Jest jak w raju, ale nie brakuje pułapek. Oto, jak zaplanować podróż marzeń na Malediwach
Michał Mańkowski
19 sierpnia 2018, 08:32·7 minut czytania
Publikacja artykułu: 19 sierpnia 2018, 08:32
Bilety można trafić zaskakująco tanio, jak na taką destynację. Nocleg – jeśli dobrze poszukacie – też nie będzie tak drogi, jak może się wydawać. Na turystów na Malediwach czeka jednak kilka pułapek, o których się nie myśli podczas planowania. Prawda jest jednak taka, że w przypadku Malediwów naprawdę nie zawsze warto oszczędzać.
Reklama.
Jeśli kiedykolwiek widzieliście, gdzieś "rajskie zdjęcia", śmiało można założyć, że któreś z nich na pewno było zrobione na Malediwach. I nie ma znaczenia, czy chodzi o Instagram czy tradycyjne zdjęcia z katalogów biur podróży. Jak jest turkusowa woda, delikatny piasek i charakterystyczne domki na wodzie, to z pewnością patrzymy na Malediwy.
Wszyscy o nich słyszeli, ale już nie każdy wie, gdzie są. Tak to bywa z tym "rajem na ziemi". Jeśli spojrzycie na mapę i palcem dotkniecie jej niebieskiego fragmentu nieco pod Indiami, traficie dokładnie w Malediwy. A dokładniej w jedną z ok. 1200 wysp i wysepek, z których składa się to państwo. Do południowego krańca Indii jest 500 kilometrów, nieco bliżej jest Sri Lanka. A poza tym dookoła bezkres oceanu. Dosłownie pośrodku niczego.
I tak jak u nas są województwa, tak na Malediwach można porównać je do atoli. Kraj składa się z 26 atoli, które są od siebie oddzielone czasami naprawdę sporymi odległościami. To kluczowe głównie przy planowaniu swojej podróży, ale o tym więcej za chwilę.
Stolicą i największym miastem jest Male. Mieszka tam 50 tys. osób i na dobrą sprawą jest jedynym ośrodkiem, które nazwalibyśmy pełnoprawnym miastem. Są nawet samochody, co na Malediwach w ogóle nie jest oczywistością. To właśnie tutaj lądują samoloty wszystkich linii lotniczych. A dokładnie to nieco obok, bo z lotniska do Male trzeba podpłynąć jeszcze 10 minut specjalną łodzią.
Lotnisko to w ogóle słowo trochę na wyrost, bo w rzeczywistości to jeden pas do startowania i lądowania. Ale wszystko idzie w miarę sprawnie. Na miejscu lekki zator przy kontroli paszportowej, gdzie dostajemy darmową wizę. Upewnijcie się jednak, że nie macie nic, co nie jest na Malediwach dozwolone. To kraj muzułmański, więc nie ma mowy np. o alkoholu czy wieprzowinie.
Tuż za kontrolą graniczną jest druga, gdzie zabiera się turystom całą kontrabandę. To głównie alkohol, który... można odebrać przy powrocie. Przynajmniej w teorii, bo ilość butelek jest tak duża, że raczej nie znajdziecie swojej. Ale zanim dotrzecie do tego miejsca, czeka Was sporo planowania. Jak się do tego najlepiej zabrać?
Zaczynamy od biletów, które – jak poszuka się w dobrym momencie – wcale nie są tak drogie, jak mogą się wydawać. U mnie od zawsze grany jest Skyscanner.pl, gdzie jest szybko i przejrzyście, choć tym razem mnie nieco niemiło zaskoczył.
Rezerwując odpowiednio wcześniej w dobrym okienku czasowych bilety można trafić już za 2500 zł w dwie strony. Jeśli traficie na jakąś mocną promocję (niestety tam różnie bywa z datami) do Male można dolecieć jeszcze taniej, nawet poniżej 2000 zł. Bez większych problemów znajdziecie bilety w przedziale 2500-3000.
Teoria a praktyka to jednak dwie różne rzeczy i musicie liczyć się z tym, że cena podana w wyszukiwarce lotów nie jest ostateczna. Potem już bezpośrednio na stronie, na której rezerwujecie (Skycanner agreguje oferty i przekierowuje dalej) dopłacacie niemal złodziejskie prowizje, sięgające nawet kilkuset złotych. Nasze bilety ostatecznie były droższe o 300 zł niż to, co pokazał Skyscanner.
Jeśli chodzi o linie lotnicze, to wybór jest dość spory. Są legendarne Qatar Airways czy Emirates, ale także rosyjski Aeroflot czy Turkish Airlines. Wbrew pozorom, bardzo często najbardziej atrakcyjnie wychodzą te pozornie najdroższe tj. Qatar i Emirates.
