
Reklama.
30-letnia Halina T. jesienią 2016 r. wzięła udział w "ceremonii kambo" w Grodzisku Mazowieckim. Zabieg miał głęboko oczyścić jej organizm, a polega on na umieszczeniu pod skórą toksyny uzyskiwanej z jadu żaby chwytnicy zwinnej. Organizm kobiety ostro zareagował na podanie toksyny. Wymiotowała, później straciła przytomność. Do szpitala trafiła z obrzękiem mózgu, zmarła następnego dnia.
Prokuratura wszczęła wówczas dochodzenie w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 30-latki. Organizator ceremonii kambo w Grodzisku został przesłuchany jedynie jako świadek. Twierdził, że zabiegami zajmował się ponad rok i do tego momentu nikomu nic się nie stało. Śledztwo jednak utknęło w martwym punkcie, bowiem pierwsze badania toksykologiczne substancji znalezionej w ciele zmarłej nie wyjaśniły, co to dokładnie było.
Konieczne okazały się badania bardziej specjalistyczne. O opinię poproszono ekspertów z Narodowego Instytutu Leków, w tym przede wszystkim z Zakładu Leków Sfałszowanych i Używek. Jak podaje RMF FM, specjaliści w przebadanej substancji znaleźli między innymi opiaty o działaniu przeciwbólowym oraz związki, które wpływają na przewód pokarmowy i mogą wywołać nudności i wymioty, a także hamują apetyt.
Teraz ekspertyzą z Narodowego Instytutu Leków zajmują się specjaliści z Zakładu Medycyny Sądowej w Warszawie. Dzięki niej biegli będą mogli wydać opinię, czy wydzielina amazońskiej żaby przyczyniła się do śmierci 30-latki.
Moda na kambo pochodzi z Ameryki Południowej, gdzie szamani używają toksyny podczas obrzędów. W Polsce reklamuje się ją jako uniwersalny sposób na wszystkie dolegliwości - od cukrzycy, przez reumatyzm, depresję, chorobę Alzheimera czy AIDS. Na profilu Kambo Polska tuż po śmierci kobiety uspokajano: "Ludzie umierają czasami od podania Paracetamolu".
Jak pisał serwis INNPoland, śmierć 30-latki w Grodzisku Mazowieckim nie odstraszyła innych i "ceremonie kambo" wciąż cieszą się powodzeniem.
źródło: rmf24.pl
Obserwuj nas na Instagramie. Codziennie nowe Instastory! Czytaj więcej