
Co wieczór z niepokojem zerkasz z balkonu, czy twoje auto jeszcze stoi? Jeszcze tak, ale nie znasz dnia ani godziny – i to nawet jeśli stosujesz rozmaite zabezpieczenia. Na rynku nie ma bowiem rozwiązań, które zatrzymają naprawdę zdeterminowanego złodzieja. Co najwyżej mogą go spowolnić – a te fabryczne dają radę na jakieś... kilka, kilkanaście sekund.
Kradzież auta można podzielić na dwa etapy. Pierwszy to samo wejście do auta, drugi to uruchomienie silnika i odjechanie z miejsca zdarzenia.
Jeśli nie mamy żadnych dodatkowych zabezpieczeń, samo odpalenie auta dla złodzieja to banał. Po prostu wsiada, odpala poprzez komputer i odjeżdża. Zajmuje mu to 15-20 sekund.
– Za najniższą cenę oferuje się właściwie to samo. Klienci nie biorą tego pod uwagę, że zabezpieczenia zakłada im się na jedno kopyto. Każdy kolejny wyjeżdża z takim samym montażem. A to ułatwia zadanie złodziejom – oni po prostu wiedzą, gdzie szukać, znają te schowki – zauważa Adam.
Często nawet przekroje i kolory kabli się różnią – te oryginalne od dołożonych. Otwierając miejsce, gdzie może być wiązka, złodziej będzie wiedział, za co się brać. Nieważne, czy komputer pokładowy jest pod pod deską rozdzielczą, fotelem czy w bagażniku. Złodziej wie, gdzie jest komputer odpowiedzialny za zapłon i gdzie najłatwiej było się monterowi wpiąć.
To jak zniechęcić złodzieja? – Gdybym ja miał zabezpieczyć swoje auto, choć uważam to za rzecz niemożliwą do wykonania i po prostu mam auto casco, to zastosowałbym zabezpieczenie podwójne. Np. pastylkę i guzik – przekonuje Adam. Wtedy jest zwyczajnie dwa razy więcej roboty i trzeba dwa razy dłużej szukać zabezpieczeń.
Generalnie każde zabezpieczenie można usunąć w maksymalnie 30 minut. Ale to jest czas, na który raczej 99 proc. złodziei sobie nie pozwoli.
