Biskup Piotr Libera przeprosił za "łzy i cierpienie", które spowodowali księża. Podał też konkretne dane na temat skali pedofilii w diecezji, którą kieruje. – Mój oprawca jest właśnie z diecezji płockiej. Został on skazany przez byłego już szefa Kongregacji Nauki Wiary prawomocnym wyrokiem sądu. Ale nie usłyszałem słowa "przepraszam". Nie zaoferowano mi żadnej pomocy – mówi nam Maciej Lisiński, prezes fundacji "Nie lękajcie się".
Biskup Piotr Libera zwołał w poniedziałek konferencję prasową i przyznał, że diecezja płocka walczy z pedofilią w Kościele. Duchowny stwierdził, że "skala krzywd, jakich te dzieci – osoby małoletnie – doznały, jest wielka".
I zdobył się na coś, co w polskim Kościele nie zdarza się często, czyli podał twarde dane na temat pedofilii. Wynika z nich bowiem, że w ciągu 11 lat w diecezji płockiej dziewięciu duchownych zostało oskarżonych o nadużycia seksualne wobec szesnastu nieletnich. Libera zapewnił, że żaden z wymienionych nie pracuje z dziećmi i młodzieżą, a niektórzy zostali usunięci ze stanu duchownego.
Jego słowa z jednej strony wzbudziły podziw i w mediach społecznościowych posypały się wirtualne brawa, ale i pytania o to, czy ofiary księży otrzymały wystarczające zadośćuczynienie i pomoc.
Biskup Libera przeprosił za "łzy i cierpienie", które spowodowali księża. Podał też konkrente dane na temat liczby księży pedofilów i ich ofiar na terenie diecezji płockiej. Docenia pan ten gest?
Jeśli biskup Libera chciałby to wszystko oczyścić, to niech otworzy akta wszystkich księży, które chcielibyśmy zobaczyć. Mój oprawca jest właśnie z diecezji płockiej. Został on skazany przez byłego już szefa Kongregacji Nauki Wiary prawomocnym wyrokiem sądu. Ale nie usłyszałem słowa "przepraszam". Nie zaoferowano mi żadnej pomocy.
W mediach można przeczytać, że diecezja płocka wielokrotnie proponowała panu pomoc "duszpasterską i terapeutyczną".
Ani razu nie spotkałem się z żadnym przedstawicielem kurii płockiej, nie dotarł do mnie żaden list z propozycją pomocy. Nigdy nie dostałem ani słownej, ani pisemnej propozycji pomocy. Nigdy nie widziałem się z biskupem. Raz tylko z jego pełnomocnikiem, który po raz pierwszy mnie przesłuchiwał.
O zapewnieniach pomocy mówiła chociażby rzeczniczka diecezji.
To niech pokaże dokumenty albo powie, kiedy do mnie dzwoniła.
A skorzystałby pan na przykład z pomocy psychologa, którego przysyła Kościół?
Nie chcę od Kościoła żadnej pomocy, zapewnienia mi terapeutów. Chciałbym mieć pieniądze, aby go sobie samemu opłacać. Ewentualnie niech przelewają środki na konto fundacji. I ta będzie płaciła mi za psychologa i przygotowywała refaktury. Gros ofiar z fundacji nie chce mieć do czynienia z instytucją, czyli nie chce od Kościoła żadnej pomocy psychologicznej.
Diecezja nie jest biedna, więc dobrze byłoby, gdyby powołała jakąkolwiek komisję, która mogłaby zadośćuczynić ofiarom księży, żeby mogły on w ogóle funkcjonować.
Poza tym, po co biskup Libera ujawnia te dane, skoro nie wiadomo, co się dzieje z tymi ofiarami? Samo ogłoszenie liczby to jedno, a drugie – gdzie informacja, jak im pomogli?
Dowiedziałam się od pani rzecznik biskupa, że nie będą mówić o konkretnych przypadkach, bo tego mogłyby sobie nie życzyć ofiary księży.
Dla dobra ofiar – jasne. Tylko trzeba zapytać ofiary o to, czy sobie tego życzą, by mówić o ich przypadkach. Żądałem, żeby mój proces był jawny. Niestety sąd stwierdził, że musi być utajniony. Moim zdaniem po to, by chronić sprawcę.
Pana proces rozpoczął się, kiedy biskupem płockim był już ksiądz Piotr Libera.
