Uczniowie czwartej klasy jednej ze szkół podstawowych o 7:10 mieli rozpocząć religię. Ale lekcja przesunęła się o 30 minut, a to dlatego, że siostra prowadząca miała poranną modlitwę. Zakonnice zażądały, żeby przenieść prowadzone przez nie zajęcia na późniejsze godziny. Rodzice wymyślili więc, by religię "wyprowadzić" do sal katechetycznych, które stoją puste w pobliskim kościele. Ale i tu pojawił się problem.
Przepełnione szkoły – to kolejny skutek reformy edukacji minister Anny Zalewskiej. Brakuje miejsca w korytarzach, szatniach, stołówkach czy na salach gimnastycznych. Doszedł dodatkowy roczniki, a przecież "szkoła nie jest z gumy".
I tak np. w wielkopolskich Wirach zamiast w klasie zajęcia odbywają się w przygotowanych naprędce kontenerach. A to dlatego, że uczniowie nie mieszczą się w budynku szkoły.
W wielu placówkach wprowadzono system zmianowy i niektórzy uczą się nawet do 19:00. Dyrektorzy próbują sobie z tym radzić na różne możliwe sposoby. "Gazeta Wyborcza" pisała nawet o pomyśle kierującego jedną z placówek, by lekcje wf-u czy religii odbywały się w soboty.
Bunt sióstr
Ze skutkami reformy edukacji mierzą się także w jednej z warszawskich szkół podstawowych przy ulicy Narbutta 14. W pierwotnym planie niektóre klasy miały rozpoczynać zajęcia katechezy o 7:10.
Ale w praktyce wyglądało to inaczej. O ile uczniowie mogli dotrzeć na tak wczesną porę, to siostry prowadzące nie zawsze. – Zdarzyło się, że dzieci koczowały pod klasą do 7:40. Wreszcie zjawiła się siostra i powiedziała, że ona nie może przychodzić wcześniej, bo o 7:00 się modli – opowiadał nam z rozbawieniem jeden z rodziców.
Jego entuzjazm zgasł, gdy uświadomił sobie, że sacrum może okazać się silniejsze od profanum. – Może być tak, że trzeba będzie przenieść wszystkie religie z 7:10 na późniejsze godziny. Wtedy dzieci tak rano będą miały inne zajęcia. Ja teraz żartuję, ale nie zdziwiłbym się, gdyby siostry to wymusiły na dyrektorze. Dziś mamy zebranie i podejrzewam, że tam będzie gruba awantura – mówił nam tydzień temu Jacek (imię zmienione na prośbę bohatera).
– Zakonnica, która przyszła na zebranie otwierające wprost powiedziała, że ona nie będzie prowadzić zajęć o takiej porze, bo ma poranną modlitwę. A nauczycielka matematyki musi zaczynać lekcje o 7:10. Obowiązkowa matematyka musi się dostosować do nieobowiązkowej religii. To jakiś absurd – ocenia dziennikarz Max Cegielski, który należy do Rady Rodziców Szkoły Podstawowej nr 85 w Warszawie.
Dyrektor podstawówki Marcin Jarkiewicz przyznaje, że zajęcia religii o 7:10 "wywołały duży niepokój wśród sióstr i księdza proboszcza". – A to z powodu swoich czynności zakonnych i parafialnych. Siostry powiedziały, że mają swoje obowiązki w zakonie i na tę godzinę przychodzić nie mogą. Więc myśmy odstąpili od tego pomysłu – tłumaczy Jarkiewicz.
Religia "wyprowadzona" ze szkoły
Kłopot pozostał: za mało sal, za dużo dzieci. Rodzice wpadli więc na pomysł, żeby poranne lekcje religii przenieść do sal katechetycznych pobliskiego kościoła św. Szczepana.
Takie rozwiązanie miało ułatwić ułożenie nowego planu. – Ten jest w tej chwili absolutnie zwariowany: szczególnie dzieci klas 4-6 chodzą codziennie na inną godzinę. Tylko uczniowie z klas 7-8 zaczynają zazwyczaj normalnie, ponieważ mają mnóstwo dodatkowych przedmiotów, i tak kończą bardzo późno lekcje – mówi nam Max Cegielski.
I dodaje: – Wszyscy rodzice, również dzieci, które nie chodzą na religię, są za tym, żeby wynegocjować warunki z Kościołem i przenieść jak najwięcej zajęć religii do sal katechetycznych. Tym bardziej, że reforma edukacji spowodowała nie tylko dwuzmianowość, ale też np. brak miejsca na szafki dla uczniów więc ciężar plecaka 11 latka zagraża jego zdrowiu.
Kościół-rodzice-szkoła
Z pomysłem przeniesienia lekcji katechezy do kościoła zgłoszono się więc do proboszcza parafii św. Szczepana, która znajduje się na Mokotowie, nieopodal podstawówki. – Na początku proboszcz nie zgodził się na takie rozwiązanie – mówi nam dyrektor szkoły.