Połączeń jest sporo i jeśli zdecydujecie się na dłuższą przesiadkę np. w Katarze, śmiało zdążycie zwiedzić stolicę – Doha. Co jest świetną opcją, bo zyskuje się 2w1 praktycznie nie zwiększając kosztów.
Katar, który ma właściwie tylko tony pieniędzy, hektolitry ropy naftowej, gigantyczny hub przesiadkowy nie ma turystycznie do zaoferowania tyle, ile inne kraje. Dlatego robi, co może, by ich do tego zachęcać. Tak przy współpracy z Qatar Airways powstał program niemal darmowego zwiedzania Doha.
Jeśli przesiadka jest dłuższa niż 5 godzin, za 40 riali (ok. 40 zł) możecie wykupić 3-godzinną wycieczkę objazdową po mieście. Świetna opcja, która kiedyś była nawet darmowa. Od niedawna Polacy nie potrzebują także wiz do Kataru, więc wycieczka jest naprawdę "po kosztach".
Miasto można odwiedzić także na własną rękę (także w środku nocy – bez bezpiecznie). Taksówka w jedną stronę to ok. 30-50 riali (z lotniska jest drożej). Ale przecież nie o Katarze tu mowa, a o Malediwach.
Skoro mamy już bilety, przyszła czas na hotel. I tutaj zaczyna się magia, bo można wydać absolutnie każde pieniądze. Najbardziej odjechana opcja, którą znalazłem na Bookingu kosztowała... 300 tys. złotych. Wróćmy jednak na ziemię. Warianty pobytu na Malediwach są dwa: po kosztach i normalnie. Jest też trzeci, ale to już dla prawdziwych krezusów, więc go zostawmy.
Wbrew pozorom na Malediwach można posiedzieć naprawdę tanio. Wszystko za sprawą zmiany prawa z 2009 roku. Do tego momentu kraj można było odwiedzać tylko w specjalnych kurortach. Potem zmieniono to i turystów można przyjmować także w pensjonatach czy domach gościnnych na innych wyspach.
A tam można trafić na naprawdę zaskakująco atrakcyjne oferty. Jeśli decydujcie się na tę opcję, polecam Airbnb, gdzie opcji jest naprawdę sporo. Tygodniowy pobyt to wydatek zaczynający się już od kilkuset złotych (za całość!). Tu jednak czeka na Was pewna pułapka: na wyspach z "lokalsami" musicie pamiętać, że to kraj muzułmański. Trzeba chodzić odpowiednio ubranym (zakrytym) i nie zawsze znajdziecie plażę, na której można kąpać się w bikini.
A powiedzmy sobie szczerze, będąc na Malediwach ostatnia rzecz, którą chcesz robić, to ukrywanie się przed słońcem i zastanawianie "czy można". Dlatego mieszkańcy wyszli na przeciw oczekiwaniom turystów i stworzyli tzw. bikini beach, czyli plaże dedykowane dla turystów, gdzie można opalać i kąpać się tak, jak jesteśmy przyzwyczajeni.
Dla niektórych minusem będzie także fakt, że na tych wyspach nie uraczycie alkoholu. Biznes to jednak biznes i w kurortach takowych problemów nie ma. Alkohole można kupować absolutnie dowolnie i to ze sporym wyborem (i ceną).
Lokalsi w ogóle ciekawe dostosowali się do rynku i w ramach atrakcji oferują turystom przebywającym na ich wyspie jednodniowe wycieczki do resortów. Ot tak, żeby zobaczyć i poczuć klimat.
Oferta hotelowa jest bardzo bogata. Ogranicza Was tylko cena i gust, co do wyspy, na którą ostatecznie traficie. I tutaj najważniejsza rada dotycząca planowania podróży na Malediwy. Nie sugerujcie się jedynie ceną hotelu!
Pamiętacie, jak pisałem, że Malediwy składają się z ok. 1200 wysepek, a lądujemy na lotnisku w Male? No właśnie, a potem musimy dotrzeć jeszcze dalej do celu podróży. I tutaj zaczyna się wesoło, bo hotele momentami życzą sobie naprawdę srogie pieniądze: od kilkudziesięciu (50) do kilkuset (700) dolarów za transport.
Czasami to prywatna łódka tzw. speedboat. Gdy odległość jest większa, czeka Was lot wodolotem. Płynie się od kilkunastu minut do kilku godzin. Można oczywiście taniej (i dłużej) przetransportować się "komunikacją miejską". Wtedy to symboliczny koszt, ale trwa nawet 7-8 godzin i zahacza o inne wysepki.
