W Sejmie była pewna siebie, z twarzy aż biła wielka satysfakcja. "Mówili, odpuście. Mówili, i tak wam odrzucą. Mówili, nie macie szans. Mylili się" – obnosi się z sukcesem na Facebooku. Justyna Socha, główna twarz antyszczepionkowców, niemal szturmem weszła do Sejmu i zdobyła poparcie PiS. Niczym Elbanowscy kilka lat temu. Albo – przynajmniej przez chwilę – Kaja Godek.
Projekt ustawy o dobrowolność szczepień przechodzi do prac w połączonych komisjach zdrowia i rodziny. To jeszcze nic pewnego, co będzie dalej, ale na tym etapie Justyna Socha, główna twarz antyszczepionkowców i tak triumfuje. Za jej projektem głosowało 252 posłów, przeciwko było 158. Na Facebooku napisała, że zapamięta ten dzień do końca życia.
"Tworzymy historię! Brawo my! Wbrew pogardzie posłów PO, Nowoczesnej PSL i UED. Dziękujemy za szacunek dla polskich rodzin!" – obwieściła.
Justyna Socha mogła odczuć, że PiS bardzo ją wspiera. Tak bardzo, że z powodu tego wsparcia przeciwko partii wystąpił krajowy konsultant w dziedzinie zdrowia publicznego. – To jest dzień mojej porażki jako nauczyciela akademickiego – ogłosił Jarosław Pinkas.
"Godek, Socha, Elbanowski"
Jednak już sam fakt pojawienia się Sochy w Sejmie pokazuje, jakich ekspertów wybiera PiS do kształtowania polskiej rzeczywistości. Albo inaczej – jakich słucha i od jakich, jako społeczeństwo, możemy być zależni nawet przez następne pokolenia, jeśli ich pomysły wejdą w życie.
Przywódczyni antyszczepionkowców wpasowała się tu w pewien nurt. "Godek, Socha, Elbanowski" – zauważa wymownie słynna niania Dorota Zawadzka. Cała trójka ma coś do powiedzenia w sprawach dzieci. "Ręce mi opadają. Kto za nas decyduje" – pisze jeden z internautów.
Przypomnijmy, najpierw szczególnej uwagi PiS dostąpili państwo Elbanowscy, którzy wywalczyli cofnięcie sześciolatków do szkół, a potem zostali społecznym doradcą ds. reformy edukacji. Potem była Kaja Godek, która – choć zawiedziona, że nie udało się jeszcze nic zrobić – to jednak narobiła zamieszania z ustawą antyaborcyjną. Teraz jest Justyna Socha ze stowarzyszenia STOP NOP. Mieszkanka Poznania, agentka ubezpieczeniowa, kandydatka do Sejmu z listy Kukiz'15 w 2015 roku. Również dziś nie brak głosów, że jej ostatnia kampania ma podłoże polityczne.
Jak zauważa wielu, w ogóle jest bardzo podobna do Godek – nie tylko w walce, którą prowadzi, również z wyglądu. Na Twitterze nie brak porównań obu pań. Niektórzy wręcz piszą o niej "druga Godek".
"Tacy mogą pleść bzdury w Sejmie"
Jej pojawienie się w Sejmie zostało też odebrane jako brutalne zderzenie z tym, kto – za PiS – ma prawo wstępu do polskiego parlamentu, a kto nie. Internauci już bezlitośnie to punktują. "Za PiS fanatycy typu Godek, czy pani Socha od zabobonów ws. szczepionek mogą bez przeszkód pleść bzdury w Sejmie, a protestujących niepełnosprawnych, czy pielęgniarek nie wpuszcza się do Sejmu" – pisze na TT dziennikarka Anna Mościcka.
Internauci wymieniają pielęgniarki, niepełnosprawnych, dziennikarzy, również tak zasłużonych powstańców jak Wanda Traczyk-Stawska, którzy nie dostąpili takiego zaszczytu jak Justyna Socha, choć wszyscy wiedzą, że próbowali i jak to się kończyło.
"Pokaz tego, że są gorsi i lepsi obywatele"
Fakt, ruch Justyny Sochy zebrał 120 tysięcy podpisów pod inicjatywą ustawodawczą. Ale pamiętacie ile podpisów zebrali rodzice pod wnioskiem o referendum w sprawie reformy oświaty? Blisko milion. Oni też chcieli mieć wpływ na los swoich dzieci, ale im się nie udało.
