Książka "365 dni" miała swoją premierę w lipcu i od tego czasu nieustająco wzbudza skrajne emocje. Część czytelników jest zachwycona śmiałością powieści erotycznej, niektórzy wydają się zbulwersowani, a jeszcze inni z niej kpią. Blanka Lipińska, autorka książki, nie przejmuje się skrajnymi głosami, nikogo nie udaje i już planuje kolejne części.
Jej powieść jest na pierwszym miejscu bestsellerów Empiku, a fanki zalewają ją pozytywnymi komentarzami. Choć z premierą drugiej części Blanka chciała zaczekać, postanowiła zrobić prezent czytelniczkom, które nie dawały jej spokoju, chcąc dowiedzieć się co dalej. Druga część pojawi się w księgarniach już w listopadzie.
Nam autorka opowiada o inspiracjach, kontrowersjach i o tym dlaczego seks jest tak istotną częścią życia. Od pierwszych minut rozmowy czułam, że to charyzmatyczna, pewna siebie kobieta, która robi to, co uważa za słuszne, nie przejmując się negatywnymi głosami. Jest prawdziwym wulkanem pozytywnej energii.
Spodziewałaś się, że w Polsce książka o mocnym zabarwieniu erotycznym może zdobyć taką popularność?
Spodziewałam się. To powieść, być może gdyby był to poradnik, sukces nie byłby taki prosty. Ta historia jest ciekawa zarówno dla siedemnasto- , jak i siedemdziesięciolatki. Każda kobieta jest w stanie ją przeczytać i znaleźć w niej coś dla siebie. Poza tym, jest tu wszystko, co lubią dziewczyny - miłość, ciuchy, seks i podróże. To miła, lekka i przyjemna lektura, okraszona odrobiną kontrowersji - to świetna recepta na hit.
O ile czytelnikom książka bardzo się spodobała, o czym świadczą choćby wyniki sprzedaży, to jednak pojawiło się tez sporo mało przychylnych recenzji. Na czym zależy ci bardziej - uznaniu krytyków czy czytelników?
Przede wszystkim ja nie jestem pisarką i zawsze to podkreślam. Jestem autorem, ponieważ wydałam książkę, ale tym autorem też się do końca nie czuję. Napisałam książkę, zrobiłam to dla siebie, więc zarówno pozytywne, jak i negatywne komentarze nie do końca zmieniają cokolwiek w moim życiu. Ale bardzo lubię czytać opinie o mojej powieści.
Kiedy wchodzę czytać te zamieszczone pod moją książką na stronie Empiku, szukam tych z najniższą ilością gwiazdek. Dlaczego? Chcę zobaczyć konstruktywną krytykę, ale niestety jej nie znajduję, ludzie głównie plują jadem.
Jeżeli ktoś spodziewa się, że ja, Blanka, napiszę nagle górnolotną powieść, zahaczającą o teorię kwantową i zaawansowaną matematykę, to nie - to w ogóle nie jest dla mnie. Ja mam cieszyć, bawić, podniecać, ekscytować, pozwolić się rozmarzyć, ale nie tworzyć super ambitne dzieło. To ma być sposób na odprężenie, a nie lekcja biotechnologii molekularnej.
Sama książka jest odważna, ale też sposób jej promocji dość kontrowersyjny. Mówię tu o krótkich filmikach zamieszczanych na twoim Facebooku, m.in. "Jak dobrze robić dobrze”.
Ten film to tak naprawdę fragment instagramowego live, w którego trakcie dostałam właśnie takie pytanie. Nie widziałam problemu, żeby na nie odpowiedzieć, bo to temat jak każdy inny. Dla mnie mówienie o seksie jest tak proste, jak mówienie o przepisie na zupę, bo taka już jestem i tak zostałam wychowana. Mnie to po prostu bawi i to zresztą widać.
Uważasz, że warto otwarcie mówić o seksie?
Jasne. Oczywiście nie propaguje tego, aby teraz każdy z nas na spotkaniu lunchowym czy śniadaniu zaczął gadać o tym, co robił wczoraj w nocy. O tym rozmawia się z facetem albo przyjaciółką.
Jeżeli natomiast chodzi o sam fakt istnienia tematu i problemu, trzeba go dotknąć w sposób najbardziej dla ludzi zrozumiały, nie robiąc z tego wielkiej sprawy, bo przecież robimy to wszyscy. A jeśli jeszcze nie, to robić na pewno spróbujemy, przynajmniej raz w życiu. Jeśli nie robimy tego prokreacyjnie, to ta czynność służy wyłącznie przyjemności i nie wstydźmy się tego, że tak jest.
