Witold Gadomski w "Gazecie Wyborczej" opublikował listę członków PO zatrudnionych w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych. Janina Paradowska uznała to za "listę proskrypcyjną". A profesor Leszek Balcerowicz na cały ten nepotyzm odpowiada: Sprywatyzować. Czy to rzeczywiście jedyna droga?
Po opublikowaniu przez Gadomskiego listy osób zatrudnionych w MJWPU w Polsce zawrzało. Większość osób skupiła się na samym fakcie zatrudniania tam tylu członków Platformy. Janina Paradowska jednak dostrzegła w tej liście coś jeszcze i postanowiła redaktora "Wyborczej" skrytykować, jako jedna z niewielu osób. Czyżby więc problem nepotyzmu dla niej nie istniał?
O co chodzi redaktorom
– Nie podoba mi się tylko sporządzanie list proskrypcyjnych. Nic tam nie napisano o wieku tych osób, ich kompetencjach i tak dalej. Jedynym kryterium była przynależność partyjna. Dla mnie to po prostu mierne dziennikarstwo– wyjaśnia nam swoje wątpliwości Janina Paradowska.
Witold Gadomski na te zarzuty odpowiedział dzisiaj w "Wyborczej": "To informacja, którą mają prawo poznać tysiące młodych ludzi bezskutecznie szukających pracy lub pracujących za 1 tys. zł na umowę-zlecenie".
Gadomski w swoim tekście wskazuje też, że na 560 osób w MJWPU aż 50 to członkowie PO, w tym wielu radnych lub ich żony. Redaktor "GW" przyznaje, że na pewno nie wszyscy z nich są niekompetentni. Ale – jak przyznaje Gadomskiemu jedna z pracujących tam osób – kompetencje można mieć, ale "bez legitymacji partyjnej pracy bym nie dostała". Janina Paradowska ma tego świadomość, dlatego w rozmowie z nami podkreśla, że nie podobała jej się wyłącznie forma, w jakiej Gadomski przedstawił listę osób z MJWPU.
– Ale problem nepotyzmu jest. Całe życie pisałam, że jest – stwierdza stanowczo publicystka "Polityki".
Prywatyzacja lekiem na nepotyzm?
Nawet posłowie Platformy przyznają, że problem jest. I należy go rozwiązać. Tylko jak? Profesor Leszek Balcerowicz proponował dziś na antenie TOK FM przyspieszenie prywatyzacji spółek skarbu państwa. – Nie ma żadnego uzasadnienia, żebyśmy mieli nadal tak dużą skalę własności państwowej w naszej gospodarce. Wiadomo, że własność państwowa to jest własność polityków. To jest taka władza przez telefon, władza obsadzania stanowisk – mówił w radiu ekonomista.
Profesor Balcerowicz konieczność prywatyzowania tłumaczył też tym, że "właściciel prywatny to taki, który naciska na zarząd, żeby podejmował uzasadnione ekonomicznie decyzje". – Polityczny właściciel jest albo bierny – i mamy rozpasanie menedżerów – albo jest aktywny w sposób zły, to znaczy obsadza kolesiami – wyjaśniał Balcerowicz.
Kto za prywatyzacją, a kto przeciw
Witold Gadomski przyznaje, że to dobry pomysł. – Potrzebna jest jak najszersza prywatyzacja – stwierdza publicysta "GW". Również poseł Marcin Święcicki z PO (członek komisji gospodarki) przyznaje, że problem nepotyzmu jest i trzeba go rozwiązać. A "prywatyzacja w tym na pewno jest potrzebna".
Janina Paradowska ma do tego większy dystans: – Niektórych spółek strategicznych państwo po prostu potrzebuje – przekonuje publicystka. – Poza tym, skoro jest minister,
który odpowiada za noiminacje i podejmuje jakieś decyzje, nie wiem czemu nie miałby powoływać, kogo chce. A potem ponieść za to odpowiedzialność, zostać odwołany, jeśli się nie sprawdzi – wskazuje Paradowska.
Ale zdecydowanie przeciwny prywatyzacji jest tylko Maks Kraczkowski z PiS, również członek komisji gospodarki. – To tak jak powiedzieć, że na problem z trudnym dzieckiem rozwiązaniem będzie adopcja – stwierdza Kraczkowski. – Kapitał prywatny inwestuje tylko w to, co jest opłacalne. Gdyby sprywatyzować wodociągi czy komunikację miejską, to co wtedy? Ludzie chodziliby do pracy na piechotę? – pyta Kraczkowski przypominając, że autobusy i tramwaje to niezbyt dochodowy biznes, ale po prostu niezbędny.
A co z instytucjami państwowymi?
Skoro jednak nie prywatyzacja, to co? To samo pytanie pada, gdy mowa jest o Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych – instytucji publicznej, a nie spółce. Tutaj nikt nie ma wątpliwości: potrzebna jest przejrzystość. – Tam potrzebna jest jak największa dostępność informacji. O tym kto jest zatrudniony, jakie ma kompetencje, jaką przynależność partyjną, jakie dostaje wynagrodzenia, premie – wskazuje Witold Gadomski.
– Ale też informacje o tym, z jakimi spółkami prywatnymi instytucje czy spółki państwowe podpisują kontrakty. Bo zdarza się, że do takiego miejsca przychodzi jakiś ważny polityk i mówi: podpiszcie umowę z tym i z tym. A potem okazuje się, że we wskazanej przez niego spółce pracuje ktoś znajomy lub rodzina – mówi nam Gadomski. Rację przyznają mu obaj nasi rozmówcy z Sejmu: i poseł Święcicki z PO, i poseł Kraczkowski z PiS. Przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości dodaje, że "politycy powinni też ponosić odpowiedzialność faktyczną, a nie polityczną".
Potrzebne rzetelne konkursy
Jawność to jednak nie jedyna rzecz, którą można by zrobić, by pozbyć się nepotyzmu w administracji czy państwowych spółkach. – Potrzebujemy też autentycznych konkursów
na stanowiska – przekonuje Marcin Święcicki z Platformy. – Obecnie są one traktowane jak zło konieczne, przeprowadza się je nierzetelnie.
Jaki, w takim razie, wygląda rzetelny konkurs? – Jego głównym kryterium musi być wiedza i kompetencja, a do tego powinien być transparentny. No i każdy musi mieć możliwość wzięcia w nim udziału – wyjaśnia Święcicki. Poseł wspomina, że gdy pracował w organizacjach międzynarodowych nie było tam możliwości zatrudnienia swojego kolegi czy sugerowania kto ma przyjść do pracy. – Nawet na sekretarkę organizowaliśmy konkurs.
Według Święcickiego, dobrze przeprowadzane konkursy wyeliminowałyby nepotyzm i przy okazji odchudziły administrację: – Dzięki temu zatrudnia się osoby kompetentne, a tym samym o wiele bardziej wydajne, niż obecnie zatrudniane grupy kolesi. Mając lepszą kadrę, nie potrzeba aż tylu osób.
Niestety, wygląda na to, że politykom wcale nie zależy na polepszaniu kadry rządzącej – czy to w państwowych spółkach, czy w administracji. W końcu znajomi i rodzina muszą gdzieś pracować.
Kapitał prywatny inwestuje tylko w to, co jest opłacalne. Gdyby sprywatyzować wodociągi czy komunikację miejską, to co wtedy? Ludzie chodziliby do pracy na piechotę?
Marcin Święcicki
Poseł PO
Potrzebujemy też autentycznych konkursów na stanowiska. Obecnie są one traktowane jak zło konieczne, przeprowadza się je nierzetelnie.