Męskie Granie to tak samo ważna wakacyjna, polska tradycja jak pielgrzymki do Częstochowy i parawany nad Bałtykiem. Nic dziwnego, że klip do piosenki "Początek" - tegorocznego hymnu koncertowego tournee, zgarnął już 30 mln wyświetleń na YouTube. Od jego twórców dowiedzieliśmy się, że na planie nie brakowało wpadek.
– W tym teledysku trzeba docenić dwie rzeczy – zaczyna Mateusz Trusewicz, szef działu wideo Grupy naTemat. – Po pierwsze, teledysk do "Początku" został nagrany jednym, ciągłym ujęciem, tzw. mastershotem. Po drugie, w całym tym zamieszaniu jednocześnie z obrazem nagrywano dźwięk. To bardzo trudne. Chłopaki z Męskiego Grania Orkiestry perfekcyjnie wykonali piosenkę na żywo, nie było dogrywki ze studia. Szacunek – dodaje.
Od 22 maja, kiedy klip do "Początku" trafił na YouTube, obejrzano go już prawie 30,5 mln razy. Do nagrania zaproszono topowych polskich wokalistów - Dawida Podsiadło, Krzysztofa Zalewskiego i Korteza. Połączenie ich głosów stworzyło doskonałą harmonię, która w połączeniu z rockowym klimatem daje naprawdę niezłego kopa.
W klipie nakręconym w hali toru wyścigów konnych na warszawskim Służewcu chłopaki z zespołu wykonali "Początek" na żywo. Nie było dogrywek w studiu, ani najmniejszego marginesu błędu. To, jaki kociokwik miejscami panował na planie, doskonale oddaje making of klipu, który można zobaczyć na YouTube.
Ma jedynie 400 tys. wyświetleń, a zasługuje na kilka razy tyle, by docenić pracę ekipy.
Filmowcy biegają po planie i nerwowo spoglądają na monitor, czy wszystko się uda. Nic dziwnego, w przypadku mastershota nie ma opcji, żeby coś zmontować post factum. Wszystko dzieje się tu i teraz.
Porozmawialiśmy z Kajetanem Plisem - operatorem, który pracował na planie teledysku do "Początku". Dowiedzieliśmy się, że nie obyło się bez wpadek, a także zdradził, kto przez cały czas zachował zimną krew i pełen profesjonalizm.
W Polsce powstawały już klipy robione w ten sposób?
Jakoś nie słyszałem, żeby coś podobnego się zadziało.
Szacun. Mimo wszystko pewnie musieliście zrobić kilka podejść. Ile było dubli?
Mieliśmy jeden dzień prób, ale wtedy nie zrobiliśmy pełnego przejścia. Sprawdzaliśmy jakieś fragmenty, żeby zobaczyć jak to wygląda i zgrać pewne rzeczy. W dniu zdjęciowym - tak przynajmniej słyszałem od człowieka, który liczył rejestrowane duble - było ich 26. Inni mówią, że 18.
Ta większa liczba pewnie wzięła się stąd, że doliczono do niej wszystkiego próby, które robiliśmy tego dnia. Przed zachodem słońca graliśmy jeszcze na sucho, sprawdzaliśmy różne przejścia.
Skoro było tyle dubli, przynajmniej kilka razy coś musiało pójść wyjątkowo nie tak.
Było wiele takich sytuacji. Były trzy duble, w których Krzysztof Zalewski uderzał w kamerę gryfem gitary w ostatnich dziesięciu sekundach ujęcia. Przy tym sposobie kręcenia całe ujęcie szło do kosza. To uczy pokory. Wiesz, wydawało się, że już wszystko mamy, zaraz osiągniemy cel, a to ostatnie 10 sekund skutkowało tym, że nic nie mieliśmy do wzięcia.
Niestety nie mogliśmy sobie tego zmontować. Przedostatnie dwa duble były po prostu idealne… no poza tymi ostatnimi 10 sekundami. Steadicamista Adam Mendry przechodził koło Zalewskiego, który odchylał się i gryfem uderzał w kompendium kamery. Obraz chwiał się, przez co nie mogliśmy wziąć tych ujęć.
Wokaliści również zaliczali jakieś wpadki?
To było niesamowite, ale nie było żadnego potknięcia z ich strony. Była za to stuprocentowa powtarzalność. Sam byłem w szoku, ale nigdy nie musieliśmy przerywać ujęcia, bo ktoś z nich się pomylił w piosence albo źle przeszedł. Z ich strony wszystko było idealnie. Mają świetny warsztat koncertowy, który przekłada się na profesjonalizm.
Ile razy współpracowałeś wcześniej z Męskim Graniem?
Tadek Śliwa - reżyser, ma już za sobą pracę z tym brandem. W moim przypadku był to pierwszy raz.