To były dwie zupełnie inne sprawy, które w tym kontekście być może nie powinny być porównywane (był wniosek o referendum, który też został skierowany do komisji, teraz jest inicjatywa ustawodawca), ale takie porównanie aż samo ciśnie się na usta. Bo mimo usilnych zabiegów rodziców, błagań wręcz, i protestów, PiS wyrzucił wtedy głosy niemal miliona ludzi do kosza.
Jakby nie było obie inicjatywy dotyczą dzieci i rodziców. Całych rodzin, choć w różnym zakresie.
– Widać różnicę w trosce posłów PiS o obywatelskość projektu, jeśli jest on spójny z ich wizją świata i olbrzymim braku szacunku wobec obywateli i obywatelek, którzy zbierają podpisy pod czymś, co się władzy nie podoba. To jest kolejny pokaz tego, że są gorsi i lepsi obywatele – reaguje w rozmowie z naTemat Dorota Łoboda z ruchu Rodzice Przeciwko Reformie Edukacji.
Wskazuje na te różnice: – Nie słyszę dziś żadnych obelg i obraźliwych epitetów dotyczących tych, którzy zebrali podpisy pod tym konkretnym wnioskiem. Nie słyszę, że to jest inicjatywa polityczna, że ktoś podpuścił tych obywateli. A my ciągle słyszeliśmy, że zostaliśmy podburzeni przez opozycję, że to hucpa polityczna, że nie jesteśmy prawdziwymi rodzicami i obywatelami. I że ten milion podpisów to właściwie sami partyjniacy albo ZNP.
– Cały czas słyszymy, że władza słucha społeczeństwa, ale mam poczucie, że tylko tej części, która ją popiera. Jeżeli inicjatywa obywatelska jest sprzeczna z poglądami PiS to jest wyrzucana do kosza – dodaje Dorota Łoboda. Jej zdaniem projekt jest tak kuriozalny, że i tak zostanie wyrzucony do kosza.
"75 proc. społeczeństwa się nie szczepi"
Czego chce Socha? W Sejmie przekonywała, że system przymusu szczepień ochronnych w innych państwach zakwestionował Europejski Trybunał Praw Człowieka. Twierdziła, że 75 procent polskiego społeczeństwa się nie szczepi. Sugerowała, że przymus szczepień ochronnych tylko dzieci stał wyłącznie interes ekonomiczny producentów.
Trzeba przyznać, dziesiątki ludzi dziękuje jej za to na Facebooku, zagrzewa do boju i pisze, że jest bohaterką. Ale lekarze mają inne zdanie.
– Łatwo się mówi, sieje się zamęt, ale nie ponosi się za to żadnej odpowiedzialności. Cały czas takie osoby znajdują też odbiorców w społeczeństwie, które im wierzą. Nie można ludziom nakazać wierzyć w to, co mówi tylko służba zdrowia. Dla jednych osób jest bardziej przekonujące to, co mówi pani w kolejce do lekarza, dla innych to, co powie lekarz – zauważa w rozmowie z nami dr Sabina Łukaszewska, wiceprzewodnicząca Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego w Olsztynie.
Podkreśla, że lekarze spotykają się z narastającym problemem braku szczepień, co jest groźne dla społeczeństwa. – Brak szczepień oznacza brak odporności zbiorowiska. Mogą być epidemie – mówi. Sugeruje też, by upubliczniać dane, co się działo przed erą rozpoczęcia masowych szczepień ochronnych, ile było zachorowań również w Polsce.
– Część ludzi uważa, że chorób już nie ma i nie będzie. Dawne choroby są dla nich abstrakcją, dlatego szczepienie uważają za zbędne. Trzeba przypominać, jak ciężkie choroby były kiedyś, ile było zakaźnych. W każdej rodzinie były ciężkie przypadki, a nawet zgony – mówi.
"Rodzice są pełni lęków"
Na razie zamiast takiego przypominania, to Justyna Socha częściej pojawia się w mediach.
Od środy była w TV Republika, "Rzeczpospolitej", Polsat News... – Za obywatelskim projektem stoją rodzice, pełni obaw i lęków – przekonuje. Wywiadem z nią pochwalił się nawet były ksiądz, Jacek Międlar.