W stadninie w niemieckim Akwizgranie, na jednej ze ścian, wisi pewne zdjęcie. Człowiek na koniu, Azjata, w dość zaawansowanym wieku. I podpis: "Pozostanę w dobrym zdrowiu. Teraz i później". Ten człowiek to Hiroshi Hoketsu. 71-letni Japończyk.Człowiek, który na igrzyska w Londynie jedzie jako … zawodnik.
Jest rok 1964. Trwa wojna w Wietnamie, zespół The Beatles robi furorę piosenką "I want to hold your hand", a film "Pozdrowienia z Rosji" (młody Sean Connery jako James Bond) trafia w Stanach do kin. Tymczasem na igrzyskach w Tokio w skokach przez przeszkody startuje 23-letni Hiroshi Hoketsu. Młody reprezentant gospodarzy furory nie zrobił. Zajmuje 40. miejsce.
Wciąż mam siły na start
Teraz, po 48 latach, rozmawiać z nim chcą dziennikarze z całego świata. Powód? W Londynie weźmie udział w swoich trzecich igrzyskach. Nie, wcale nie będzie trenerem. Nie będzie też sędzią ani działaczem japońskiej federacji. Sędziwy pan Hoketsu wystartuje w stolicy Anglii jako … zawodnik.
- W Tokio dałem z siebie wszystko. Ale wtedy byłem trochę zbyt młody, zbyt niedojrzały, by docenić ten cały magnetyzm, otoczkę, jaka towarzyszy igrzyskom. I wiecie co? Właśnie dlatego byłem w stanie wrócić na olimpiadę po 44 latach - tłumaczył japońskim dziennikarzom, przed startem w Pekinie (2008). To były jego drugie igrzyska. Zajął na nich 10. miejsce w drużynie i 35. indywidualnie. W Londynie ma być lepiej. Czemu tutaj startuje? - Wciąż mam siły. Nie czuję się w żaden sposób wyeksploatowany - to jego odpowiedź.
Hiroshi Hoketsu na zawodach w 2010 roku:
Słaby wzrok, nici ze skoków
Dzieciństwo miał trudne. Przyszedł na świat osiem miesięcy przed zaatakowaniem Pearl Harbour. Był dzieckiem II Wojny Światowej. Gdy miał cztery lata, wraz z rodziną ewakuowali się z Tokio, miasta, które było wówczas zagrożone permanentnym bombardowaniem. Miasta, do którego jako jeździec, olimpijczyk, powrócił po ponad dwudziestu latach.
Skąd w jego olimpijskim życiorysie wzięły się 44 lata przerwy? Na uprawianie skoków przez przeszkody nie pozwolił słaby wzrok. - W wieku 35 lat przerzuciłem się na ujeżdżenie. Musiałem to zrobić, bo z wiekiem pogorszyły się moje oczy i nie potrafiłem już tak dobrze ocenić dystansu. A to jest kluczowe, gdy zbliżasz się do przeszkody z dużą prędkością - wspomina.
Jego życie to nie tylko sport. Swego czasu postawił na edukację i dorobił się wysokiego stanowiska w branży farmaceutycznej. Jego przeciętny dzień zaczął wtedy wyglądać tak: o piątej rano pobudka, przejażdżka i zaraz potem do biura. Dużo podróżował po świecie. Z lotniska pierwsze kroki niemal zawsze do stadniny koni. To był nawyk, chwilami nawet obsesja.
Jazda jest jak chodzenie
- Czy jestem zdrowy? Zajmuję się sportem od prawie sześćdziesięciu lat i dla mnie jeździectwo jest czymś tak naturalnym jak dla ciebie chodzenie - wyznał dziennikarzowi z Anglii. Dodał, że mimo upływu lat czuje, że jest coraz lepszy. Że fizycznie, owszem, jest sporo słabszy niż w wieku 40 lat. Ale psychicznie już nie. Skąd.
W Londynie będzie drugim najstarszym olimpijczykiem w historii. Pierwszy, Szwed Oscar Swahn, miał 72 lata, gdy wziął udział w strzelectwie na igrzyskach w … 1920 roku. Prawie wiek temu. On jako pierwszy pokazał, że wiek nie robi różnicy. Że na starość też można. Nie dość, że wystartował, to jeszcze zdobył brązowy medal.
Hoketsu, żeby go przebić, musiałby wystartować za cztery lata w Rio de Janeiro. - To byłaby świetna rzecz, tak przejść do historii. Ale patrząc realistycznie, będzie to bardzo trudne - stwierdził, cytowany przez "The Telegraph".
Materiał niemieckiej telewizji o Japończyku:
Jestem zwykłym, starym człowiekiem
Nie chodziło mu nawet o niego, ale o Whisper. To klacz, z którą jest szczególnie związany. Na której jeździ przez ostatnie lata. - W 2016 roku ona będzie mieć już 19 lat, a dla konia, który ma startować w zawodach, to jest stanowczo za dużo - dodaje, a w innym wywiadzie tak mówi o Whisper: - Ja nie jestem żadnym cudem natury. Jestem tylko zwykłym starym człowiekiem. Ona cudem jest. Jest bardzo silna, wspaniała.
Dzwonię do Polskiego Związku Jeździeckiego. Słuchawka zostaje przekazana Konradowi Rychlikowi, który w związku odpowiada za koordynację skoków oraz ujeżdżania. Pytam, czy w wieku 71 lat można jeszcze w tej konkurencji rywalizować na wysokim poziomie. - Absolutnie tak. Zresztą ja podam panu taki przykład. Nasza koleżanka, pani Wanda Wąsowska, jeszcze nie tak dawno startowała w ogólnopolskich zawodach. Miała wtedy bodajże 75 lat. A 32 lata temu reprezentowała nasz kraj na Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie - opowiada Rychlik.
Miejsce w piętnastce? Jakieś szanse ma
Co innego jednak kraj na igrzyskach reprezentować, co innego coś na takiej imprezie osiągnąć. Hoketsu zdradził dziennikarzowi "The Telegraph", że jego marzeniem będzie w Londynie miejsce w piętnastce. Rychlik w czasie rozmowy ze mną zagląda na specjalistyczne serwisy, by prześledzić jego ostatnie wyniki. - W tej chwili w rankingu światowym ujeżdżania jest na 90. miejscu. To nie najwyżej. Ale wie pan, w tej dyscyplinie wszystko jest możliwe. Patrzę właśnie, jak ostatnio się prezentował. No, nawet nawet. Nie jest tak źle. Jeśli pojedzie na swoim górnym poziomie, ma szansę do tej piętnastki wejść. Ale raczej celowałbym na jego miejscu w miejsce w trzydziestce - analizuje Rychlik.
Występ Hoketsu będzie nie tylko startem zawodnika w igrzyskach, ale też swego rodzaju manifestacją. Co Japończyk będzie chciał w ten sposób przekazać całemu światu? - Chcę pokazać wszystkim ludziom, że, niezależnie od wieku, człowiek może osiągnąć swoje cele życiowe. Że poświęceniem i pracowitością można góry przenosić - zapewnia niezwykły Japończyk.
- W wieku 35 lat przerzuciłem się na ujeżdżenie. Musiałem to zrobić, bo z wiekiem pogorszyły się moje oczy i nie potrafiłem już tak dobrze ocenić dystansu. A to jest kluczowe, gdy zbliżasz się do przeszkody z dużą prędkością.
Hoketsu,
o swojej klaczy:
- Ja nie jestem żadnym cudem natury. Jestem tylko zwykłym starym człowiekiem. Ona cudem jest. Jest bardzo silna, wspaniała.