Choć na razie Błaszczak ma po swojej stronie Pałac Prezydencki, dotychczasowy szef MON może wkrótce stracić swój resort. Na stanowiska ministry obrony narodowej szykuje sobie zęby młody i ambitny Michał Dworczyk. To w połączeniu z nieudolnym rządzeniem MON, może poskutkować zabraniem ministerialnej teczki Błaszczakowi.
W najnowszym tekście dla "Newsweeka" autor Paweł Reszka wieszczy koniec Mariusza Błaszczaka w MON. Obecny minister obrony narodowej nie radzi sobie na powierzonym stanowisku, co potwierdzają źródła bliskie resortowi. – Jego samego i jego ekipę traktuje się jako coś przejściowego. Widać, że nie polubił wojska. Nie ma w nim żadnego zapału – mówi się o Błaszczaku w ministerstwie.
Głównym rywalem Błaszczaka, który może przejąć teczkę po obecnym ministrze, jest Michał Dworczyk - wiceminister MON w ekipie Antoniego Macierewicza. – . Jest niezwykle ambitny. Wojsko to jego konik, był zastępcą Antoniego Macierewicza. Mierzy wyżej niż stanowisko szefa Kancelarii Premiera, które dziś zajmuje – mówią o Dworczyku w PiS.
Ekipa przejściowa
Decyzję o przejęciu MON po Antonim Macierewiczu przyjął Błaszczak niechętnie. Jednak, że była to nominacja z nadania samego prezesa, były szef MSWiA szybko przeszedł do wywiązywania się z powierzonych zadań: uspokoić sytuację, załagodzić konflikt z prezydentem i zapewnić sojuszników z NATO, że wszystko jest pod kontrolą.
Błaszczak szybko złapał dobrą relację z otoczeniem Andrzeja Dudy. Na Krakowskie Przedmieście przyjeżdżał skromnie jednym samochodem, bez eskort i głośnych kogutów towarzyszących wizytom Antoniego Macierewicza. Z samym prezydentem szef MON również dogadywał się dobrze.
– Prezydent i minister mają chemię. Są z tego samego pokolenia, dogadują się ze sobą. Gdy prezydent zawetował ustawę degradującą członków WRON, Błaszczak był wyraźnie niezadowolony. Jednak obyło się bez niepotrzebnych złośliwości i agresywnych wypowiedzi. To zostało docenione – mówi urzędnik z Pałacu Prezydenckiego.
Mimo, że Błaszczak totalnie nie znał się na wojsku, w resorcie również został dobrze przyjęty. Początkowo, ponieważ z czasem zaczęto nazywać jego ekipę "tymczasową". – Błaszczak i jego ludzie zaczęli być traktowani jako ekipa przejściowa. Mało kto chciał się z nimi wiązać. Bo skoro taki mocny zawodnik jak Antoni poleciał na pysk, to jakie znaczenie ma taka "galareta", czyli obecny minister! – słychać wśród ludzi z kręgów MON.
Przełamać impas
Na Błaszczaka spadła również krytyka w związku z "pudrowaniem trupa", czyli sztucznemu kreowaniu wizji potężnego wojska, kiedy armia w Polsce tak naprawdę jest w opłakanym stanie. Widać to było choćby w czasie obchodów Święta Marynarki Wojennej, kiedy honorową salwę oddał historyczny, przedwojenny niszczyciel ORP "Burza".
Pewnym przełamaniem impasu miało być sprowadzenie do Polski australijskich fregat "Adelaide". Pomysł nie wyszedł z MON, ale z prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Od miesięcy lobbowali za nim prezydenccy urzędnicy. W końcu minister Błaszczak też zapalił się do idei. Pochwalił się nawet zakupem na wizji w TV Trwam.
W przerwie programu dostał telefon od premiera, że nie będzie żadnych zakupów.
– Z tymi Adelaidami to był jakiś głupi pomysł z punktu widzenia PR. Jak wytłumaczyć wyborcom, że kupujemy okręty, które sami Australijczycy zatapiają, żeby były atrakcją turystyczną dla płetwonurków? Dlaczego nowoczesnych jednostek nie robią nasi stoczniowcy, którzy przecież "są najlepsi"? – mówi polityk PiS
Więcej na temat problemów Mariusza Błaszczaka w MON przeczytacie w najnowszym wydaniu "Newsweeka"