Kobiety często tej przyjemności nie odczuwają, ponieważ uważają seks za obowiązek. Skąd się bierze ten słynny "ból głowy”? Dlaczego kobiety mają zgadzać się na miałkość i nijakość w łóżku? Ja chcę uświadamiać kobiety, że mogą żyć jak chcą - mieć prawo do oczekiwań i do ich egzekwowania. Mężczyzna z kolei ma obowiązek je spełnić. Seks to symbioza i współpraca. I wiesz, że wydaje mi się, że obserwuję już pewien progres?
To znaczy?
Kobiety piszą do mnie i mówią, że to im pomaga. Niby głupota, niby tylko rada ode mnie, ale znakomita większość - nawet spośród tych, którzy to wyśmiali – sprawdziło, albo sprawdzi, czy to, co mówię, działa.
Chyba jeszcze nie było w polskim show biznesie osoby, która tak otwarcie mówiłaby o życiu erotycznym. Myślisz, że ludzie tego potrzebowali?
Jestem o tym przekonana. Tak jak kiedyś Michalina Wisłocka była potrzebna Polakom, żeby w ogóle powiedzieć, że seks istnieje, tak ja jestem po to, aby o nim opowiadać i zająć się jego jakością. Nie chcę górnolotnie nazywać tego misją, ale uważam, że mówić można o wszystkim, kwestia jest tylko, jak to zrobisz.
Możemy mówić o seksie w zawoalowanej formie, ale możemy też wyłożyć kawę na ławę - w końcu jesteśmy dorośli. Ja wybrałam ten drugi sposób i dzięki temu ktoś o tym, co mówię, myśli w ten sam sposób, czyli PROSTO. Nie dorabia sobie ideologii, nie odczuwa wstydu, bo ja go nie odczuwam. Ludzie ośmielają się tym, że ja jestem śmiała, a przynajmniej takie mam wrażenie.
Często mówisz, że ta śmiałość i otwartość wynika z wychowania. Jak w takim razie, twoim zdaniem, powinno rozmawiać się z dzieckiem, żeby seks nie był tabu również w dorosłym życiu?
Powiem, jak to wyglądało u mnie. To wszystko kwestia otwartości głowy rodziców. Moi w pewnym momencie stali się dla mnie po prostu przyjaciółmi, bo jestem zdania, że rodziców potrzebujesz do pewnego wieku, a później cenniejsi są przyjaciele. Zresztą, kto może być lepszym przyjacielem niż mama czy tata, na których zawsze możesz liczyć i którzy zawsze, we wszystkim cię wesprą.
Wiedza, którą im przekazuję jest często dla nich bezużyteczna, ale muszą się z tym godzić, choć - być może - nie o każdej kwestii chcieliby słyszeć. Tutaj pojawia się pytanie, czy każdy rodzic na pewno chce wiedzieć dosłownie wszystko o swoim dziecku i czy to zniesie. Czy potrafi powstrzymać się od bronienia dziecka przed nim samym za wszelką cenę. Mnie rodzice pozwalali popełniać błędy, mówili mi "zrób, co chcesz, ale pamiętaj, że może mieć to różne konsekwencje”, którym będziesz musiała stawić czoła.
Sama mam 33 lata i nie mam dzieci. Dlaczego? Bo nie jestem w stanie dać im takiego domu, jaki ja otrzymałam od rodziców. A mój dom musi być albo równie dobry, albo jeszcze lepszy.
Na pewno trzeba rozmawiać i nie bać się trudnych tematów. Partnerzy, którzy potrafią rozmawiać otwarcie ze sobą, nie powinni mieć też problemu, aby podobnie zachowywać się w stosunku do dziecka. Jeśli w domu nie wytworzymy presji "niemówienia” na pewne tematy, a dziecko nie będzie się obawiało naszej oceny, to samo będzie do nas przychodzić z każdym problemem czy pytaniem.
Zresztą Polacy mają problem nie tylko z mówieniem o seksie, ale również o pieniądzach czy uczuciach. Uwielbiamy oceniać, a z drugiej strony tych ocen się panicznie boimy. Nie chodzi o to, aby o wszystkim mówić publicznie, ale warto nauczyć się tego chociaż w związku.
Jaki jest pierwszy krok do takiej rozmowy?
