Odpowiedni zegarek może być inwestycją bezpieczniejszą i bardziej stabilną od zakupu walut czy akcji, jednocześnie zapewniając zysk znacznie wyższy, niż kruszce albo obligacje. Gdzie jest haczyk? Wybór odpowiedniego modelu jest naprawdę trudną sztuką.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
Szukasz naprawdę zwięzłej odpowiedzi na pytanie, jaki zegarek kupić, aby na nim nie stracić? Można zawrzeć ją w trzech słowach: „Rolex” i „Patek Philippe”.
Znakomita większość produktów owych szwajcarskich manufaktur z biegiem lat albo zyskuje na wartości, albo naprawdę mocno trzyma cenę na rynku zegarków używanych. W przeciwieństwie do zdecydowanej większości czasomierzy na rynku.
Bowiem w przypadku wspominanej większości sprawy naprawdę nie wyglądają różowo. Zegarek, podobnie jak samochód, będzie tracił na wartości natychmiast po zakupie. W skrajnych przypadkach już w momencie opuszczania sklepu masz w ręku (lub na ręku) coś, za co na rynku wtórnym z trudem odsprzedasz za… 20 – 30 proc. ceny z metki.
Załóżmy jednak, że mierzysz naprawdę wysoko i zastanawiasz się, na jakim zegarku możesz zarobić fortunę? Niestety, tutaj sprawy zaczynają się komplikować…
Przepis na miliony
Ideał wygląda następująco: poszukiwany model uznanej marki, który należał niegdyś do odpowiedniego człowieka. Dokładnie taki, jak Rolex Daytona z 1968 r., noszony niegdyś przez Paula Newmana, który stał się najdroższym zegarkiem naręcznym w historii – na aukcji sprzedano go za równowartość ponad 66 milionów złotych.
Pamiętaj, że w przypadku zegarków z "rodowodem” absolutną podstawą jest odpowiedni certyfikat, wystawiony przez uznaną w branży firmę. Trafiłeś na okazję życia i zamierzasz zainwestować w coś, co ponoć należało do jakiejś sławy? Nigdy nie wierz na słowo, bo i tobie (nikt rozsądny) nie uwierzy, gdy będziesz zamierzał spieniężyć owo cudeńko.
Bez botoksu!
Niestety, jeżeli zamierzasz potraktować zegarek wyłącznie jako możliwie zyskowną inwestycję, nigdy nie założysz go na nadgarstek. Podczas odsprzedaży najwięcej zarobisz bowiem na egzemplarzu w tzw. stanie menniczym.
A więc dbasz o to, aby na kopercie nie pojawiła się nawet mikroskopijna rysa i jednocześnie pamiętasz o zapewnieniu zegarkowi idealnych warunków: mechanizm powinien być regularnie nakręcany oraz serwisowany. Do tego dodaj możliwie niską wilgotność powietrza i temperaturę pokojową oraz silną wolę. Przyda się w walce z pokusą założenia ukochanego cudeńka na rękę i wyjścia "do ludzi”.
Dodajmy: drobne defekty estetyczne nie są jednak dramatem. Rynek wtórny kocha starsze zegarki "z historią", zachowane w oryginalnym stanie. Nienawidzi natomiast egzemplarzy zmodyfikowanych lub odświeżonych, zwłaszcza w sposób nieudolny. Jeżeli na kopercie widać rysy, a na wskazówkach i tarczy patynę, nawet nie myśl o jakiejkolwiek ingerencji w ów stan rzeczy.
Na rynku wtórnym oryginalne pudełko, karta gwarancyjna, dowód zakupu oraz instrukcja obsługi mogą podnieść wartość sprzedawanego sprzętu o nawet kilkadziesiąt procent.
Cenna masówka
Ilość nie zawsze ma wpływ na sytuację rynkową. Świetnym przykładem mogą tu być produkty wspominanej już firmy Rolex, zwłaszcza modele tak kultowe, jak chociażby Submariner.
Choć ta marka tworzy rocznie ponad milion zegarków, to na rynku wtórny radzi sobie wręcz doskonale.
Ekstremalnie niski spadek wartości (wynika to m. in. z ogromnego, trwającego od całych dekad, popytu) w połączeniu z sukcesywnym podnoszeniem cen przez producenta sprawia, że Roleksa możesz nosić całymi latami, po czym odsprzedać go za kwotę podobną lub nawet o kilkadziesiąt procent wyższą, niż ta, którą zostawiłeś w salonie. Oczywiście nawet uwzględniwszy inflację.
Inne przykłady zegarków, na których zakupie naprawdę trudno będzie stracić? Tudor Heritage Black Bay, Panerai Luminor Base, czy Audemars Piguer Royal Oak to praktycznie pewniaki w tej dziedzinie. Podobnie jak praktycznie każde dzieło legendarnej manufaktury Patek Philippe.
