Aktywiści społeczni jako agenci zgniłego zachodu – tak wyglądał kiedyś PRL i tak wygląda teraz Rosja Władimira Putina. Wszystko wskazuje jednak na to, że Polskę czeka powrót do przeszłości. "Ułaskawiony" przed wyrokiem minister Kamiński bierze pod lupę organizację pozarządową, która protestowała przeciwko niekonstytucyjnym ustawom PiS o sądownictwie (dwie z trzech zawetował prezydent Andrzej Duda). O sprawie poinformował serwis wPolityce.
Bartosz Kramek, kierujący Fundacją Otwarty Dialog, kilka dni temu opublikował na Facebooku notatkę, w której wzywa do pokojowego przeciwstawienia się łamaniu Konstytucji przez władzę. Wśród 16 proponowanych przez niego metod oporu społecznego, jest m.in. strajk, edukacja, ostracyzm społeczny wobec polityków PiS, którzy naruszają Konstytucję, oraz rozważenie zawieszenia płacenia podatków.
Wpis odbił się szerokim echem, zwolennicy i politycy PiS zarzucają działaczowi chęć obalenia rządu. Teraz okazuje się, że rząd PiS postanowił wyciągnąć konsekwencje wobec niepokornego aktywisty. Mariusz Kamiński – polityk PiS, który mógł zostać ministrem dlatego, że bezprawnie "ułaskawił" go przed prawomocnym wyrokiem prezydent Andrzej Duda – chce prześwietlić Fundację Otwarty Dialog, walczącą o wolne, nieupartyjnione sądy.
Tymczasem sam minister Kamiński ma teraz problem z wymiarem sprawiedliwości – gdy okaże się, że nieprzejęty przez PiS (dzięki wetu) Sąd Najwyższy orzeknie, że "ułaskawienie" przed prawomocnym wyrokiem nie obowiązuje, to polityk partii rządzącej może wrócić na ławę oskarżonych. Mariusza Kamińskiego chce ochronić przed Sądem Najwyższym nominowana przez PiS sędzia TK, mgr Julia Przyłębska.
Władza PiS robi wszystko, by członek partii nie został osądzony (skazany albo uniewinniony). Partia rządząca ignoruje orzeczenie Sądu Najwyższego ws. swojego członka – gdy pod koniec maja SN orzekł, że prezydent Andrzej Duda nie miał prawa "ułaskawić" działacza PiS przed prawomocnym wyrokiem, partia nazwała wyrok "tylko taką wykładnią na przyszłość".
Za co stanął przed sądem Mariusz Kamiński?
W marcu 2015 r. Mariusz Kamiński został skazany za to, że jako szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego przekroczył uprawnienia przy tzw. aferze gruntowej (chodzi o jego działalność za pierwszego rządu PiS, 2005-2007). Stworzono fikcyjną sprawę odrolnienia ziemi za łapówkę, choć nie było sygnałów, że w resorcie rolnictwa ktoś jest skorumpowany i skłonny za pieniądze w czymś takim pomóc – tak to tłumaczyła prokuratura.
Wyrok zapadł surowy, wyższy niż domagali się śledczy – Kamiński został skazany na 3 lata więzienia i 10 lat zakazu zajmowania stanowisk publicznych. Tylko nieco niższe wyroki (2,5 roku więzienia oraz również 10 lat zakazu zajmowania stanowisk publicznych) usłyszeli były wiceszef CBA Maciej Wąsik oraz dwaj byli dyrektorzy z Biura. Nota bene – sędzia Wojciech Łączewski, który to orzeczenie wydał, został później zdegradowany.