Pierwszy krok odbywa się w zasadzie jeszcze przed związkiem. Są te przysłowiowe trzy randki, kiedy to po ostatniej z nich przychodzi czas na seks. Skąd się to wzięło? Przez te pierwsze spotkania jesteś mniej więcej w stanie stwierdzić, czy dana osoba ci pasuje, ale na ile jesteś w stanie to zrobić w tak krótkim czasie?
Ja jestem orędownikiem szczerości. Jeśli po pierwszej randce wydaje mi się, że mężczyzna mi pasuje, na drugiej w tym przekonaniu się utwierdzam, to na trzecim siadam i mówię mu o sobie całą prawdę.
Mówię, że nie jestem kimś, kto robi coś tylko dlatego, że tak wypada. Że na SMS-a odpowiadam od razu, nie odczekuje bezsensownych kilku godzin, bo ktoś kiedyś powiedział, że tak trzeba, że ta gra między dwojgiem ludzi jest fajna. Że niewyspana miewam humorki, a głodna mogę zabić. Mam gdzieś gierki, jestem na to za stara. Potem przechodzę do kwestii seksualnych, bo to dla mnie niezwykle ważne.
Facet zwykle wychodzi z założenia, że "jakoś to będzie”. No więc – nie, nie będzie. Lepiej to przegadać na początku, bo jeśli okaże się, że pragniemy innych rzeczy, moim zdaniem nie ma sensu się angażować. Życie zweryfikuje jego początkową pewność siebie i jeśli okaże się, że blefował – to oboje tylko straciliśmy czas.
A co jeśli nie jesteśmy na początku związku, a trwa on już wiele miesięcy czy nawet lat?
W takiej sytuacji poszukajmy momentu, kiedy coś zaczęło się psuć i pogadajmy o tym szczerze. Często mówię o tym przyjaciółkom, które później opowiadają, że gdy już do konfrontacji dochodzi, to głupieją, nie wiedzą, co miały powiedzieć. Wtedy mówię – jeśli nie umiesz powiedzieć, napisz.
Zacznij pisać list, nie musi to trwać jeden dzień, to może być proces. Czasem napisanie o problemie pomaga go zwerbalizować, a co za tym idzie – rozwiązać. Bywa, że gdy spojrzymy na to, co napisaliśmy, okazuje się, że łapiemy dystans, a gdy dojdziemy do wniosku, że to ma sens – wręczamy list partnerowi. Ten z kolei ma czas na jego przeanalizowanie i odniesienie się do tematu.
Do dotyczy też sfery seksualnej?
Mężczyźni nie lubią słyszeć, że sobie z czymś nie radzą, tym bardziej jeśli chodzi o seks. Tutaj znowu kluczowy jest sposób przekazania tej informacji. Tak, aby zrozumiał, ale jednocześnie nie poczuł się urażony. Jeżeli okaże się jednak, że różnimy się totalnie, jeśli chodzi o temperamenty seksualne to – moim zdaniem – może być trudno, bo zawsze ktoś będzie musiał w tym układzie pójść na ustępstwa.
Tutaj pojawia się pytanie czy chcemy życie przeżyć czy przetrwać. W pewnym momencie może wystąpić, jak ja to nazywam, "syndrom niedopchnięcia”, czyli narastająca frustracja, która zaczyna się w seksie, a potem przelewa się na wiele innych dziedzin życia. Pamiętajmy o najważniejszym – nie chodzi o ilość, a o jakość.
Matka natura dała facetom orgazm w prezencie, dlatego to ich zadaniem jest postarać się, abyśmy i my go miały. Mężczyźni zapominają, że potrzebujemy atencji, uwagi, stymulacji - niekoniecznie fizycznej, ale też emocjonalnej czy intelektualnej. Bo dlaczego podnieca nas czytanie książki czy film pornograficzny?
Przecież tylko czytamy, patrzymy. Ale orgazm rodzi się w mózgu, a nie między nogami. Dobry seks może wprowadzić do życia inną, lepszą jakość. Pamiętajmy, że seks nie jest jak jedzenie, to nie jest mus.
A jak to wygląda u ciebie?
Mój facet jest introwertykiem, mało mówi. Ja wręcz przeciwnie – jestem wulkanem energii. Mimo tych różnic, jeśli chodzi o seks, jesteśmy dla siebie idealni, dopełniamy się i małe różnice nie przeszkadzają w codziennym życiu. Seks może wiele naprawić, ale może też wiele zniszczyć.
