Internet to taki cudowny wynalazek, który nie zapomina. Tym razem nie zapomniał Patrykowi Jakiemu. Wiceminister sprawiedliwości w rządzie PiS przez kilka lat prowadził bloga w naTemat.pl. W pewnym momencie postanowił jednak usunąć wszystko, co w tym czasie tam napisał. A pisał sporo.
Jednym z głównych elementów podczas tworzenia naTemat.pl była blogosfera. Od samego początku oprócz dziennikarzy nasz serwis tworzyło kilkuset blogerów z absolutnie każdej dziedziny. Byli wśród nich także politycy. Z założenia na swoich łamach chcieliśmy (i nadal chcemy) gościć każdego. I z prawa, i z lewa, i ze środka.
Przez pewien czas pisał u nas nawet ówczesny poseł PiS Przemysław Wipler, który bloga jednak zamknął. W jego otoczeniu nie podobało się to, gdzie pisze. Była także Beata Kempa, która pisywała podczas kampanii Solidarnej Polski.
Blogerem naTemat.pl był również Patryk Jaki, będący wtedy rzecznikiem Solidarnej Polski. I to blogerem wyjątkowym, bo jednym z tych, którzy z naTemat byli od samego początku. Pisał już od lutego 2012 roku, czyli pierwszego miesiąca działalności naTemat.pl.
Bloga można znaleźć pod adresem www.patrykjaki.natemat.pl, ale dziś niewiele już tam zobaczycie. Na przełomie roku 2017 i 2018 wszystko zostało jednak usunięte. Wpisy, zdjęcia, biogram. Aż dziw, że dopiero wtedy, w końcu w pisowskim Ministerstwie Sprawiedliwości urzędował już od dawna. Pewnie wtedy decydowała się ostatecznie jego kandydatura na prezydenta Warszawy.
Na blogu pisał w 2012 i 2013 roku, czyli w epoce rozłamu i walce Prawa i Sprawiedliwości z rebeliantami z Solidarnej Polski. W tym okresie pojawiło się tam kilkadziesiąt wpisów. Był miły, chętnie korespondował z naszym blog menadżerem. I taki "trup w szafie" po tylu latach na pewno nie był mu potrzebny.
Za pomocą Web Archive udało się jednak podejrzeć to, co Jaki ukryć próbował. Wraz z ekipą Solidarnej Polski postulowali m.in. system prezydencki, którego PiS tak bardzo starał się niedawno uniknąć. Chwalił się także na lewo i prawo, czym właściwie różnią się od PiS (jak dziś widać, niczym, bo w końcu się pogodzili).
"Część środowiska opiniotwórczego niesłusznie powtarza, że Solidarna Polska niczym nie różni się od PiS. Niestety te niesprawiedliwe oceny skutecznie trafiają do opinii publicznej. W związku z powyższym, Solidarna Polska rozpoczyna dziś akcję pokazującą, czym nasza partia różni się od reszty ugrupowań. Akcja ta w czytelny sposób za pomocą grafik i filmów ma przedstawiać od dawna głoszone przez SP postulaty radykalnej reformy państwa, a nie tylko liftingu, jak proponuje PiS, PO czy inne partie" – pisał.
W marcu 2013 roku krytykował w ten sposób: "Obecnie trochę władzy ma sejm, trochę senat, trochę rząd, trochę prezydent co sprawia, że państwo jest nie sprawne i słabe. Ponadto w stanie permanentnych konsultacji i co najważniejsze rozproszonej odpowiedzialności, co dodatkowo potęguje jego zepsucie".
I trochę – to trzeba mu oddać – przewidział przyszłość, której dziś jest częścią.
"Obecny system polityczny staje się fasadową okładką demokracji pod którą chowa się bezwzględny i autorytarny rząd partyjny, jednowładztwo liderów, które zamyka pluralizm i debatę w największych partiach" – brzmi znajomo?
Dostało się także samorządom, do których dziś przecież startuje.
"Opisana kondycja państwa, przekłada się na co raz to bardziej widoczne przykłady nadużywania władzy szabel niżej tj. przez samorządy. Dochodzi do tego odwrócony od obywateli i nietransparentny system wyboru dziś kluczowych stanowisk tj. marszałek województwa czy starosta, który jest wybierany nie przez obywateli a w wyniku intryg politycznych" – czytamy.
I proponuje między innymi powszechne wyboru marszałków i starostów, a także... prokuratora generalnego. Tak, tego, który w Ministerstwie Sprawiedliwości jest jego szefem. Mowa o Zbigniewie Ziobrze.
Równie zabawnie jest w wpisie pt. "Solidarna Polska wygrywa proces z kontrolowaną przez PiS - Gazetą Polską Codziennie", gdzie złośliwie wytyka, że "GPC" ma związki z PiS i cieszy się z wygranego procesu. "Kontrolowana przez PiS gazeta potrafiła posunąć się do największej podłości – niszczenia konkurenta politycznego – za pomocą podrobionych dokumentów" – pisał.
Jaki wstydzi się do tego stopnia, że zablokował nas nawet na Twitterze. No nie wypada, jakby nie patrzeć łączy nas wspólna przeszłość. I nie ma co udawać, że jej nie było.
Mimo wszystko jednak mam przeczucie, że bardziej niż to, co pisał, przeszkadzało mu to, gdzie pisał. Panie wiceministrze, proszę się nie wstydzić. naTemat jest pana "byłą". Chętnie udostępnimy swoje łamy każdemu. Szkoda tylko, że dziś Polska stała się za bardzo zero-jedynkowa i nie jest to możliwe. Każdego dnia przekonują się o tym nasi dziennikarze, którzy próbują dodzwonić się i porozmawiać z posłami PiS. Nie jest łatwo.
PS Swojego bloga w naTemat ma też Rafał Trzaskowski. Od dawna nic na nim nie pisał, ale też nic nie pousuwał.
Ciągle walczę o to, aby w naszej Ojczyźnie było lepiej. Staram się nie poddawać przeróżnym modom. Wierze w tradycyjne wartości. Jestem asertywny oraz wytrwale dążę do celu. Nauczyłem się już, że ciężka praca i życzliwa dyskusja zawsze w dłuższej perspektywie czasu przyniosą pozytywne skutki. Blog ma być dla mnie formą wyrażania swoich opinii i komentarzy na temat bieżącej rzeczywistości publicznej, które pewnie nie zawsze będą celne, ale na pewno zawsze szczere.