W Gowidlinie proboszcz nie wpuścił rodziny zmarłego do kaplicy, więc modlono się nad otwartą trumną przy bramie wejściowej na cmentarz. Zdjęcie ilustracyjne.
W Gowidlinie proboszcz nie wpuścił rodziny zmarłego do kaplicy, więc modlono się nad otwartą trumną przy bramie wejściowej na cmentarz. Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Gazeta

Proboszcz nie wpuścił rodziny zmarłego do kaplicy, dlatego ci nad otwartą trumną modlili się przy wejściu na cmentarz. Duchowny argumentował, że mężczyzna nie przyjmował kolędy i nie chodził do kościoła – donosi "Express Kaszubski".

REKLAMA
Gowidlino w województwie pomorskim. To przy wejściu na miejscowy cmentarz stanęła dziś otwarta trumna z nieboszczykiem, wokół której zebrało się kilkadziesiąt osób. Jak informuje "Express Kaszubski", proboszcz miał odmówić rodzinie zmarłego udostępnienia kaplicy, choć nie pochówku. A to dlatego, że uznał, iż ten nie przyjmował kolędy i nie chodził do kościoła.
Rodzina tłumaczyła, że mężczyzna był schorowany i nie mógł nawet się samodzielnie poruszać. "Ksiądz uważa, że umarły nie chodził do kościoła i nie przyjmował kolędy, to nie zasługuje, aby stał w kostnicy i by była tam otwarta trumna. A rodzina mogła się pożegnać ze zmarłym, potem wprowadzić go do kościoła i po całej ceremonii złożyć cmentarzu" – uważają bliscy zmarłego, których cytuje "Express Kaszubski".
Ich zdaniem, ksiądz odmówił "godnego pochówku". – Kościół to nie własność księdza, tylko parafian (...) – uważa rodzina zmarłego.
Dziennikarze zapytali o sprawę proboszcza. – Rodzina tak się ze mną umówiła, że przyjedzie zakład pogrzebowy i... ja nikomu niczego nie zabraniałem – rzucił tylko ksiądz Leszek Knut. Na kolejne pytanie – o to, dlaczego rodzina modli się nad trumną na cmentarzu a nie w kaplicy, nie odpowiedział.