Później do duchownego udała się delegacja rodziców. – Proboszcz zadeklarował, że zapyta swoich zwierzchników, czy te poranne zajęcia religii mogłyby odbywać się w salach katechetycznych. A to z kolei w naszej szkole mogłoby spowodować polepszenie warunków lokalowych do ułożenia planu – stwierdza dyrektor Marcin Jarkiewicz.
– Z tego, co mi wiadomo, to ksiądz powiedział, że udostępni sale na religie pod warunkiem, że szkoła zapłaci za sprzątanie. To 4 tys. zł rocznie – mówi jeden z rodziców, woli pozostać anonimowy.
Dyrektor zapewnia, że o żadnej opłacie od proboszcza nie słyszał. Duchowny mówił za to o innych przeszkodach: – Wskazywał na takie problemy, jak sprzątanie i wieszaki, na których dzieci zimą miałyby wieszać swoje kurtki. Wiadomo, że zimą uczniowie mogą mieć ubłocone buty i grubsze kurtki. Temat był dyskutowany ze dwa trzy dni – wspomina Jarkiewicz.
Katecheza zostaje w szkole
W czwartek przedstawiciel szkoły spotkał się z proboszczem pobliskiej parafii. Rodzice mieli nadzieję, że wreszcie uda się znaleźć rozsądne wyjście z tej sytuacji. Ale mimo zaskoczenia wielu, dyrektor szkoły wspólnie z proboszczem uznali, że "wyprowadzenie" religii ze szkoły do kościoła, byłoby precedensem.
– Wraz z proboszczem doszliśmy do wspólnego wniosku, że odstępujemy od tego pomysłu, co nie znaczy, że może on wrócić w przyszłym roku – mówi Jarkiewicz. Podkreśla też, że udało się ułożyć plan, który – jego zdaniem – jest bliski ideałowi.
– Powstał zupełnie nowy plan lekcji, który uwzględniał różne sugestie, prośby lub poprawę błędów – przyznaje. Kilka lekcji religii z 7:10 przeniesiono na późniejsze godziny. Choć katecheza prowadzona przez świecką katechetkę nadal rozpoczyna się o świcie. Ale siostry zaczynają najwcześniej o 8:00, a kończą nawet o 16:25. I są rekordzistkami, jeśli chodzi o ilość okienek.
– Na 18 klas IV-VIII, w 14. – udało się religię ustawić na pierwszych bądź ostatnich lekcjach danej klasy. Ale nie jest to 7:10. Tylko trzy klasy mają zajęcia z katechezy między innymi lekcjami. W tym czasie uczniowie, którzy nie uczęszczają na religię, przebywają w szkolnej świetlicy – mówi dyrektor.
Które zajęcia trafiły zatem na lekcję zero, czyli 7:10? – Nie jest też tak, że mechanicznie zamieniłem lekcje religii z 7:10 na inne, które odbywały się później – zapewnia Jarkiewicz.
– Gdyby nie udało nam się ułożyć tego planu, to jako dyrektor szkoły musiałbym odgórnie nakazać siostrom – tak jak innym nauczycielom – przychodzenie na 7:10 – zapewnia Jarkiewicz. Ale i podkreśla, że jeśli siostry mogłyby prowadzić zajęcia o 7:10, to wszyscy mieliby lepszy plan.
Dzieci wstają więc o świcie, by zdążyć na zajęcia o 7:10. O tej porze zaczynają się obowiązkowe lekcje wychowania fizycznego, historii, biologii. Ale i wychowanie do życia w rodzinie czy godziny wychowawcze.
Z proboszczem nie udało nam się skontaktować, do czasu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy też odpowiedzi na maila. Za to rodzice mieli usłyszeć od duchownego: "Wyszło na to, że nie ma takiej potrzeby, żeby udostępniać parafii".
– Nie ma potrzeby udostępniać parafii w sytuacji, kiedy dzieci chodzą na 7:00 do szkoły, inne na 10:35, każdego dnia inaczej? Ksiądz ma czelność twierdzić, że "nie ma potrzeby" pomóc, gdy uczniowie mają zajęcia sportowe na korytarzu, a muzykę na stołówce? – oburza się jeden z rodziców.
Reklama.
Marcin Jarkiewicz
dyrektor Szkoły Podstawowej nr 85 w Warszawie
Ten temat nie może zejść jedynie na drogę religii. Podczas układania planu szukam najlepszych rozwiązań i jeśli wiem, że jakiś nauczyciel mieszka daleko, ma małe dziecko itp., i nie może przychodzić na 7:10, to staram się tak układać plan, by miał on zajęcia później. Dla ułatwienia ułożenia planu chciałem np. połączyć kilka małolicznych klas, ale ostatecznie rodzice się na to nie zgodzili.