Byłam z facetem, byliśmy bardzo dopasowaną parą, nigdy się nie kłóciliśmy, zawsze dyskutowaliśmy. Wspaniały człowiek, miał wszystko, czego szukałam, ale nie uprawialiśmy seksu. Dlatego też napisałam powieść. Jest książka, nie ma faceta.
Da się to życie seksualne "wypracować”, dograć się w kwestiach fantazji czy preferencji?
Warto próbować i walczyć, jeżeli się kochamy. To piękne, że ludzie wciąż chcą to robić. Natomiast warto wiedzieć, kiedy przestać, kiedy to po prostu traci sens. Pewnych granic i oczekiwań nie da się przeskoczyć. Gdzieś - może na drugim końcu świata, a może za rogiem – jest ktoś, kto będzie do nas pasował.
W imię czego mamy się męczyć z ważnym dla nas aspektem? Partner nie musi spełniać oczekiwań na każdej płaszczyźnie - mamy też rodziców, przyjaciół, znajomych - ale są kwestię które należą tylko do partnerów i seks jest jedną z nich. Nie możemy się krzywdzić, musimy działać, ale z głową – nie raniąc drugiej osoby.
Ludzie zapominają, że wiążąc się ze sobą biorą odpowiedzialność za uczucia tej drugiej osoby. W pewnym sensie za to, jak będzie wyglądać reszta jej życia – nie dlatego, że będą razem, a dlatego, że jeśli ją zranią, mogą zrobić jej taką krzywdę, która odbije się na reszcie jej życia.
A jak twój Partner reaguje na powieść i jej promocję? Wspiera cię czy może jest trochę zazdrosny?
Wykazuje się daleko idącą cierpliwością, można by rzec – anielską. Poza książką mam też inną pracę, jestem managerem klubów nocnych, dlatego mało śpię, jestem zestresowana. Mój partner bardzo o mnie dba, jest opiekuńczy, ale pewne kwestie się na nim odbijają. Wiesz jak jest, ja pisze o seksie, a koledzy pytają (śmiech). Jeśli przeczytasz moją książkę, to będziesz wiedziała o co chodzi.
Ja już prawię ją kończę!
Jak ci się podoba?
Przyznam szczerze, że nie jest to książka, po którą prawdopodobnie bym sięgnęła, ale jak już zaczęłam - to nie da się ukryć, że czyta się ją szybko i prosto, więc jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tyle osób tak się w nią wciągnęło. Sceny erotyczne też opisane są bardzo bezpośrednio.
No właśnie. I teraz, wracając do pytania o mojego partnera, wyobraź sobie, że jakiś facet czyta tę powieść, trafia na taki mocny fragment, a do tego widzi moje zdjęcie na okładce. Może inaczej by było, gdybym była starszą panią z dużą nadwagą, ale nie jestem. To sprawia, że niektórzy mogą odbierać mnie w pewien określony sposób.
I nagle mój partner musi sobie radzić z komentarzami odnośnie mojej otwartości seksualnej, które nie zawsze są delikatne. Umówiliśmy się, że nie czytamy hejtów, które zresztą jego bardziej dotykają niż mnie.
Co sądzisz o porównaniach twojej powieści do "50 twarzy Greya”?
Grey jest trochę książką dla dzieci, ktoś chciał tam liznąć temat BDSM, no i rzeczywiście zrobił to bardzo delikatnie. Przynajmniej w mojej ocenie, ale wszystko oczywiście zależy od tego, gdzie masz granicę pruderii. U mnie jest ona przesunięta dość daleko, co pewnie zauważyłaś, czytając moją książkę.
Dla mnie to, co piszę, to standard i – z tego, co czytam w komentarzach – to również standard wielu kobiet, choć mimo tego większość z nich milczy. Trochę ze wstydu, a trochę z obawy, że gdy powiedzą o swoich fantazjach czy pragnieniach na głos, wyjdą na głupie albo – co gorsza – takie, które same do siebie nie mają szacunku.
Różne rzeczy możemy robić z kimś, do kogo mamy pełne zaufanie i kto daje nam poczucie bezpieczeństwa. Przypadkowy numerek, just sex, może być okej, ale to, co opisuję w książce - tutaj musi pojawić się zaufanie, wzajemna świadomość i - w mojej ocenie - ogromne przywiązanie i zaufanie.
Książka jest skierowana raczej do kobiet, mężczyźni też powinni do niej zajrzeć?
