Tropikalne noce nie pozwalają zasnąć i nie zapewniają warunków do odpoczynku. Okazuje się, że mieszkańcy miast sami są sobie winni. Gdy wycięto drzewa ulice zamieniły się w gigantyczny piekarnik.
Jak wyjaśnia IMGW, nocą tropikalną nazywamy taką, podczas której temperatura minimalna przekracza 20 stopni Celsjusza. Co to oznacza w praktyce wie już chyba każdy z nas – nie można zasnąć, nie da się spać. Organizm nie może się zregenerować, nasze ciało nie odpoczywa po upałach, na jakie narażaliśmy się przez cały dzień. Jest źle.
A będzie jeszcze gorzej, bo klimatolodzy straszą, że towarzyszące nam od pewnego czasu upały to nie anomalia pogodowa, tylko zjawisko, które będzie nam towarzyszyć w przyszłości coraz częściej. Okazuje się jednak, że mieszkańcy miast przeżywają katusze niejako na własne życzenie.
Wszystko przez to, że z miast znikają drzewa. Stoją budynki, które może i dają cień, ale nie dają chłodu. Nagrzewają się mury, nagrzewają się chodniki i jezdnie, i choć w godzinach nocnych oddają ciepło, to temperatura powietrza nie spada tak szybko, jak to się dzieje w parkach czy w lasach.
Ponad rok temu wielu deweloperów ucieszyło się z "Lex Szyszko", czyli decyzji ministra ochrony środowiska, który pozwalał na wycinkę drzew na własnym terenie. W miastach pod topór poszły tysiące drzew, które dziś dawałyby tak potrzebną ochronę przed żarem.
Internauci zwracają uwagę na jeszcze jedno – np. w Warszawie brak jest poidełek. Te szczególnie przydałyby się dzieciom i osobom starszym, które już musiały wyjść z domu. Wiele osób przypomina, że w dawniej dozorcy lali wodę na chodnik przed budynkiem, w późniejszych czasach jeździły po ulicach polewaczki. Dziś prażymy się w betonowej dżungli.