO nie lekceważymy żadnego z kontrkandydatów. Rafał w bardzo fajny sposób komunikuje się z ludźmi, da się go polubić. To na pewno jest jego mocną cechą. A próba pokazywania go jako osoby, która wzbudza wewnętrzną niechęć, jest jak mówienie, że Warszawa nie jest nowoczesnym miastem.
Myślę, że po tej rozmowie Rafał Trzaskowski może się przekonać, że jest czy byłaby pani dobrym rzecznikiem.
(Śmiech). My w tę kapaniem będziemy inwestować swój czas. Osoba, która będzie kandydować musi przekonać zespół, że warto go wspierać. I Rafał zdecydowanie nas przekonał.
Już zaczęły się komentarze, że za kampanią Trzaskowskiego stoi "warszawska radna PO, która jest albo była szefem zespołu politycznego w Fundacji Otwarty Dialog" u Bartosza Kramka, który jest znienawidzony przez PiS. W żadnym pani biogramie nie znalazłam takiej informacji.
Byłam wolontariuszem w tej fundacji. Brałam udział w rozprawach, m.in. w Czechach i Hiszpanii, gdzie informowaliśmy, w jaki sposób represjonowani są opozycjoniści. Pokazywaliśmy, jakie są mechanizmy wykorzystywania prawa w UE.
Bardzo często te zarzuty były sfabrykowane, a myśmy to wszystko pokazywali i to nie była tylko Fundacja Otwarty Dialog, ale i Amnesty International, czy Fundacja Helsińska. Miałam też okazję być na Ukrainie, podczas wydarzeń związanych z Majdanem. Jeździłam tam z misjami obserwacyjnymi. Chciałam zwrócić uwagę polityków na sytuację sąsiadów.
To dlaczego dziś głośno pani o tym nie mówi?
Wydaje mi się, że często o tym mówię. Mogliśmy przyglądać się wydarzeniom na Majdanie od zupełnie innej strony. To dla mnie bardzo ważne doświadczenie.
Jeśli chodzi o samego Bartka Kramka – on wywołuje skrajne emocje. Ma bardzo wyraziste poglądy, nie boi się ich wypowiadać. Ja się bardzo często z nim nie zgadzałam. Ale dla mnie ważniejsze były obszary, którymi się zajmowałam.
Czyli dziś ta znajomość z panem Kramkiem mogłaby zostać źle odebrana?
Na przykład Małgorzata Gosiewska współpracowała z Fundacją Otwarty Dialog. I to jest kolejna manipulacja. Dziś odżegnujemy się od tematu, który został napiętnowany jako niewygodny i wszyscy pokornie się w to wpisują. Ale ja dokładnie pamiętam, jak z tymi osobami uczestniczyłam w wyjazdach i misjach obserwacyjnych.
Nawet nie wiem, czym dziś zajmuje się Bartek Kramek, wiele lat temu zrezygnowałam z tej współpracy. Bardzo obciążające było dla mnie uczestniczenie w tych indywidualnych sprawach opozycjonistów. To się przeżywa, przynosi do domu, dlatego zrezygnowałam.
Wrócę do kampanii. Rafała Trzaskowskiego nie odstępuje pani na krok. Jak praca podczas kampanii wygląda od kuchni?
To bardzo intensywna praca. Wykonujemy rzeczy, które zostały wcześniej zaplanowane, realizujemy je zgodnie z planem. Ale są i elementy, które wypadają nagle, trzeba interweniować, odnieść się do czegoś, sformułować przekaz. Mamy też przecież akcje door to door, pukamy do mieszkań, spotykamy się z domownikami. To na pewno wyczerpujące, ale i nakręcające.
Pamiętam, że podczas poprzedniej kampanii zaczynaliśmy o 6:00, spotykaliśmy się z mieszkańcami na przystankach, rozdawaliśmy im kawę i rozmawialiśmy. Akurat wtedy o komunikacji miejskiej na Białołęce i Pradze-Północ. Potem była chwila oddechu na to, by zaplanować zadania. A w godzinach popołudniowych i wieczornych prowadziło się działania związane d-d. To męczy fizycznie, ale i psychicznie. Są momenty, że jest się bardzo zmęczonym.
I pewnie zestresowanym.
Tak. Wyczerpanym, wykończonym i marzy się o tym, żeby obejrzeć serial, pójść na spacer. To kilka miesięcy bardzo intensywnej pracy.
No więc, jaka jest nagroda?
Nagrodą jest dobro mieszkańców. Dla mnie najważniejsze jest to, że Warszawa będzie miała dobrego zarządcę.
Ale jaką nagrodę pani otrzyma?
Po raz kolejny będę mogła reprezentować mieszkańców w Radzie Warszawy. To jest niesamowite uczucie, kiedy po raz pierwszy człowiek zdaje sobie sprawę, że jest pośród 60 osób, które będą troszczyć się o budżet tego miasta, decydować o projektach, które będą na jego przestrzeni realizowane. To nie tylko duma, ale i poczucie, że coś się współtworzy, że ta Warszawa nie jest tylko miejscem, w którym się mieszka, ale i wpływa się na to, w jakim kierunku się ona rozwija. To jest coś nieprawdopodobnego.
Wzruszyła się pani. I to tak naprawdę.
To super uczucie, bardzo fajne. Polecam to zwłaszcza osobom, które krytycznie odnoszą się do naszego działania. Warszawa jako miasto jest pasjonująca.
Nie jest pani zbyt wrażliwa jak na politykę?
Nie wiem, czy jestem tak bardzo wrażliwa, jakby mogło się wydawać. Na pewno mam tej wrażliwości bardzo dużo, ale też nauczyłam się, by niektóre rzeczy mnie nie dotykały. Choć ataki na moich najbliższych cały czas mnie bolą.
Boli mnie też to, że się powiela nieprawdę i że jest na to przyzwolenie. Ale mam też dużo wrażliwości, której oczekują ode mnie mieszkańcy. To nie jest jakieś wyrachowanie, tylko pochylanie się nad problemami mieszkańców stolicy. Jestem wrażliwa, nie jestem nadwrażliwa i myślę, że to jest atut.