
Akurat to ostatnie jest zupełnie normalnie. – Bardzo często zdarza się tak, że jeśli spółka jest w słabej kondycji finansowej, to w prasie pojawiają się zapewnienia o jej sukcesie – mówi nam analityk Jarosław Ryba. W swoim wpisie na blogu w naTemat Ryba opisuje jak tylko w ostatnim czasie w całej Europie linie lotnicze "padały jak muchy".
Czy to oznacza, że OLT nie potrafi wykonać prostego rachunku matematycznego? Wszak Wizzair i Ryan Air jakoś sobie na tym trudnym rynku radzą. – Latanie może być tanie, ale nie aż tak, jak w OLT. Promocje muszą być racjonalne, a cały biznes trzeba robić z głową – przekonuje Anna Pustizzi.
Przypomina się tutaj cytat z Miltona Friedmana: "Nie ma darmowych obiadów". Ekonomista podkreślał tym samym, że za wszystko, co jest darmowe, ktoś musi kiedyś zapłacić. Analityk Jarosław Ryba stwierdza: – Faktycznie, na końcu ten rachunek zawsze jest, w takiej czy innej formie. Tu będą musieli go zapłacić właściciele.
To jednak nie oznacza, że model biznesowy przyjęty przez OLT był kompletnie bez sensu lub nierealny. – Jako przedsięwzięcie biznesowe to mogłoby się udać – przyznaje Anna Pustizzi. Jak wskazuje ekspertka, błędem było sprzedanie 50 proc. biletów po najniższej cenie. Z takim założeniem faktycznie trudno było uzyskać satysfakcjonujące wyniki finansowe. – Gdyby było to 10 proc. biletów, nawet 15 proc., to byłoby o wiele
Pierwsze zyski planowali dopiero za trzy lata. Tymczasem po 3 miesiącach od tej zapowiedzi tną połączenia i szukają inwestora. Mowa o OLT Express - liniach, które miały zrewolucjonizować rynek usług lotniczych w Polsce. Teraz wszystko wskazuje na to, że kolejny raz, rewolucja pożarła własne dzieci. CZYTAJ WIĘCEJ
Niestety, przypadek OLT nie jest ani wyjątkowy, ani zaskakujący. Linie lotnicze to trudny biznes. – Po pierwsze, jest ogromna konkurencja. Po drugie, wpływ na opłacalność ma wiele czynników: ceny paliw, a przede wszystkim koniunktura gospodarcza. Bo jeśli jest recesja, to ludzie w pierwszej kolejności rezygnują z podróży – dowodzi Jarosław Ryba.
Jeszcze w zeszłym tygodniu właściciele mówili o podniesieniu cen o 30 zł na bilet, że wówczas zaczęłoby im się zwracać. Nie zdążyli wystarczająco skomercjalizować spółki.