„Klip” reklamują jako serbską odpowiedź na „Dzieciaki” Clarka. Dla mnie to raczej przepełniona powojenną traumą, odbita w krzywym zwierciadle wersja serialu „Dziewczyny”. Sto minut udręki i ekstazy. Takie rzeczy tylko na T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu.
Jasna ma 16 lat i smartfona. Nigdzie bez niego się nie rusza. Jest bohaterką własnego filmu – klipu, który kręci non-stop komórką, z sobą w roli głównej. Komórka oddziela ją od świata zewnętrznego. Za jej pośrednictwem Jasna bierze w nawias życie swoje oraz swojej rodziny. W klipie jej autorstwa występują także jej znajomi, umierający na raka ojciec, zmęczona psychicznie i fizycznie matka, a także krewki „chłopak”. Cudzysłów jest tutaj potrzebny, wierzcie mi.
Film „Klip” (org. „Clip”) powstał w tym roku. Opowiada o pierwszym powojennym pokoleniu w Serbii. Rodzice Jasnej oraz jej wystylizowanych na gwiazdki porno koleżanek rozpamiętują tragiczną historię kraju, w którym słowo „sąsiad” nadal brzmi złowrogo. Ich dzieci nie chcą pamiętać. Wolą ogłuszać się narkotykami, ostrym seksem, przemocą. Tak radzą sobie z przekazanym w genach poczuciem winy.
Reżyserka Maja Miloš postawiła na naturalizm. Kamera śledzi główną bohaterkę „Klipu“, tak, jakby to sama Jasna portretowała własne życie za pomocą nieodłącznej komórki. Widzimy, jak dziewczyna poniża się, by zasłużyć na zainteresowanie kolegi ze szkoły. „Kocham cię. Mogłabym zrobić dla ciebie wszystko” – wyznaje chłopakowi Jasna, tuż po zażyciu amfetaminy w toalecie. „Najpierw naucz się robić loda” – odpowiada „amant” i wychodzi.
Ofiarami w tym filmie są wszyscy. Dziewczyny – bo same wchodzą w zarezerwowaną dla nich kulturowo rolę podległej i „zawsze chętnej”. Chłopcy – bo nie mogą wyzwolić się od presji bycia macho, a uczucia potrafią wyrażać wyłącznie w sferze cielesnej: uprawiają seks lub bijąc. Kto nie bije, jest miękki, mało męski. To znamienne, że ukochany Jasnej usankcjonuje swój związek z nią właśnie za pomocą lewego sierpowego. Bije, więc kocha – tak rozumuje Jasna. Dziewczyna wstydzi się choroby swojego ojca, zabrania matce rozgłaszać o niej w szkole. Mężczyzna chory, to mężczyzna słaby. Nie-mężczyzna.
Niezapomniana jest scena, w której Jasna z koleżankami szykuje się na imprezę w dyskotece. Wygląda to jak pastisz serialu typu „Seks w wielkim mieście” czy, sięgając po świeży przykład, „Dziewczyny”. Młode Serbki, ubrane tak wyzywająco, że Sasha Grey na ich widok mogłaby się zawstydzić, piją dla kurażu ukradziony ze sklepu alkohol. Robią sobie zdjęcia – a jakże, telefonami – a potem wrzucają je na Facebooka. Krzyczą, tarzają się po podłodze, malują (choć lepiej zrobiłby im demakijaż). To krótka chwila, w której przypominają swoje rówieśnice chociażby z Nowego Jorku. Jedyna, w której mają 16 lat i dziewczyńskie marzenia. Zazwyczaj funkcjonują poza wiekiem i bez godności.
„Klip” jest obrazem, od którego ciężko się uwolnić. Plastycznym, ociekającym wulgaryzmami, ciężkim od testosteronu. Nie ma w tym jednak cynizmu, chęci szokowania czy bezmyślnego epatowania przemocą. Widz „zjada ten kamień” z młodymi Serbkami. Jeszcze długo po projekcji.