Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez środowiska narodowe został przerwany przez urzędników miejskie i policję. Oficjalnym powodem była "koszulka z zakazanym symbolem", którą miał na sobie jeden z uczestników. Pomimo tego, manifestacja była kontynuowana. Wówczas na jej drodze stanęli Obywatele RP, twierdzą, że zostali zaatakowani przez ONR na Nowym Świecie.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
– Powodem rozwiązania zgromadzenia był fakt, że jeden z uczestników "miał na sobie koszulkę z zakazanymi symbolami". W związku z tym musieliśmy wstrzymać przemarsz zgromadzenia – mówił w rozmowie z portalem tvp.info Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.
Jeden z uczestników marszu miał faktycznie koszulkę z sierpem i młotem - tyle tylko, że przekreślonym.
Pomimo informacji o rozwiązaniu marszu - ten był jednak kontynuowany.
Marsz wcale nie był taki pokojowy jak niektórzy twierdzą. Skandowano np. nienawistne hasło - "Jeden Niemiec - jedna kula".
Doszło również do przepychanek Obywateli RP z członkami ONR. Ci pierwsi twierdzą, że zostali zaatakowani przez narodowców na Nowym Świecie. Interweniowała policja.
"Obywatele RP zostali wypuszczeni z kotła na Nowym Świecie" – poinformowano na Twitterze.