Jeśli przeczytaliby to jako poradnik, ale nie dosłowny - to jasne. Ja celowo piszę o porwaniu, bo odebrane zostaje kobiecie poczucie władzy. Ona staje się znowu małą dziewczynką, jest ubezwłasnowolniona - i to jest w tej historii hardcore - ale z drugiej strony pokazane jest to, że czasem można oddać władzę facetom i zobaczyć, co oni z nią zrobią.
Matka natura zaprogramowała nas tak, że facet jest mocny, a kobieta słaba - czasem nie ma co z tym walczyć, w wielu kwestiach zawsze będziemy słabsze. I dobrze. Gdybyśmy zawsze byli równi to prawdopodobnie istniałaby jedna płeć.
Dobrze, jeśli faceci - w poszukiwaniu jąder, które zgubili w procesie ewolucji zakładając legginsy - przypomną sobie, że są męscy. To, że jesteśmy coraz silniejsze i coraz więcej znaczymy, to nie znaczy, że facet miał utknąć w pewnym momencie. Jeśli my się rozwijamy, rozwijajmy się wspólnie. Panowie - my chcemy być małymi dziewczynkami, chcemy, abyście czasem podjęli za nas decyzję. Panie - pozwólmy mężczyznom być mężczyznami, a same bądźmy bardziej kobiece.
Dlaczego na miejsce akcji wybrałaś akurat Sycylię a nie Warszawę czy inne polskie miasto?
W swoje 29. urodziny, gdy byłam na Sycylii i wyszłam z hotelu Hilton w Giardini Naxos (tak rozpoczyna się powieść - przyp.red.) było tak, jakby ktoś mi tę książkę nagle wsadził do głowy. Pamiętam ten moment, jakbym zderzyła się z pociągiem.
Całą książkę pisałam 3-4 miesiące, ale jakby ktoś dał mi wtedy komputer, myślę, że powstałaby w tydzień. Nie wiem dlaczego tak się stało. Jeśli ktoś wierzy w Boga, może to był On, jeśli ktoś ufa losowi - może to jego dzieło albo inna siła wyższa. Po prostu miałam gotową książkę w głowie.
Ja to wszystko widziałam, wszędzie byłam. Większość sytuacji się wydarzyła, ale oczywiście nigdy nie zdradzę, które dotyczyły mnie, które są zasłyszane, a które są czystą fikcją literacką. Historia byłaby zwyczajnie mniej wiarygodna, gdyby działa się w Warszawie.
Chciałabyś, aby "356 dni” doczekało się adaptacji filmowej?
Wolałabym serial. Tę książkę można rozciągnąć. Serial jest lepszym pomysłem, bo książka trzyma w napięciu, przynajmniej taki efekt chciałam osiągnąć. Lepiej to odda serial, w którym czekasz na kolejny odcinek, nie możesz się go doczekać. Poza tym w filmach bardzo upraszcza się historie, pomijając wiele wątków. W serialu można zaszaleć.
Nie było chyba u nas jeszcze takiej produkcji...
No właśnie, dlatego ciekawe czy w ogóle znalazłby się ktoś, kto spróbowałby to udźwignąć - zrobić sceny erotyczne tak, żeby to było smaczne, a nie wulgarne. Myślę, że czegoś takiego nie było, również dlatego, że to może być duże i trudne wyzwanie.
Kogo chciałabyś zobaczyć w głównych rolach?
Kiedy Natalia Siwiec dostała książkę, powiedziała - jeśli będzie ekranizacja, to ja chyba mogłabym tam zagrać. A ja mówię, że myślałam o tym i też chciałabym to zaproponować, ale nie wiedziałam, czy miałaby ochotę. A ona mówi, że jak najbardziej, ale najpierw musiałaby wiedzieć, kto zagra Massimo (śmiech).
Jest taki model, Mariano di Vaio, prawdopodobnie nieosiągalny do tego typu produkcji, ale gdy pisałam tę książkę i tworzyłam głównego bohatera, na tapecie w telefonie zawsze miałam właśnie jego. To była inspiracja.
Mnie też jest trudno o tym rozmawiać, bo tak naprawdę u mnie w głowie, każda z tych osób jest kimś, kogo znam. Dlatego ja, czytając powieść, mam konkretne wyobrażenie o bohaterach.
W przypadku ekranizacji "Greya" widziałam, że wiele osób nie zgadzało się z wyborem obsady, dlatego pomyślałam, żeby ewentualnie zrobić ankietę w mediach społecznościowych i oddać fanom decyzję dotyczącą tego, kto ma zagrać główne role. To im zawdzięczam sukces, dlatego myślę, że pozostawiłabym ten wybór w ich rękach.