Trzeba pamiętać też, że transport wodny jest ograniczony czasowo. Ze względu na zachody słońca, łódki przestają kursować dość wcześnie.
Wbrew pozorom i temu, co pisałem ostatecznie najbardziej atrakcyjna oferta wcale nie wypadła na Bookingu. W internecie jest sporo stron oferujących dedykowane pobyty (z odbiorem na lotnisku), działających na zasadzie pośredników pomiędzy resortami a klientami z całego świata.
Ostatecznie jednak chcąc zminimalizować ryzyko wtopy (w końcu lecicie na koniec świata za niemałe pieniądze) postawiłem na rezerwację osobiście. Zupełnie przypadkiem trafiłem na mniej popularną od Bookingu stronę Agoda.com, która okazała się... strzałem w dziesiątkę.
Po pierwsze, jako nowy użytkownik dostałem sporą zniżkę na starcie. Po drugie, choć hotele na obu stronach były identyczne, to Agoda oferowała bardziej atrakcyjne warunki. Dodatkowo doszła jeszcze kolejna zniżka (nawet nie wiem za co) i ostatecznie cena była ok. 1,5 tysiąca złotych niższa niż na tak uwielbianym przeze mnie Bookingu.
Główny sezon na Malediwach przypada na naszą zimą. Największy ruch zaczyna się od okresu świąt Bożego Narodzenia i trwa mniej więcej do marca. Wtedy nie musicie się martwić o pogodę. Nasze wakacje to z kolei na Malediwach pora deszczowa. Może padać i niemal na pewno będzie, ale to nie znaczy, że nie warto wtedy jechać.
Na miejscu jest cholernie ciepło (i wilgotno), a deszcze są częste. Na szczęście nie niszczą pobytu, bo tak samo jak szybko przychodzą, tak samo szybko odchodzą. Jeśli boicie się ryzykować, lepiej pójść w czerwiec/lipiec niż sierpień/wrzesień.
Sporym kosztem mogą okazać się za to atrakcje dodatkowe na miejscu. Gdy znudzeni leżeniem na plaży zaczniecie zastanawiać się, co by tu jeszcze porobić, z pomocą przychodzą ekipy resortu. Jest w czym wybierać, od kajaków, przez skutery wodne i snorkelling, na poszukiwaniu delfinów i wielorybów kończąc.
Bardzo rozbudowana jest także oferta nurkowania czy profesjonalnego łowienia gigantycznych ryb. To wszystko to jednak wydatki od kilkudziesięciu do kilkuset dolarów za osobę. Trzeba też pamiętać, że do wszystkich kosztów (niezależnie czy mowa o jedzeniu, atrakcjach czy pokoju hotelowym) doliczane jest 10 proc. service charge oraz 12 proc. podatku. To także niepostrzeżenie winduje pozornie niewysoki koszt na początku.
Warto też unikać wysp-pułapek np. niesławnego już Mafuushi, które z klimatem rajskiej wysepki niewiele ma wspólnego. Na dobry (i rozsądny cenowo-logistycznie) początek nadaje się Bandos. Niewielka (do obejścia w 20 minut) wyspa znajduje się zaledwie 15 minut drogi łodzią od lotniska, co jest niekwestionowaną zaletą. Decydować powinniście na podstawie własnych upodobań i ceny transportu w myśl zasady, że im dalej od Male, tym drożej.
Niezależnie od tego wszystkiego, jadąc na Malediwy warto zadbać o podróż marzeń. Jeśli faktycznie chcecie odpocząć, lepiej pooszczędzać chwilę dłużej i zdecydować się na pobyt w resorcie.
Podsumowanie
1. Nie zapomnij o koszcie transportu z lotniska na wyspę, to duży wydatek
2. Do wszystkich cen trzeba doliczyć 10 proc. napiwków i 12 proc. podatku
3. Można trafić bardzo tani nocleg, jeśli zdecydujecie się nie na resort, ale na wyspę z lokalsami
4. Uwzględnij w planach porę deszczową, ale się jej nie bój
5. Długi transfer w Doha lub Dubaju pozwolić niemal za darmo zwiedzić te miasta
6. Unikaj wysp-pułapek, które mają złą opinię np. Mafuushi
7. Zwróć uwagę na godziny lotów, żebyś miał dogodny transport z lotniska na wyspy
8. Na wyspach, które nie są resortami nie zawsze możesz kąpać się w bikini. Trzeba szukać "bikini beach"
9. Bilety rezerwuj na kilka miesięcy przed wylotem
10. Jeśli to możliwe, pooszczędzaj trochę więcej i zdecyduj się na pobyt w resorcie. Jakimkolwiek