Tak, mój proces kanoniczny rozpoczął się w 2010 roku. W maju zapadł wyrok w sprawie cywilnej, sprawca miał mnie przeprosić. Sprawa kanoniczna trwała przez cztery lata. Sprawca został uznany winnym i zawieszony w posłudze kapłańskiej na trzy lata. Będziemy składać apelację.
Jak w pana sprawie zachowała się diecezja? Domagał się pan symbolicznego zadośćuczynienia w wysokości 10 tys. zł.
Moje żądania o zadośćuczynienie finansowe zostały odrzucone. Usłyszałem, że nie ma możliwości jakiegokolwiek wsparcia finansowego.
Domagał się pan też przeprosin od oprawcy, parafii i diecezji. Przeprosili?
Nie, mój oprawca mnie jeszcze atakował. Twierdził, że nie byłem ministrantem, że jak to możliwe, żeby ministrantem był ktoś, kto jest z rodziny patologicznej. Cytuję dosłownie. I osoby, które nawet on powołał na świadków, powtarzały, że nigdy nie byłem ministrantem. Mimo że został uznany winnym przez Naukę Kongregacji Wiary, czyli przez samego papieża.
Wczoraj – po raz kolejny – biskup Libera przeprosił za pedofilię w Kościele. Nie czuje się pan adresatem tych słów?
Jeśli kogoś skrzywdzę, to przepraszam go osobiście. Nie chcę, żeby ktoś ogólnie przepraszał. I to nie tylko mnie. My, ofiary księży, chcielibyśmy, by zaczęto przepraszać nas indywidualnie – na spotkaniach twarzą w twarz.
I co ważne, to przede wszystkich chciałbym zajrzeć w swoje akta procesowe sądu biskupiego. W moich aktach jest napisane, że sprawca działał w warunkach recydywy. Pytanie tylko, czy przede mną były te zgłoszenia, czy po mnie?
Dlaczego sprawca został tylko zawieszony na trzy lata w posłudze kapłańskiej? Dlaczego adwokat kurii oddala całkowicie winę instytucji, jeśli chodzi o moje roszczenia zadośćuczynienia? Dlaczego w przypadku wyroku Kasi (chodzi o sprawę skazanego za pedofilię ks. Romana B.) mecenas walczy nogami i rękoma, że to nie jest wina Kościoła?
Prawo kanoniczne – według mojej wiedzy – nie daje możliwości wglądu do akt.
A dlaczego? W każdym państwie, każde prawo pozwala, by w przypadku procesu mieć możliwość wglądu w akta, a w przypadku prawa kościelnego nie mam takiej możliwości. A to przecież moja sprawa. Czego się boją? Że jest dużo więcej na temat sprawcy, który mógł krzywdzić więcej dzieci? Ja tak to interpretuję.
Nie docenia pan gestu biskupa? Wciąż niewielu biskupów ma odwagę mówić głośno o pedofili w ich diecezjach.
Tylko pozostaje pytaniem czy biskup ujawnił wszystko czy tylko tyle, ile chciał... Teraz byłem na konferencji w Niemczech, gdzie duchowni pokazali swój raport na ten temat, to nawet pani minister kpiła z tego, bo jak można być sędzią we własnej sprawie?
Co powinien w takim razie zrobić biskup Libera, żeby pokazać, iż faktycznie walczy z pedofilią wśród księży?
Przede wszystkim otworzyć akta. Chciałbym mieć wgląd w swoje akta i wtedy zobaczyć, co mówił sprawca, co tam jest napisane na temat jego recydywy.
Co do ogólnego przepraszania – może dziwne to zabrzmi, ale zrobiłem się na to odporny. Od 2015 roku, gdy po raz pierwszy biskupi zebrali się w Krakowie na konferencja nt. pedofilii, gdzie była msza pokutna, przez cały czas jesteśmy przepraszani, ale Kościół nigdy nie stanął po stronie ofiar.
Co – pana zdaniem – powinien zrobić Kościół, by stanąć po stronie ofiar?
Jedna rzecz: zostaje złapany sprawca w jakiejś małej miejscowości, społeczność atakuje ofiarę i jej rodzinę. A wystarczyłoby, żeby w następną niedzielę przyjechał biskup i przeprosił w imieniu Kościoła, że nie dopilnowali.
Chyba tylko raz gdzieś pod Warszawą kapelan przeprosił. A tak nikt nigdy w żadnej miejscowości nie przeprosił ofiar, prawdopodobnie jest to przyznanie się do winy. A przecież w punkcie 14. jest jasno napisane, że całą winę i odpowiedzialność ponosi sprawca jako osoba fizyczna.
