Śledztwo w sprawie pobicia i wyzywania kobiet, które stanęły na drodze tłumowi nacjonalistów z banerem "Faszyzm stop" podczas ostatniego Marszu Niepodległości 11 listopada, zostało umorzone. Mimo twardych dowodów, prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa.
Przypomnijmy, 11 listopada 2017 roku, przez ulice Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości, podczas którego środowiska narodowe głośno wyrażały swoją niechęć do obcych. Podczas przemarszu pojawiły się transparenty z hasłami antysemickimi, faszystowskimi i antyimigranckimi, co skrzętnie odnotowały największe media na całym świecie.
Na drodze przemarszu stanęło kilkanaście kobiet, które protestowały przeciwko rosnącym w siłę środowiskom nacjonalistycznym. Wtedy to zostały zaatakowane przez grupę demonstrantów – opluto je, pobito i zwyzywano. Jedna z protestujących po uderzeniu głową o krawężnik straciła przytomność.
Jednak według prokurator Magdaleny Kołodziej, wydarzenia te nie kwalifikują się do przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej, pobicia i znieważenia. Jak dowiedział się tygodnik "Polityka", śledztwo w tej sprawie zostało umorzone, a sprawcy nie będą ścigani z urzędu.
Prokurator Kołodziej widzi jedynie drogę z oskarżenia prywatnego. Jak poszkodowane miałyby ustalić dane sprawców? O tym informacji brak. "Pokrzywdzone są osobami dorosłymi i wykształconym. Nie sposób im przypisać żadnych ułomności, nieporadności w dochodzeniu swoich praw czy nieznajomości reguł funkcjonowania w społeczeństwie" – brzmi fragment uzasadnienia.