W pierwszej instancji górą była Anna Morawiecka. W drugiej instancji sąd uznał racje radnego PO z powiatu trzebnickiego Damiana Sułkowskiego i oddalił złożony przez nią pozew w trybie wyborczym. "Wyroki niezawisłych sądów należy szanować, sprawiedliwości dochodzić będę innymi dostępnymi środkami prawnymi" – skomentowała siostra premiera.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Proces w trybie wyborczym dotyczył wypowiedzi trzebnickiego radnego PO ws. pikniku współorganizowanego przez fundację Anny Morawieckiej oraz starostwo w Trzebnicy.
"Jeden z radnych powiatowych PO zarzucił mi korupcję. Sąd w trybie wyborczym nakazał sprostowanie tych nieprawdziwych słów. Ponownie apeluję. Rozmawiajmy, dyskutujmy, nawet gorąco, ale szanujmy się wzajemnie" – pisała siostra premiera po korzystnym dla niej wyroku w pierwszej instancji.
W instancji wyższej sąd pozew oddalił jako bezzasadny. Uznał, że sprawa nie może być rozpatrywana w trybie wyborczym, bowiem radny PO swoje pytania dotyczące pikniku z udziałem fundacji Anny Morawieckiej kierował jeszcze w sierpniu, gdy ani on nie był jeszcze formalnie kandydatem do dolnośląskiego sejmiku, ani ona nie była zarejestrowana jako kandydatka na burmistrza Obornik Śl.
Odczuwa Pan satysfakcję ze zwycięstwa przed sądem nad siostrą premiera Morawieckiego? Świętuje Pan?
Nie nazwałbym tego świętowaniem. Cieszę się, że powództwo zostało oddalone, bo ja nic takiego nie powiedziałem. Pozew w trybie wyborczym został oparty o słowa, które z mojej strony nie padły.
Chodzi o wypowiedź, którą przytoczyła wrocławska "Gazeta Wyborcza", jaka miała paść na jednej z sesji Rady Powiatu. Miał Pan zarzucać staroście, że "pod stołem i bez żadnego trybu" przekazał ponad 1700 zł fundacji Anny Morawieckiej na organizację pikniku.
To nie była moja wypowiedź. Moje słowa z posiedzenia sesji Rady Powiatu zostały niewłaściwie zinterpretowane. One się nie odnosiły do pani Morawieckiej.
Owszem, pytałem o wydatki starostwa dotyczące pikniku organizowanego przez Fundację Ludzka Sprawa oraz Starostwo Powiatowe w Trzebnicy. Na sesji nie uzyskałem odpowiedzi. Potem w tej sprawie kierowałem interpelację. Uważałem, że kwestia tych wydatków powinna być jawna. Natomiast nie miałem nic do powiedzenia w sprawie samej pani Morawieckiej.
W tej chwili Anna Morawiecka pisze o Panu na Facebooku "Damian S.", jakby był Pan jakimś skazanym lub podejrzanym. Jak Pan to odbiera?
Zastanawiam się, o co pani Morawieckiej chodzi. Ja jej przecież nigdy nie obraziłem, nigdy wobec niej nie kierowałem żadnych negatywnych opinii. Przykro mi się zrobiło, że poważna osoba, kandydatka na burmistrza, może tak o kimś pisać. Ale cóż...
Zamierza Pan podjąć jakieś kroki w związku z tym określeniem "Damian S."?
Można to określenie odbierać, jako sugestię, że jestem osobą karaną czy podejrzaną, a to przecież nieprawda. W poniedziałek zamierzam o tym rozmawiać z prawnikiem, zastanowimy się nad ewentualnymi dalszymi krokami.
Choć przyznam, że ja jestem bardzo daleki od tego, żeby kogoś pozywać do sądu za jakieś słowa. Podchodzę do tego tolerancyjnie. Uważam, że każdemu może się zdarzyć powiedzieć w nerwach coś, czego nie przemyśli. Być może i tym razem tak się stało.
Czy kampania samorządowa w tych wyborach w powiecie trzebnickim nie jest ostrzejsza niż wcześniej? Co chwila pojawiają się choćby doniesienia o zniszczonych plakatach czy bannerach kandydatów.
Ta kampania jest rzeczywiście inna. Na pewno jest zdecydowanie mniej kandydatów niż wcześniej. W Żmigrodzie na przykład jest tylko jeden kandydat na burmistrza.
A co do atmosfery – faktycznie, momentami ta kampania jest niestety nieprzyjemna. Sam to nieraz zdążyłem odczuć na własnej skórze. Ten konflikt polityczny z Warszawy przeniósł się niestety też na nasze samorządowe podwórko.