Pamięta pan przesłuchanie w sądzie biskupim?
Tak, wtedy nie skupiono się na tym, co mi zrobiono, tylko na oskarżeniach sprawcy, że jestem złym człowiekiem, złodziejem, bandytą. To wszystko były zarzuty wyssane z palca.
W ogóle bardzo dużo kosztowało mnie przyjście do sądu biskupiego. Siedziało tam dwóch księży, mnie nikt nie towarzyszył.
Dlaczego?
Wtedy jeszcze nie można było. To też pokazuje, jak nas traktują. Kazano mi przysięgać na Biblię, że będę mówił prawdę. Ja tam płakałem. Działy różne rzeczy. Nikt mi tam nie pomógł. Padło tylko: "Proszę napisać, że płacze". Musiałem odpowiadać na zarzuty sprawcy. A nie skupiono się na tym, co mi zrobiono.
Na jakie zarzuty sprawcy musiał pan odpowiadać?
Na przykład na taki, że byłem skazany prawomocnym wyrokiem za podpalenie własnego zakładu pracy, co było nieprawdą. Faktycznie tam pracowałem, ale kiedy ten zakład spłonął, to byłem na urlopie wychowawczym.
Sprawca coś gdzieś usłyszał, przekazał to do protokołu kościelnego i oni mnie z tego wypytywali. Kolejnym zarzutem, z jakim się spotkałem, było to że jestem niewiarygodny. A to dlatego, że jestem alkoholikiem i założyłem grupę wsparcia w swojej miejscowości.
Nie piję od 14 lat, założyliśmy z przyjaciółmi grupę wsparcia, żeby pomagać innym. I niewiarygodne było dla nich to, że ja piłem. Padały argumenty, że moja rodzina jest patologiczna.
Musiałem słuchać takich oskarżeń. I przez trzy godziny mówiono o tym, a nie o tym, co zrobił ksiądz. Podejrzewam, że tak jest do tej pory. I to jest makabryczne.
Co się stało z pana oprawcą?
On był przez okres trzech lat umieszczony w domu sióstr zakonnych. Włos mu z głowy nie spadł.
A teraz?
Prawdopodobnie jeszcze do niedawna wisiał na stronach archidiecezji i był duchownym. Teraz nie wiem.
Kiedy biskup Libera obejmował diecezję płocką, to zapowiedział, że skończy z tuszowaniem pedofilii w tej diecezji, już wtedy przeprosił za grzech pedofilii w Kościele i zamieścił na stronie komunikat dotyczący księdza Ryszarda P., którego ukarał suspensą. A to najszybsza droga do ukarania księży.
Nie wiem, czy w tej diecezji ta droga jest krótsza czy dłuższa. Moja sprawa trwała cztery lata. I sprawca tak naprawdę nie został ukarany, bo tylko przez trzy lata był zawieszony w posłudze kapłańskiej.
No i otrzymał dożywotni zakaz pracy w duszpasterskiej z dziećmi i młodzieżą.
Nie interesuje mnie ten zakaz. Pedofil jeśli będzie chciał, to znajdzie sobie ofiarę gdziekolwiek. Sprawca powinien być wydalony ze stanu kapłańskiego. Nie wiem, gdzie on w tej chwili przebywa. Generalnie nie poniósł żadnej kary. On przez cały czas podważa wyrok biskupa, że nie zgadza się z nim, że on jest niewinny,powtarza, że biskup nie przesłuchał jego świadków.
Moim zdaniem biskupi z automatu powinni go wyrzucić ze stanu duchownego. Człowiek, który podważa wyrok szefa Kongregacji Nauki Wiary, nie powinien pełnić posługi kapłańskiej.
Mówił pan dziennikarzom, że co tydzień do pana fundacji zgłaszają się osoby, które są ofiarami księży. Tak jest nadal?
Tak. Wczoraj zgłosiła się 70-letnia kobieta. Najstarsza osoba w fundacji ma obecnie 73 lata. Najmłodszy chłopiec – 9 lat.
Potrzeba czasu, żeby się odważyć o tym głośno powiedzieć?
Najwięcej osób zgłasza się po 30. roku życia, kiedy ludzie dojrzewają psychicznie, dlatego nie powinno być przedawnień. Zgłasza się tak naprawdę do 10 proc. ofiar jakiejkolwiek pedofilii. Reszta nikomu o tym nie powie.