Mniej (czasami) znaczy więcej Nie wierz opiniom, że białym krukiem z automatu staje się każdy zegarek wyprodukowany w ograniczonej liczbie egzemplarzy. W wielu przypadkach limitowane edycje są po prostu zabiegiem marketingowym producentów, nie mając drastycznego przełożenia na wzrost ich wartości na rynku wtórnym.
Zwłaszcza w przypadkach, gdy owe limitacje mierzone są w tysiącach egzemplarzy. No albo wtedy, gdy na tarczy lub deklu widnieje dumny napis "Limited edition", a producent… nie chwali się, jak duża jest owa seria.
Nie zapominaj, że ciekawe pod kątem inwestycyjnym zegarki coraz częściej oferowane będą wyłącznie online'owo. Świetnym przykładem była Omega Speedmaster "Speedy Tuesday” – gdy w ub. r. rozpoczęto internetową sprzedaż tej limitowanej do 2012 egz. serii, wszystkie egzemplarze rozeszły się w zaledwie 4 godziny, 15 minut i 43 sekundy.
Wówczas ich cena wynosiła nieco ponad 22 000 zł, dziś za tego Speedmastera ze śladami użytkowania trzeba zapłacić przynajmniej ok. 30 000 zł. Ceny zegarków w stanie fabrycznym są o kilka tysięcy złotych wyższe i mogą jedynie rosnąć.
Zawsze walcz ambitnie o "fajne" numery, bo to one zyskują najwięcej na wartości. Może to być pierwszy lub ostatni egzemplarz z limitacji. Myślisz o czymś z „bondowskiej” serii firmy Omega? Zrób wszystko, aby zdobyć numer z końcówką 007.
Jeżeli patrzysz perspektywicznie na rozwijający się rynek bogatych kolekcjonerów z Azji, uwzględniaj np. egzemplarze z cyframi 1, 6, 8 i 9, kojarzonymi w Chinach ze szczęściem, natomiast unikaj „złych” wartości, takich jak 4, 14, 24, 74 i 174.
Myśl globalnie
Nawet jeżeli serce podpowiada ci inwestowanie w zegarki rodzimych marek, przynajmniej przez moment staraj się posłuchać rozumu. Fakty są bowiem takie, że Polska zdecydowanie nie należy do potentatów, jeśli mowa o poważnym rynku aukcyjnym prestiżowych zegarków.
Naszych manufaktur nie opuszczają arcydzieła zegarmistrzowstwa, których wartość kiedykolwiek sięgnie milionów.
Zaintrygowały cię czasomierze takie, jak Polpora 1918, dedykowany obchodom 100-lecia niepodległości Polski, limitowany do 100 egz., lub Błonie WX302 (300 szt. powstałych w hołdzie pilotom Dywizjonu 302)?
Nie licz na to, że kolekcjonerzy z całego świata kiedykolwiek będą zabijać się o możliwość odkupienia ich od ciebie.
Wiedza to podstawa
Na ile możesz, korzystaj z wiedzy zegarkowych specjalistów. Podstawą może być internet (np. adres www.zegarkiclub.pl, czyli Klub Miłośników Zegarów i Zegarków), lecz świetnie, jeśli poznasz naprawdę dobrego zegarmistrza w swojej okolicy, który może udzielić bezcennych porad, gdy myślisz o nabyciu czasomierza.
Chcesz być skutecznym łowcą naprawdę cennych okazów? A więc znajdź jedną, dwie nisze zegarkowe i tego się trzymaj. Jeżeli szczególnie pasjonują cię np. modele przeznaczone do nurkowania oraz dedykowane lotnictwu, skup się na nich, a będzie ci łatwiej trzymać rękę na pulsie.
Materiałoznawstwo
Na rynku kolekcjonerskim stal jest nieśmiertelnym "pewniakiem" i takim będzie zawsze. Jeżeli jednak chcesz kupić odpowiedni zegarek, którego kopertę i bransoletę wykonano ze złota czy platyny oraz ozdobiono brylantami, nie musisz się blokować.
W takim przypadku cenny kruszec i kamienie szlachetne mogą dodatkowo zabezpieczać inwestycję. Przecież ich ceny również będą rosły.
Bądź męskim szowinistą Nawet jeżeli ideały feminizmu są wyjątkowo bliskie twemu sercu, interesuj się jedynie zegarkami męskimi. Rynek aukcyjny zegarków damskich praktycznie nie istnieje i nic nie wskazuje na to, aby owa sytuacja miała kiedykolwiek ulec zmianie.